Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Rozpaczliwy chwyt

Piotr Dominiak
Dzwoni telefon. Stacjonarny. Wiem, że zapewne to kolejna oferta kupna kołder, garnków albo zaproszenie na pomiar wapnia w moich kościach. Zaledwie kilkoro znajomych od czasu do czasu kontaktuje się ze mną w ten sposób. Raczej tych z mojego pokolenia. Tylko siła przyzwyczajenia sprawia, że trzymamy się kabla. Dlatego nie likwiduję numeru i mimo wszystko odbieram.

Tym razem też odebrałem. No i jest oferta! Przyznaję, lekko szokująca. Otóż mój ulubiony operator, któremu jestem wierny od zawsze, czyli Orange, proponuje mi zniżkę opłat za energię elektryczną. Zwykle po informacji, że rozmowa jest nagrywana i że zostałem wyróżniony propozycją, odkładam słuchawkę, nie chcąc nawet dowiedzieć się, czego owa wyjątkowa propozycja dotyczy.

Tym razem wstrzymałem się na chwilę i dziś żałuję, że nie wysłuchałem do końca. Dowiedziałem się tylko, że jest to oferta skierowana do abonentów telefonii stacjonarnej. I nawet chciałem zapytać, odkąd to Orange handluje energią, ale wkurzyłem się, gdy głos w słuchawce poprosił mnie o podanie wysokości moich opłat za zużycie prądu, aby skalkulować zniżkę. Może jestem przewrażliwiony, ale nigdy nie podaję przez telefon żadnych prywatnych informacji. Bo chociaż dzwoniący przedstawia siebie, firmę, w imieniu której telefonuje, przecież nie ma żadnych możliwości, żeby to sprawdzić. Tu może popełniłem błąd. Mogłem podać fikcyjną kwotę i dowiedzieć się więcej o tej dziwacznej transakcji.

Rozumiem interes operatora, ale co w ten sposób chcą zyskać koncerny energetyczne (Orange proponował zniżkę bez względu na to, kto mi energię dostarcza), nie mam pojęcia. Operator za wszelką cenę próbuje utrzymać klientów telefonii stacjonarnej. Ich liczba maleje od 10 lat. Złote czasy państwowego monopolisty telekomunikacyjnego, gdy na jego łaskę (czyli założenie telefonu) czekało się latami, minęły dawno i bezpowrotnie.

W pierwszym kwartale tego roku było w Polsce zaledwie 5,5 miliona abonentów "kabla". W tym samym czasie liczba telefonów komórkowych w Polsce wynosiła ponad 58 milionów i nadal rośnie. W przeliczeniu na stu mieszkańców mamy więc zaledwie 14,2 telefonu stacjonarnego i 150,8 - komórkowego. Niektórzy eksperci uważają, że tradycyjna telefonia zniknie zupełnie w ciągu najbliższych trzech lat. Nic więc dziwnego, że operatorzy ponosząc wysokie koszty stałe utrzymania łączności kablowej próbują różnych chwytów, by powstrzymać ten proces. Jeśli udało im się uzyskać jakieś rabaty od dostawców energii, to usiłują skusić nimi swych klientów, by nie porzucali aparatów "na sznurku". Być może wymyślą jeszcze inne zachęty: upusty w hipermarketach, na stacjach benzynowych itp. Ale ich szanse na sukces są znikome. Nie da się zatrzymać zmian technologicznych.

Kablowa łączność może jeszcze trochę przetrwać jako "awaryjny" system dla różnego typu służb publicznych. Choć i to wątpliwe. Technologia zejdzie wraz z moim pokoleniem. Można próbować rozłożyć straty w czasie, ale uniknąć ich się nie da. Trik z energią, jeśli wypali, może dać chwilę oddechu. Ale krótką. Bardzo krótką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki