Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport z etykiety - Całować czy nie całować?

Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Zacznijmy od cmoknonsensu. Według feministek, zwyczaj całowania kobiet w rękę to dla pań gest poniżający. Niedawno, chcąc podobnej ujmie zapobiec, pewna urodziwa dama ścisnęła mi łapę z mocą taką, że o mało jej nie zmiażdżyła. Może chodziło o to, żebym sobie czegoś nie pomyślał (a i tak pomyślałem).

Lecz pomyśleć tylko, że niegdyś obrady Sejmu zaczynano od ceremonii całowania królewskiej dłoni. Przebrzydła sarmacka przeszłość. A dzisiaj? Jak to jest z savoir vivre'em, z regułami kurtuazji? Oto wczoraj w Pałacu Prezydenckim, przed ceremonią zaprzysiężenia nowego gabinetu, szacowny prof. Bartoszewski dał prawdziwy popis całowania dam po rękach. Ale co tam. Przejdźmy do kontaktów międzynarodowych. Telewizje ostatnio cytowały nieszczególnie wykwintny - jak na etykietę Francji-elegancji - epitet, jaki wymsknął był się z ust głowy tego państwa pod adresem szefowej sojuszniczego państwa.

Co z tą dyplomacją? Czy to jakiś rewers?
Dyplomacja i jej ceremoniały to domena obłożona kodeksami dobrych manier. Gąszcz przepisów, które regulują celebrowanie świąt narodowych i obchodów kościelnych, wykonywanie prezydenckich funkcji reprezentacyjnych, tryb posiedzeń parlamentu z udziałem głowy państwa albo przebieg audiencji dostojników podług ich prestiżu. Kiedyś wyznaczano również, komu przysługuje wejście na Zamek Królewski schodami głównymi, a komu schodami nowymi. Schody Władysławowskie przysługiwały jedynie naczelnikowi państwa. Do kręgu dyplomacji zalicza się wyznaczanie, kogo na jakim miejscu sadza się za stołem na uroczystych przyjęciach i rautach (dawniej przewidywano i taki układ: jeśli dyplomata nie był żonaty, mógł prosić o którąś z pań korpusu na "maitresse de maison"). Wymogi dyplomacji obejmują okoliczności związane z przypinaniem orderów (w II RP przypinano je tylko przy strojach galowych) czy precyzowanie formuł korespondencji oficjalnej.
Zasady wielu owych praktyk wnikliwie przestudiował i przedstawił w książce "Protokół dyplomatyczny i ceremoniał państwowy II Rzeczypospolitej" Janusz Sibora, profesor Uniwersytetu Gdańskiego.

Chodzą słuchy, że pierwsze wydanie tej cennej książki zostało migiem wykupione przez warszawski salon (wydanie drugie jest na wyczerpaniu). Na 450 stronach autor dowodzi, że pomnik polskiej sztuki dyplomacji powstał w odrodzonej ojczyźnie, po 1918 roku. Podstawy reguł dyplomacji ukształtowano więc wtedy, kiedy porządek państwowy trzeba było tworzyć od zera.
W obszernym "Wstępie" (nazwa skromna, bagatela - 160 stron!) Janusz Sibora dokonuje wnikliwego przeglądu wypracowanych w tamtym czasie procedur. Nie omija narodowych tradycji. Pierwszym polskim ambasadorem był rycerz Niemirza z Gołczy, którego Kazimierz Wielki posłał do Awinionu. A wzorową instrukcję dobrych obyczajów dał już Przecław Słota w pamiętnym dziele "O zachowaniu się przy stole", w którym kładł nacisk na relacje towarzyskie uczestników biesiad.

Prof. Sibora pracę swoją dedykuje dwu głównym kodyfikatorom polskiej dyplomacji, Rajnoldowi i Stefanowi Przezdzieckim. Ci dwaj wspaniali hrabiowie mieli największe zasługi w kształtowaniu polskiej dyplomacji. Stefan Przezdziecki był szefem Protokołu Dyplomatycznego MSZ, a Rajnold Przezdziecki, niestrudzony propagator dawnej kultury polskiej, położył ogromne zasługi nie tylko w tworzeniu reguł dyplomacji, lecz także na polu propagowania kultury polskiej w świecie.
Autor podkreśla, że urzędowego protokołu sumiennie przestrzegał marszałek Piłsudski (mowa o okresie, kiedy nie pełnił funkcji naczelnika państwa). Natomiast po zamachu majowym marszałek wypowiedział święte słowa: "Wybierzcie, kogo chcecie, ale tego, kogo wybierzecie, musicie szanować".

W książce nie brak epizodów dla nas dzisiaj zabawnych. Gdy np. w 1652 roku króla Jana Kazimierza zmogła choroba i nie mógł przybyć na rozpoczęcie obrad, aby dokonać oficjalnego powitania posłów. Monarcha nie mógł wówczas przybyć do Izby Poselskiej, a uchwały nie cierpiały zwłoki, zatem Izba stawiła się w sypialni króla.

Opisuje też Sibora epizody tragikomiczne. Po zamachu na prezydenta Narutowicza w Zachęcie obecny przy tym angielski poseł padł zemdlony na posadzkę, co dla rodaków dyplomaty było niezbitym dowodem, że w jego żyłach zabrakło krwi brytyjskiej...

Dyplomacja to czasem gra pozorów. Warto o tym pamiętać, szczególnie przed ucałowaniem dłoni pięknej damy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki