Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prapremiera "Koło sprawy Bożej" (14.10.2022) w Starej Aptece Teatru Wybrzeża, Gdańsk. Rozmawiamy z Radkiem Stępniem, reżyserem spektaklu

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
„Koło sprawy Bożej”, Stara Apteka, Teatr Wybrzeże, Gdańsk, 2022
„Koło sprawy Bożej”, Stara Apteka, Teatr Wybrzeże, Gdańsk, 2022 Karolina Misztal
14 października 2022 r. w Starej Aptece Teatru Wybrzeże odbywa się prapremiera spektaklu „Koło sprawy Bożej” Konrada Hetela. Kolejne spektakle: 15, 16, 18 i 19 października. My rozmawiamy z Radkiem Stępniem, reżyserem spektaklu, laureatem Nagrody im. Leona Schillera w 2019 roku, który w Teatrze Wybrzeże zrealizował wcześniej „Śmierć komiwojażera” i „Fausta”.

Szuka pan zawsze tematów, które w jakiś sposób korespondują z tym, co się dzieje aktualnie.
Tak, ale nie zależy mi na tworzeniu jasnej, oczywistej paraleli. Staram się nie robić teatru wprost, interwencyjnego. Nie taka jest dla mnie misja teatru. To nie powinno być nauczaniem jak z ambony, tylko coś, co sprawi, że kiedy widz wróci do domu, zacznie myśleć nad tym zobaczył.

Na scenie pojawią się Goszczyński, Mickiewicz, Słowacki...
Ale nie jest to inscenizacja żadnego dramatu romantycznego, tylko tekst pisany na konkretnych aktorów i konkretne czasy. Więc jest to na dobrą sprawę dramat współczesny, osadzony w realiach historycznych.

Dla kogo przeznaczony jest ten spektakl?
Wydaje mi się, że jego widownią będzie widz niezmanipulowany, czyli albo piętnastolatek w okresie buntu przeciwko temu, co mówi polonistka na lekcji, albo ktoś, kto przez to wszystko przeszedł i już z tego wyszedł. Ten spektakl nie będzie przydatną powtórką do matury, czy czymś podobnym. Jestem synem polonistki, więc dosyć długo mam do czynienia zarówno z dziełami romantycznymi, jaki i szkolnym, programowym ich traktowaniem. Romantyczni poeci i ich twórczość, to nie są to świętości, które trzeba przyjąć bez zastrzeżeń. Przy żadnej innej epoce, przy żadnej innej materii literackiej nie dostrzegłem większej rozbieżności niż przy romantyzmie. Rozbieżności pomiędzy tym, co jest napisane, a tym, jak to należy czytać. To jest coś, z czym chcę walczyć.

Powiedział pan, że tekst był pisany dla konkretnych aktorów.
Z dramaturgiem i scenografem tego spektaklu Konradem Hetlem pracujemy bardzo często w taki sposób, że kiedy spotykamy się z zespołem, wiemy już, kto kogo ma zagrać. Kiedy tutaj w Teatrze Wybrzeże” po raz pierwszy zrobiliśmy „Śmierć komiwojażera” aktorów, których wzięliśmy do tego spektaklu oglądaliśmy wcześniej w innych rolach. Tym razem nie była to jednak praca nad gotowym tekstem, ale sztuka powstająca na próbach.

Kiedy zakończyliście?
Tekst został ukończony w końcu minionego tygodnia. To bardzo konstruktywna robota, ale jest ona możliwa tylko wtedy, jeżeli dobrze znamy ludzi, z którymi pracujemy.

W spektaklu pojawi się Celina Mickiewiczowa, żona wieszcza.
To moim zdaniem, jedna z najtragiczniejszych postaci w historii literatury. Celina Szymanowska, to jej panieńskie nazwisko, była córką nadwornej pianistki carskiej w Petersburgu, pięknej kobiety, do której zalecał się Mickiewicz w czasie swojego pobytu w Rosji. Wtedy Celina miała chyba dziewięć lat. Kiedy matka umarła, okazało się, że córkom nie zostawiła nic. Pewnego razu na jakimś spotkaniu Mickiewicz, żartem powiedział; A pamiętacie, u Szymanowskich była córka, taka była ładna, z taką bym się ożenił. Ta informacja ustami Odyńca, który był wielkim plotkarzem, dotarła do Celiny, która przebywała u wuja w Warszawie. Biedna dziewczyna wsiadła do dyliżansu, przyjechała do Paryża i wylądowała na progu domu Mickiewicza. Poeta zbaraniał, ale ożenił się z wielkookim podlotkiem.

Mickiewicz był wtedy najlepszą partią wśród polskiej emigracji w Paryżu.
Niejedna hrabina życzyłaby sobie takiego męża dla córki. A tu nagle przybywa dziewczyna bez posagu, z szemranym rodowodem. Ponieważ jej rodzina to byli Żydzi wyznania frankistowskiego, więc kiedy pojawiła się dziewczyna bez posagu, do tego Żydówka, stała się personą non grata we wszystkich salonach paryskich. Mickiewicz był zapraszany, ale ona nie. Próbowała sama prowadzić taki salon, ale z pensji profesora College de France nie dało się wyżywić dzieci, męża, siebie i jeszcze prowadzić salon. Wykluczenie ze środowiska, doprowadziło do uruchomienia się w niej rzeczy, które i tak już w niej siedziały stanów depresyjnych.

Była podobno ciężko chora psychicznie...
Wtedy była to teoria, że jej się, tutaj cytat „mleko rzuciło na mózg po porodzie”. Ale zapewne była to nieleczona depresja poporodowa. Towiański jako pierwszy przyjął Mickiewiczów, jako małżeństwo, a nie jako wieszcza i tę jego Żydówkę. Prawdopodobnie dlatego poeta uwierzył w tego człowieka. Ponieważ dopiero przy Towiańskim żona Mickiewicza, która była jego wielkim problemem, zaczęła zachowywać się normalnie.

W spektaklu rolę Celiny gra Karolina Kowalska.
To jest jej debiut. Postanowiliśmy powierzyć tę rolę Karolinie, ponieważ jest to niezwykle zdolna aktorka, wyjątkowo utalentowana. Powiem szczerze, że wiele zespołów będzie zazdrościło gdańskiemu teatrowi tej aktorki.

Pracujecie na materiałach dokumentalnych.
Ale tekst nie jest dokumentalny. Taka sytuacja, jaka zostaje przedstawiona w spektaklu prawdopodobnie nigdy nie miała miejsca, a jednak opowiadamy o ludziach, którzy kiedyś istnieli. Ich biografie, przemyślenia, listy, dzienniki, są materiałem do pracy aktorów nad budowaniem postaci. I tutaj pojawia się kwestia rzetelności reżyserskiej. Na ile można sobie pozwolić na to, żeby ten materiał dokumentalny, to co się rzeczywiście działo mógł być inspiracją, a nie stał się czymś zniewalającym, czymś co uniemożliwi pracę. Pewne fakty jeśli przeszkadzają, nie są węzłowe odrzucamy

Czy pojawi się Ksawera Deybel, przysposobioną córką Towiańskich, z którą poeta ponoć romansował?
Jest to wątek, o którym wiemy stosunkowo mało, ze względu na to, że Władysław Mickiewicz, syn Mickiewiczów zniszczył całą dokumentację tej sprawy. Stąd o Ksawerze wspominamy, ale nie ma takiej postaci w sztuce.

Rzecz dzieje się na paryskim stryszku, tu spotkają się bohaterowie sztuki, aby w oparach haszyszu odprawić dziady, napisać list do cara, a przy okazji pokłócić się o stosunek Polaków do Rosji, świata i siebie samych.
Scenografia, jest dziełem Konrada Hetela, który też pisał ten tekst, więc od początku powstawał on jako spójna historia dziejąca się w przestrzeni, która jest miejscem schadzek, a jednocześnie imituje epokę. Postanowiliśmy pójść tu po anturaż epokowy, ponieważ niektóre z tych tematów, które są poruszane są aż nazbyt aktualne. W tym momencie trzeba było zrobić trochę krok do tyłu, wycofać to nieco, żeby widz mógł sam znaleźć te połączenia.

Mamy tutaj dość dużą dbałość w pracy nad wizualną stroną gry aktorskiej.
Zazwyczaj tak nie pracuję, zwykle staram się dać aktorom maksymalną wolność w tym, co robią - ilość kroków, czy gesty nie mają znaczenia, o ile prowadzą temat. W tym konkretnym przypadku było inaczej - myśmy te kroki, gesty opracowywali dosyć dokładnie wywodząc je z intuicji aktorów, doprowadzając je gdzieś do ikonografii al a Grottger czy szkice Delacroix.

Najbliższe plany to odpoczynek, czy rzuca się pan w wir pracy.
Bardzo bym chciał odpocząć, ale już we wtorek, zaraz po premierze zaczynamy pracę nad dyplomem w warszawskiej Akademii Teatralnej - to będzie czwarty dyplom, który z Konradem robimy i z mojej strony ostatni. Po dyplomie następnym spektaklem będzie „Kotka na blaszanym dachu” w Opolu, potem „Songi Brechta” w Teatrze Capitol we Wrocławiu, i być może „Dybuk” w teatrze w Lublinie i to tylko ten sezon. Potem kolejny sezon też jest zapakowany. Bardzo bym chciał mieć więcej czasu na życie (śmiech), ale życie nie ucieknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki