Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokom Trefl Sopot - Real Madryt. Ach, co to było za spotkanie!

Paweł Durkiewicz
Fot. Robert Kwiatek / Archiwum
Bez echa przeszła okrągła rocznica jednego z najważniejszych momentów trójmiejskiej koszykówki. Niedawno minęło dokładnie 10 lat od pierwszego domowego meczu Prokomu Trefla w Eurolidze.

Wspomnienie tamtego spotkania uświadamia, jak wiele może się zmienić przez jedną dekadę. W 2004 roku nikomu się nie śniło, by w miejscu gwiazdorskiego Prokomu Trefla w ekstraklasie miały występować dwa skłócone ze sobą kluby bez medalowych aspiracji. Basket wzbudzał entuzjazm, zainteresowanie, a dzięki zaangażowaniu Ryszarda Krauzego nie narzekano na niedobór pieniędzy. Do pełni szczęścia brakowało nowoczesnych i przestronnych hal w rodzaju Ergo Areny czy Gdynia Areny. Ale i z tym można było sobie poradzić... Przypomnijmy sobie, co się wtedy działo.

W przeddzień Święta Niepodległości Prokom Trefl Sopot, wówczas świeżo upieczony mistrz Polski, rozegrał swój pierwszy euroligowy mecz w roli gospodarza. Koszykarska Liga Mistrzów przywitała Trójmiasto mocnym akcentem. W specjalnie przystosowanej do meczów koszykówki hali Olivia stawił się bowiem słynny Real Madryt. Sama nazwa budziła u polskich fanów respekt, a trzeba zaznaczyć, że z historycznego punktu widzenia koszykarska sekcja "Królewskich" pod względem sukcesów wcale nie ustępowała tej najsłynniejszej, piłkarskiej.

Tydzień wcześniej Prokom Trefl zadebiutował w Eurolidze wyjazdowym zwycięstwem na gorącym terenie w Belgradzie, pokonując Partizan po heroicznym boju. Tym razem zespół, którego liderami byli Goran Jagodnik, Adam Wójcik i Tomas Pacesas, miał za zadanie sprawić jeszcze większą sensację.

Premiera Euroligi i przyjazd Realu wywołał w Trójmieście szał. Wysłużona Olivia już dawno nie widziała takiego poruszenia. Na trybunach poza stałymi wielbicielami koszykówki pojawiły się znane na Pomorzu osoby, które dotychczas nie były kojarzone z tą dyscypliną. Wśród widzów można było dostrzec chociażby arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego czy byłego przewodniczącego Solidarności Mariana Krzaklewskiego. Nie zabrakło oczywiście prezydentów Gdańska i Sopotu - Pawła Adamowicza i Jacka Karnowskiego - wówczas będących już na półmetku swoich drugich kadencji.

Po pierwszej kwarcie ok. 5,5-tysięczna publiczność mogła być zadowolona. Dzielnie walczący sopocianie prowadzili ze słynnym rywalem 16:13, a pełniącemu rolę spikera Andrzejowi Mielczarkowi ciężko było przebić się przez tumult fanów po trafieniach Prokomu Trefla.

Niestety, rozdrażnieni "Królewscy" w kolejnych kwartach mocno zacieśnili swoje szyki defensywne, a w decydujących momentach żółto-czarnych pogrążyły "trójki" doświadczonego Alberto Herrerosa. Drużynie trenera Eugeniusza Kijewskiego nie wystarczył świetny występ Jagodnika (25 punktów).

Porażka 61:69 pozostawiła niedosyt, jednak wychodzący z hali kibice byli raczej zadowoleni. Na ich oczach rodziła się bowiem nowa trójmiejska moda na koszykówkę z najwyższej europejskiej półki.

Skupiający wokół siebie kibiców z całego Trójmiasta klub stał się sportową wizytówką Pomorza na długie lata. Wcześniej sukcesy na krajowym i europejskim szczeblu odnosił już żeński zespół Polpharmy, a później Lotosu VBW Clima Gdynia, jednak dopiero sportowy awans panów ulokował koszykarską stolicę Polski w Trójmieście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki