Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Lubimy się łudzić

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak Archiwum
Każdemu społeczeństwu potrzebne są idee, ambitne cele, czasem nawet mało realne. Jeśli prowadzą do mobilizacji, do wspólnych wysiłków na rzecz rozwoju, to wszystko jest w porządku. No i jeśli nie są skierowane przeciwko komuś. My też potrzebujemy idei. Przed stu laty była nią niepodległość.

Po 1918 roku, kiedy stała się faktem, pojawiły się głębokie podziały polityczne, spory, ale jako całość potrafiliśmy szybko zintegrować podzielone przez ponad wiek regiony. Jak na dwadzieścia lat to osiągnięto wtedy naprawdę sporo. Marzyła się niektórym Polska „od morza do morza”, o kolonialnym imperium (Liga Morska i Kolonialna), ale gospodarkę rozwijano opierając się na ambitnych, lecz realnych pomysłach. COP, Gdynia itd. - to najbardziej spektakularne przykłady.

Po II wojnie realizmu gospodarczego brakowało. Najpierw dominowała ideologia, potem budowaliśmy „drugą Polskę”. Pojawiały się nie tyle idee i pomysły, ile mity. Mimo to zbudowaliśmy szybko zręby gospodarki rynkowej, przebudowaliśmy w miarę sprawnie instytucje. Entuzjazmu z powodu obalenia socjalizmu starczyło na jakiś czas, po czym nastąpił ideowy zastój określany potocznie „ciepłą wodą w kranie”. Na chwilę „drugą Polskę” zastąpiła „druga Japonia” albo Irlandia. Ciągle wracają pomysły budowy milionów mieszkań („dla każdego”; „dla rodziny”). Teraz zaczyna się lansować repolonizację kapitału. Siła tego typu idei zawsze była i pewnie będzie słaba. Głównie dlatego, że są one nie tylko mało realistyczne, ale opierają się zazwyczaj na jakichś mitycznych podstawach.

Za czasów pierwszej „Solidarności” mieliśmy zbudować własną potęgę na ropie odkrytej w Karlinie (ktoś o niej jeszcze pamięta?). Nawet całkiem rozsądni ludzie snuli mocarstwowe plany prowadzące do powszechnego bogactwa Polaków. Skończyło się na jednym ledwo cieknącym kurku. Całkiem niedawno ulegliśmy złudnemu urokowi łupków, w które jakoby wyposażyła nas natura. Czarne złoto wydawało się na wyciągnięcie ręki. W budowaniu tego mitu uczestniczyło też sporo naukowców, polityków. Iluzja szybko prysła. Trzeba było znaleźć coś innego. Okazało się to wcale nie proste.

Jednak udało się. W strategii zrównoważonego rozwoju Polski wicepremier Morawiecki starał się zawrzeć jakieś pomysły, które dodałyby nam skrzydeł. Milion samochodów elektrycznych za 10 lat - cel ambitny i równie realny jak miliony baryłek ropy z Karlina. Teraz pojechał do Londynu zapraszać wielkie światowe banki, by po Brexicie porzuciły Londyn i przeniosły się do Warszawy. City of Warsaw! Byłoby pięknie. Realnie? Gdy chce się już istniejące banki repolonizować. Gdy zapraszane do nas instytucje są przez rządzących uznane za chciwych krwiopijców i wyzyskiwaczy? Gdy kombinuje się, jakby dużych graczy opodatkować? W życiu zdarzają się rzeczy, o których filozofom się nie śniło. Ale ekonomiści, a szczególnie finansiści nawet we śnie chodzą po ziemi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki