MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Raport z fermentem. Półki i pułki Gomułki

Henryk Tronowicz
Maria Dąbrowska po lekturze książki Jerzego Andrzejewskiego "Popiół i diament", zapisała w prywatnym dzienniku: "Gówno i diament". Gdyby prawdę tę ogłosiła oficjalnie, miałaby do czynienia z dyktaturą proletariatu (a i bez tego miała).

Andrzej Wajda o książce usłyszał rok po Październiku '56. Gomułka właśnie ryglował tygodnik "Po prostu". Wajda nie przeląkł się rozsierdzonego sekretarza. Tyle że forsując własne odczytanie zafajdanej prozy, ryzykował. Bo ledwo rozpoczął zdjęcia, Gomułka osobiście odesłał na półki inny film - "Ósmy dzień tygodnia" według Marka Hłaski. Jak to więc było możliwe, że obraz przywracający pamięć o tragedii chłopców z AK wszedł na ekrany "mimo wszystko"?

Niedawno w księgarniach ukazała się rewelacyjna książka gdańskiego filmoznawcy dr. Krzysztofa Kornackiego "Popiół i diament Andrzeja Wajdy". Autor dokonał szczegółowej rekonstrukcji przebiegu pracy nad filmem. Na jednym z posiedzeń, kiedy ważyły się losy dzieła, ktoś Wajdzie zarzucił, że z postaci partyjnego dygnitarza robi na ekranie "starego dziadygę". Wajda wykręcił się argumentem, że nie widzi w Polsce odpowiedniego aktora do tej roli, takiego na przykład, jak... Jean Gabin.

Wstrętom czynionym Wajdzie nie było końca. W dniu premiery cenzor zażądał od reżysera, aby wyciął z filmu finałową scenę ze śmiercią Maćka Chełmickiego na śmietniku. Artysta to żądanie zignorował, a wieczorem przed projekcją widzowie mogli w wydrukowanym programie przeczytać credo filmowca: "Kocham tych nieustępliwych chłopców, rozumiem ich. Chcę moim skromnym filmem odkryć przed widzem kinowym ten skomplikowany i trudny świat pokolenia, do którego i ja sam należę".

Dzieło Wajdy wywołało ferment. Osią kontrowersji stała się kwestia prawdy. Jeden z krytyków, który w maju 1945 roku balował niechybnie na Księżycu, wydrukował opinię, że "to byli chłopcy ginący marnie i w podłej sprawie".

Krzysztof Kornacki przeczytał 70 recenzji i o niektórych autorach powiada: "Pisali tak, jakby nie byli świadomi cenzuralnych ograniczeń ówczesnej krytyki filmowej. Pisali tak, jakby można było pisać »prawdę, całą prawdę i tylko prawdę«".

Himalaje cynizmu zdobył Zygmunt Kałużyński, który swoim pokrętnym wywodom nadał tytuł "Morderca z Café de Wąski Spodzień". Kornacki reprodukuje w tomie parę takich perełek demagogii (polonistom gorąco polecam do przerabiania na lekcjach).

Wtedy jednak nie każdy stracił rozum. Arcydzieło Wajdy poruszyło Stanisława Lema: "Człowiek wychodzi z kina wstrząśnięty, i przez godziny całe, co tam, przez szereg dni nie może otrząsnąć się z wrażenia".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki