Był podobno rok 1956. Komandor Jan Wiśniewski, pełniący wtedy obowiązki dowódcy Marynarki Wojennej, ogłasza trudną, bo kontrowersyjną decyzję: nie wpuszczamy do gdyńskiego portu okrętów radzieckich. A gdzie to ogłasza? Właśnie tu - stojąc na scenie z muszlą w tle. I odtąd zaczyna mieć ona dla Gdyni znaczenie symboliczne - co, niestety, w niczym jej nie pomaga.
Że czasy świetności ma dawno za sobą - widać. Słychać też, że niewiele przed nią. Kolejne przetargi, kolejne plany - to kolejne porażki. I tylko jeden pewnik: muszla w stanie technicznym jest tak opłakanym, iż nadaje się jedynie do rozbiórki. Przy okazji filmowych festiwali zasługuje więc jedynie na puszkę farby i parę donic z zielenią (dobre i to!), by zatuszować ruinę. A z rzadka organizowane na placu imprezy muszlę wykorzystują z wyraźnym trudem. Ostatni weekend dobitnym tego przykładem. Wybijano tam rytmy, wywijano pochodniami - tak oto, jak zapowiadali organizatorzy - muszla miała zamienić się w krainę ognia i bębnów. Krainę ogrodzono metalowymi barierkami (mam na nie alergię), w środku wybudowano prowizoryczną scenę, która skutecznie muszlę koncertową zasłoniła, czyniąc z niej wstydliwe zaplecze. Gdy było już "po" i kikuty rusztowań zniknęły z placu, odwiedziliśmy z dziećmi naszą "koncertową", by zabawić się w niej w echo - kłopotliwych pytań "co dalej z tym miejscem?" jednak nie zadając. By głucho nie odbijały się od ścian.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?