Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes Radmoru: Innowacje to nasz atut

Marcin Lange
mat. prasowe
Z Andrzejem Synowieckim, prezesem zarządu Radmor SA, o tym, jak odnieść sukces na rynkach zagranicznych, w tym w branży militarnej, rozmawia Marcin LangeRadiostacje i radiotelefony Radmoru zdominowały polski rynek i coraz śmielej wchodzą na rynki zagraniczne. Do tego rokrocznie firma plasuje się w ścisłej czołówce rankingów najbardziej innowacyjnych polskich firm. Taka lektura musi być dla Pana nad wyraz przyjemna i poprawiać humor...

Jeśli chodzi o dominację na polskim rynku, to aż tak dobrze nie jest. Kiedyś, w czasach słusznie minionego systemu, była jedna firma, właśnie Radmor, i to my zaopatrywaliśmy polskie instytucje. Wtedy można było mówić o kompletnej dominacji. To się zmieniło, ale nadal jesteśmy ważnym graczem w kraju. Na światowe rynki weszliśmy, gdy nasi główni konkurenci, międzynarodowe koncerny funkcjonowały na nich od kilkudziesięciu lat. Radzić sobie więc musimy, szukając innowacyjnych nisz, co się nam, powiem nieskromnie, udaje. Rankingi pokazują to oblicze naszej firmy, która właśnie przede wszystkim kreuje nowe produkty. Mamy w tym doświadczenie. W 70-letniej historii firmy wyprodukowaliśmy w sumie ponad milion różnego rodzaju urządzeń.

Nie wszystkim jednak nazwa Radmor kojarzy się z radiokomunikacją. Niektórym może z … przewozem osób.

(śmiech) Wiem, do czego pan pije. To stare dzieje, mniej więcej z połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy wyposażaliśmy firmy taksówkowe w nowe systemy, zmienialiśmy częstotliwość, na której te funkcjonowały. Wówczas to wyraziliśmy kilku firmom zgodę na czasowe funkcjonowanie z nazwą Radmor. Dotyczyło to na pewno korporacji z Koszalina i, bodajże, z Kołobrzegu.

Skupmy się na teraźniejszości. Produkujecie sprzęt zarówno dla firm cywilnych, jak i wojska. Który z tych segmentów jest dla Radmoru ważniejszy?

Główny rynek, na którym się skupiamy, to odbiorcy wojskowi. Obecnie polskie siły zbrojne korzystają z około 20 tysięcy naszych radiostacji. I to też jest dobry przykład na to, o czym rozmawialiśmy przed chwilą - wojsko cały czas potrzebuje innowacyjnych rozwiązań, taka jest bowiem jego specyfika. My natomiast staramy się sprostać tym wymaganiom. Nie znaczy to jednak, że zapominamy o kierunku cywilnym. W ostatnim czasie wykonaliśmy wiele instalacji w kraju dla tego sektora. Były to kompleksowe systemy łączności dla dużych zakładów przemysłowych, lotnisk czy terminali przeładunkowych. Jak jednak wspomniałem, priorytetem jest asortyment dla wojska. A nasza przyszłość na tym rynku rysuje się w jasnych barwach.

Ma Pan na myśli radiostacje programowalne?

Tak. Pracujemy nad nimi od kilku lat. W 2015 roku zakończył się program badawczy ESSOR, w którym razem z Francją, Włochami, Szwecją, Hiszpanią oraz Finlandią braliśmy udział, a poświęcony był właśnie radiostacjom programowalnym. Finałowe efekty naszej pracy zaprezentowaliśmy oficerom NATO i zostały one bardzo dobrze przyjęte. Zainteresowanie tym produktem, a w zasadzie ich całą linią, od radiostacji doręcznych poczynając, a na tych montowanych w czołgach i transporterach kończąc, jest olbrzymie. Od tej technologii bowiem nie ma odwrotu, a my, Radmor, jesteśmy między innymi właśnie dzięki programowi ESSOR w nielicznym gronie tych, którzy najnowocześniejszą technologią radiokomunikacji militarnej dysponują. To atut, który wykorzystamy.

W czerwcu targi Balt Military Expo 2016. Domyślam się, że głównym produktem, który Radmor pokaże, to właśnie wspomniane radiostacje.

Między innymi. Nie znaczy to jednak, że zapominamy o innych, nad którymi w ostatnim czasie pracowaliśmy. Dobrym przykładem może być miniaturowa radiostacja osobista dla żołnierza, opracowana całkowicie przez nas, która jest obecnie najmniejszą i najlżejszą radiostacją militarną produkowaną na świecie. Sprzedajemy ją już do kilku krajów.

Na razie waszymi głównymi odbiorcami, oprócz polskiej armii, są wojska z Azji, np. Bangladeszu, czy Afryki. Jest szansa podbicia też rynków europejskich?

Jeśli chodzi o Europę Zachodnią, to w dziedzinie zaopatrywania wojsk istnieje tam niesamowicie silny protekcjonizm państwa. Przebicie się na nich graniczy z cudem. Kto próbował, ten wie. Zresztą, jest w tym sporo logiki. W przypadku konfliktu zbrojnego łatwiej np. o dodatkowe dostawy lub serwisowanie sprzętu u rodzimego dostawcy niż zagranicznego. Obecnie odbiorcami naszych radiostacji mobilnych jest szesnaście krajów, przede wszystkim z Azji, Dalekiego Wschodu oraz Afryki. Do tego na Litwie i w Czechach radiostacje są produkowane na naszych licencjach. I jeszcze małe wyjaśnienie odnoszące się do tego Bangladeszu. Tak naprawdę to nasze radiostacje są wysyłane do tego kraju, ale nabywcą są siły ONZ. Akurat w tym przypadku radiostacje potrzebne są na misjach ONZ, na które wojsko wystawia Bangladesz. To dość istotne, bo Bangladesz dość dziwnie się kojarzy. Zresztą ja bym rynków, na których operujemy, nie bagatelizował. Naszym partnerem jest na przykład jedna z firm w RPA, gdzie poziom rozwoju jest zaskakująco wysoki.

Pracuje Pan w Radmorze od blisko 30 lat, a od dwudziestu jest Pan prezesem firmy. Pojawiło się u Pana znużenie?

(śmiech) Pewnie czasami każdego dopadają takie myśli. Mnie się to jednak raczej nie zdarza. To też efekt tego, że ciągle dzieje się coś nowego. Mnie to pasjonuje. Do pracy też inaczej się przychodzi, gdy ma się fajny, zgrany zespół ludzi. Ja to szczęście mam. Co więcej, przez te wszystkie lata firma całkowicie się zmieniła - została gruntownie zmodernizowana, przeszła pełny proces prywatyzacyjny. Wspomnę jeszcze o jednej kwestii. Radmor to tak naprawdę dwie firmy w jednej - to zakład produkcyjny i laboratorium badawcze w jednym. To bardzo fajna opcja dla młodych ludzi. Mogą coś tworzyć, zostawić po sobie. Taka perspektywa jest kusząca dla przyszłych inżynierów i specjalistów. Zawsze przyjemniej coś stworzyć od podstaw niż serwisować sprzęt i naprawiać to, co się zepsuło. Pewnie też dlatego rzadko kiedy się zdarza, że ktoś rezygnuje z pracy u nas.

Jest to niemożliwe, aby przez te wszystkie lata  nie otrzymał Pan innych atrakcyjnych ofert od pracodawców z kraju czy zagranicy. Rzadko spotyka się menedżera z takim doświadczeniem, związanego tyle lat z jedną spółką.

Oczywiście, nie ukrywam, że były różne propozycje, ale ja się czuję emocjonalnie związany z Radmorem.  Traktuję go trochę jak swoje dziecko.. Przyznam też jednak, że pojawiały się okresy zwątpienia, przede wszystkim gdy byliśmy spółką Skarbu Państwa. Za każdym razem, gdy zmieniały się władze, człowiek się zastanawiał, czy nie znajdzie się jakiś znajomy bądź kolega polityka, który chciałby spróbować się w biznesie. To jednak za nami, jesteśmy w pełni prywatną firmą i liczy się biznes, a nie układy.

Co robi Pan w wolnym czasie?

Za dużo wolnego czasu nie mam. Kiedyś bardzo intensywnie jeździłem konno, byłem nawet instruktorem Teraz to bardziej żeglowanie i podróże, a częściej książki historyczne, kino lub wizyty w Teatrze Muzycznym - ostatnio byłem na „Duchu”. Najbardziej absorbują mnie jednak wnuki, w lipcu urodzi mi się już czwarty. Zresztą właśnie szykuję się na kilkudniowy wyjazd do Mikołajek z żoną i najstarszym, czteroletnim wnukiem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki