Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestrzeń, która przemawia do psychiki

Irena Łaszyn
Dwa lata temu Marcin Dymek, Mariusz Brzoza, Grzegorz Mazewski i Mirosław Ziółkowski  też wybrali się za koło podbiegunowe, na płaskowyż Finnmarksvidda
Dwa lata temu Marcin Dymek, Mariusz Brzoza, Grzegorz Mazewski i Mirosław Ziółkowski też wybrali się za koło podbiegunowe, na płaskowyż Finnmarksvidda fot. mat. prywatne
Żartują, że poznali się w piaskownicy, było to bowiem ponad 30 lat temu. Dziś Marcin Dymek, Mariusz Brzoza, Grzegorz Mazewski i Mirosław Ziółkowski mają ok. czterdziestki, ale nadal się razem "bawią". W najbliższy piątek, 1 marca, ruszają na kolejną wspólną wyprawę, tym razem na Käsivarsi Wilderness Area, wielkie pustkowie za kołem podbiegunowym, w Finlandii. O czterech gdańszczanach i ich polarnych planach, pisze Irena Łaszyn

Wszystko zaczęło się w Gdańsku Brzeźnie. Tam się zakumplowali. Byli podobni: nie znosili nudy, stawiali na przygodę. Nawet gdy była to tylko wyprawa pekaesem do Kartuz albo noc spędzona pod namiotem w kaszubskim lesie. Chodziło o to, żeby nie siedzieć bez potrzeby w domu.

- Nasze domy i rodziny są bardzo ważne, ale lubimy też eskapady w męskim gronie - tłumaczą. Czasem jest to włóczęga po ukraińskich Karpatach, czasem wyprawa na Spitsbergen. Dwa lata temu wybrali się w czwórkę na płaskowyż Finnmarksvidda na północy Norwegii. Przedzierali się przez śniegi, spali w oblodzonych namiotach, opatrywali poranione stopy, topili śnieg na herbatę, jedli batoniki i zachwycali się polarną zorzą.

- Tylko śnieg i droga, surowe piękno - podsumowują. - Postanowiliśmy za koło podbiegunowe wrócić.

Tym razem nie będzie to jednak Norwegia, lecz Finlandia. A dokładnie - Käsivarsi Wilderness Area, drugi co do wielkości obszar niezamieszkały w tym kraju. Znajduje się on w północno-zachodniej części gminy Enontekiö i ma 220 630 hektarów. A ponieważ nie ma dróg, znowu muszą zdać się na mapy, kompas, GPS i własny nos.

Dlaczego jadą właśnie na to pokryte śniegiem pustkowie? Bo jest tam pięknie. A tereny wręcz wymarzone do wędrówek narciarskich, zwłaszcza dla osób, które lubią wyzwania i wspinanie się po całkiem pokaźnych wzgórzach. W północno-zachodnim obszarze, zwanym Yliperä, istnieje kilka wzniesień powyżej 1 000 m n.p.m. Jak się wędruje z wyładowanymi sankami po takich górkach, przekonali się dwa lata temu.

- Chwilami było ciężko - nie ukrywają.

Sprawdzanie siebie
Tamta wyprawa na płaskowyż Finnmarksvidda w ogóle zaczęła się nerwowo.
- Już w Karasjok usłyszałem o trzech skuterowcach, którzy zamarzli gdzieś na górze - opowiada Marcin. - Poczułem się jak w styczniu 2010 roku na kajakach, gdy się dowiedziałem, że poprzedniego dnia ktoś się utopił w Brdzie.

Na szczęście obyło się bez ekstremalnych przeżyć. Szli narta za nartą, za wiele nie rozmawiając, ale mieli za to mnóstwo czasu na rozmyślanie. Wieczorem rozbijali namioty na śniegu, rano je odkopywali, tak wiało. Czasem gubili zasięg, nie dochodziły do Polski sygnały z ich SPOT-a. Żony wyobrażały sobie najgorsze. Zwłaszcza że było to 8 marca, a oni znajdowali się na środku zamarzniętego jeziora Iesjavri. Teraz spróbują takie sytuacje wykluczyć.

Podróżują od zawsze, także zimą. Najbardziej polarne klimaty pokochał Brzozzi, czyli Mariusz Brzoza, na co dzień inżynier sieciowy, który na północy Norwegii i na Spitsbergenie był kilka razy. Kiedyś wybrał się z Mazim, czyli Grzegorzem Mazewskim, administratorem w gdyńskiej firmie.

Grzegorz: - Pojechaliśmy latem, spodobało się nam, więc za rok pojechaliśmy zimą. Spodobało się jeszcze bardziej. Komuś, kto tego nie poczuł, trudno wytłumaczyć, dlaczego.

Marcin, zwany Dymolem: - Każdy z nas odbył wcześniej podróż do Skandynawii. Każdy stanął na północnej krawędzi Norwegii, spojrzał na Morze Barentsa i zachwycił się bezludnym miejscem, po którym hula wiatr. Taka przestrzeń przemawia do psychiki. Chce się tam być, bo to fajniejsze niż zatłoczone wakacyjne miejsca z ofertą all inclusive. To także sprawdzanie samego siebie, swoich możliwości.

Marcin wciąż się sprawdza. Pracuje w firmie audytorskiej, a o kondycję fizyczną - podobnie jak koledzy - dba przez cały rok. To rower, narty, kajaki. W jego przypadku - także nurkowanie. Najfajniej nurkuje się poza letnim sezonem w Bałtyku.

Ziółek, czyli Mirek Ziółkowski, inżynier budownictwa, był harcerzem. To wiele tłumaczy.
- Nigdy nie wyjeżdżałem z biurem podróży - mówi. - Wyznaję zasadę: Wsiąść do samochodu, ruszyć i wysiąść tam, gdzie jest ładnie.

Mają rodziny, fajne dzieci.
- Gdy byłem na wyprawie do Norwegii, moja córeczka Nadia kończyła roczek, podczas wyprawy do Finlandii skończy trzy lata… i znów nie będę na jej urodzinach - mówi Grzegorz. - Tak się akurat składa, a ja im dalej jestem od córki, tym bardziej o niej myślę.

Trzeba się nastawić
Twierdzą, że taka wyprawa, to żaden wyczyn. Wystarczy się odpowiednio przygotować. A więc - zadbać o kondycję fizyczną i psychiczną, poćwiczyć na biegówkach w oliwskich lasach, opracować trasę, zgromadzić i przetestować sprzęt. Większym wyczynem jest dostanie od rodziny zielonego światła na wyjazd.
- W czwórkę rzadko się gdzieś wybieramy, nawet na biegówki - przyznają. - Trudno się zgrać z czasem.

Ale w dwójkę, to się zdarza. Ostatnio, w oliwskich lasach, Dymol spotkał się z Ziółkiem. Całkiem przypadkiem. Okazało się, że w tym samym miejscu każdy z nich zaparkował samochód.

- Wiemy, że taka wyprawa trwa określoną liczbę dni, trzeba pokonać konkretną ilość kilometrów - mówi Marcin. - Połowa sukcesu leży więc w odpowiednim nastawieniu psychicznym.

- A z fizycznością trzeba się zmagać każdego dnia - dodaje Grzegorz. - Nikt nie udaje bohatera, taka wędrówka daje w kość, zwłaszcza gdy przez 200 kilometrów ciągnie się za sobą 40-kilogramowe sanki.

Trochę przeszkadza monotonia. Ale ona może też pomóc się "zresetować". Poza tym wcale nie jest tak monotonnie. Zmienia się pogoda, krajobrazy, nastrój. Wciąż trzeba coś poprawiać, a to skarpety, a to kominiarkę, coś wyciągać z plecaka, myśleć o tym, czy aby za bardzo się nie pocisz albo czy nie powinieneś zmienić rękawiczek.

Liczą na mrozy
Uważają, że pieniądze nie są najważniejsze. Nie są też przeszkodą w realizacji marzeń.
- Wystarczy pasja i systematyczne zakupy - twierdzi Marcin Dymek. - Żeby obniżyć koszty, wybieramy prom i samochód, zamiast samolotu.

Wyruszają z Gdyni, 1 marca, aby przez Karlskronę dotrzeć do miejscowości Kilpisjärvi, gdzie jest zarówno start, jak i meta wyprawy. Żeby zrobić tę pętlę, muszą pokonać ok. 200 kilometrów w ciągu 12 dni. Zamierzają w tym czasie odwiedzić także Raittijärvi Lapp - jedyną zamieszkałą w tej okolicy wieś Saamów.

- Mamy nadzieję, że temperatury dopiszą, spodziewamy się co najmniej 20-stopniowych mrozów - oświadczają.
Liczą też na polarne zorze. W dodatku, bardziej malownicze niż te, które podziwiali w Norwegii. Tamte ich nawet trochę rozczarowały - wydawały się mniej kolorowe niż na filmach i zdjęciach.

Czego się obawiają?
- Żeby się przed wyjazdem albo w trakcie nie przypałętało jakieś choróbsko, które pokrzyżuje plany - mówią. - No i może trochę obtarć i odmrożeń. Chociaż, na te pierwsze można zażyć środek przeciwbólowy, a myśląc, co się robi i obserwując zmieniającą się pogodę, można uniknąć tych drugich.

Noc w namiocie przysypanym śniegiem jest ciekawym doświadczeniem - potrzeba wołu, żeby wyciągnąć człowieka rano ze śpiwora. A ponieważ w takich warunkach łatwo zaspać, zabierają ze sobą solidny budzik.

****

Przebieg wyprawy można będzie śledzić na stronie www.whiteout.pl od 1 marca br.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Nikt nie udaje bohatera, taka wędrówka daje w kość, zwłaszcza gdy przez 200 km ciągnie się za sobą 40-kilogramowe sanki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki