Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polsce potrzeba więcej Biedroniów! Rozmowa z posłem Ruchu Palikota

Ryszarda Wojciechowska
Dlaczego publiczne fałszowanie i brodzenie boso w pomyjach jest, jego zdaniem, lepsze od rozpamiętywania tragedii smoleńskiej, jak to się ma do problemu bezrobocia w Polsce i czy gej może wierzyć w zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego - tłumaczy poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską.

Pana niedawny występ w telewizyjnym programie "Kilerskie Karaoke" jest szalenie kontrowersyjny. I chyba przebił wszystko, co Pan do tej pory publicznie zrobił.
Gdyby nie ten występ to, jak sama pani wcześniej zauważyła, pewnie byśmy się nie spotkali. Polityk, który chce być skuteczny, musi umieć docierać do społeczeństwa.

Ale w tak żenujący sposób? Drepcząc w pomyjach i brudnych pieluchach, fałszując nieludzko przebój "Oops!... I Did It Again"?
Nie chcę być kolejnym leśnym dziadkiem w parlamencie. Jest ich wystarczająco wielu. I zachowują się jak bonzowie z immunitetem. Niech mi pani pokaże polityka, który tak jak ja, jeździ do małych miasteczek w swoim okręgu wyborczym i rozmawia z ludźmi?

Co z tego, skoro i tak mówi się głównie o tym, że dał się Pan wepchnąć w jakieś koryta pełne pomyj i brudów.
To straszne, bo jak się nas wpycha do koryta smoleńskiego, jak się mówi o trotylu i tańczy danse macabre nad trumnami, to jest OK. Ale kiedy Biedroń, nikomu nie szkodząc, z poczuciem humoru, śpiewa przebój Britney Spears...

Nie śpiewa, tylko fałszuje.
No dobrze, ale śpiewać każdy może, jak pani wie. Jeżeli więc Biedroń wystąpi w rozrywkowym programie, to od razu robi się z tego debatę narodową. Ludzie, coś jest nie tak!

Pan chce powiedzieć, że politykowi dzisiaj wszystko wolno?
A co to za pytanie? Uważam, że politykowi wolno mieć dystans do siebie i uczestniczyć w programach, w których pokaże inną twarz polityki niż tę smoleńską, konserwatywną, garniturową, immunitetową. Uważam, że polityk ma nawet obowiązek pokazać, że jest jeszcze inna twarz naszej polityki.Taka jak moja - radosna, wesoła. A nie taka smutna jak Macierewicza, Hofmana czy Kaczyńskiego. Tak, ja mam na pewno inną twarz niż oni. I teraz niech społeczeństwo wybiera, którą z tych twarzy woli.

Ale takie zabawy polityków w programach rozrywkowych ciągną nas coraz mocnej w stronę "idiokracji". Więc pytam - poseł czy błazen?
Na Zachodzie Europy, w Stanach Zjednoczonych występowanie w takich programach to standard. Tam politycy wiedzą, że to może być klucz do kontaktu ze społeczeństwem. Bo w ten sposób dociera się do młodych ludzi, których polityka jeszcze nie interesuje.

Więc karaoke i pieluchy były po to?
Po to, żeby Biedronia było jeszcze więcej w życiu publicznym i społecznym. Uważam, że potrzeba jeszcze więcej Biedroniów, żeby zmieniać Polskę. Pani to sprowadza do pieluch, a ja pokazuję, że przez te pieluchy mam jasny przekaz. Chcę powiedzieć - słuchajcie, jest polityk, który potrafi mówić waszym językiem i zainteresujcie się nim. Po tym występie w "Kilerskim Karaoke" mój fanpage zwiększył się o tysiąc osób.

Imponujące. Ale młodzi ludzie pewnie woleliby usłyszeć zamiast "Oops..." jakieś Pana pomysły na zmniejszenie bezrobocia.
I proponuję. Zorganizowałem niedawno debatę poświęconą funkcjonowaniu małych i średnich przedsiębiorstw. Wśród panelistów byli przedsiębiorcy i biznesmeni. Przybył tłum ludzi, młodych też sporo. Przyszli porozmawiać o swojej przyszłości.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Inni posłowie coś o Pana występie mówili? Ktoś przestrzegał - Robercie Biedroniu, nie idź tą drogą?
Partyjni koledzy kibicowali mi. Ale dla Adama Hofmana, Antoniego Macierewicza czy Jarosława Kaczyńskiego to musiało być szokujące. Może im się to wydać dziwne, tak samo jak fakt, że w weekendy stoję przez kilka godzin na ulicy Miastka czy Człuchowa i rozmawiam z ludźmi. Żaden polityk chyba tego nie robi. A ja tak. Nie chcę ugrzęznąć w masie bezimiennych. I zrobię wszystko...

...właśnie widzę, że wszystko.
Ale jeśli pani spojrzy na moją pracę poselską, to zobaczy, że złożyłem więcej projektów ustaw niż prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, osiem razy więcej niż przeciętny poseł w Sejmie. Z mównicy zabierałem głos 44 razy, i to w ważnych sprawach.

Jedno drugiemu nie przeczy. Ale czy trzeba zakładać błazeńską maskę?
Wcale nie błazeńską. Pamięta pani, jak nazywano Janusza Palikota? Właśnie błaznem. Też się z niego śmiano.

I od wielu miesięcy przoduje w rankingu polityków, do których mamy najmniejsze zaufanie.
Ale nadal ma ponad 30-procentowe zaufanie. A nieufność w polityce jest naturalna. Nie ufają Jarosławowi Kaczyńskiemu, Donaldowi Tuskowi. Nawet marszałkini Ewa Kopacz ma sporą grupę nieufnych wobec siebie. Dla mnie wyznacznikiem jest to, że Janusz Palikot, który zastosował nietypowe dla leśnych dziadków w polityce rozwiązania, zdołał wprowadzić do parlamentu tylu posłów, że staliśmy się w nim trzecią polityczną siłą.

Uważa Pan, że zabawne jest stwierdzenie Janusza Palikota o "pijackiej wyprawie" do Smoleńska?
Kocham takie pytania, bo one już nastawiają odpowiednio czytelnika.

Nie sądzi Pan jednak, że część waszych wyborców mogą razić takie wypowiedzi? Pan też, komentując swoje deptanie pieluch, stwierdził: wolę to niż Smoleńsk i inne głupoty.
Akurat to wyborcom się podoba. Ale niektórzy mnie rzeczywiście zaskakują. I to ludzie, jak się wydaje, zdroworozsądkowi, otwarci. Tacy, którzy powinni być odporni na teorie spiskowe. A jednak w nie wierzą. Niedawno przeżyłem pewną konfrontację. Byłem w sopockim klubie gejowskim. Podszedł do mnie chłopak, gej. I powiedział: Robert, uwielbiam cię. Kibicuję wszystkiemu, co robisz. Naprawdę jesteś moim Hero. Ale mam do ciebie prośbę. Są ludzie, i ja do nich należę, którzy wierzą w to, że w Smoleńsku był zamach. I potraktuj tę sprawę poważnie.

I co?
Szok. Ktoś, kto nie powinien się poddać takim teoriom PiS, ktoś, dla kogo ta partia powinna być jak zła bajka, mówi do mnie w ten sposób. I powiem pani, że to jest dla mnie problem. Badania wskazują, że tak myśli około 30 procent ankietowanych. Więc my też mamy nad czym myśleć. Zastanawiać się, jak odtruć tych ludzi zatrutych spiskową teorią. Moim rozwiązaniem na teraz jest edukacja obywatelska, wciąganie młodych w akcje społeczne. Żeby nie siedzieli w domu przed telewizorami, z których nieustannie Kaczyński, Macierewicz i Hofman wsączają im tę swoją teorię.

Pytam o Smoleńsk, bo nawet satyrycy omijają ten temat, uznając, że dla wielu żartowanie z niego może być nie na miejscu.
A ja uważam, że należy ruszać ten problem, pokazywać absurd tej sytuacji, obnażać polityków, którzy na tragedii smoleńskiej chcą zbić polityczny kapitał. To jeden z powodów, dla których nie wzięliśmy, jako Ruch Palikota, udziału w Marszu Niepodległości. Całe życie chodziłem na pochody pierwszomajowe, manify, parady. Ale teraz 11 listopada zostałem w domu. Był to dla mnie smutny i szczęśliwy dzień.

Dlaczego smutny?
Ponieważ oddałem to święto faszystom i narodowcom. A szczęśliwy, bo jednak nie uczestniczyłem w tym całym syfie. Porażką naszego społeczeństwa obywatelskiego jest właśnie to, że takie ugrupowania podnoszą głowę i przejmują przestrzeń publiczną. Jeżeli nie powiemy dość w dosadny sposób, to obawiam się, że się obudzimy na Węgrzech, z Jobbikiem na czele. Może pani zobaczyć na ulicach Budapesztu młodych ludzi w mundurach, którzy pilnują czystości narodu węgierskiego. Tego chcemy? Ja się naprawdę przestraszyłem nacjonalizmu w polskim wydaniu. I ludzi, którzy krzyczeli, że przegonią to lewactwo i pedałów.

Ale na razie Ruch Palikota spada w sondażach. Niektóre sondaże plasowały was nawet poniżej progu wyborczego.
My się możemy powołać na sondaż, który nam daje osiem procent poparcia. A jestem przekonany, że to wynik mocno zaniżony. Moim zdaniem, nasze poparcie sięga co najmniej 16 procent.

Jest więc coś, co was łączy z Prawem i Sprawiedliwością. Oni też mówią, że sondaże nie są sprawiedliwe, kiedy im procentowo spada.
Nie ufam sondażom. Uważam, że nie są miarodajne, zwłaszcza w przypadku tak młodych partii jak Ruch Palikota. Za to ufam społeczeństwu i temu, że jak będę ciężko i wytrwale pracował, to uda mi się coś zmienić. Rok temu byłem jeszcze nierozpoznawalnym politykiem. A teraz, proszę, jestem zapraszany do mediów. Funkcjonuję.

Ma Pan wysokie poczucie własnej wartości.
A ja mam wrażenie, że my w Polsce zawsze próbujemy ściągnąć człowieka do parteru. Wysokie poczucie wartości, parcie na szkło, robi pan z siebie błazna - to głównie słyszę. Ale nie umiemy dopingować człowieka, zwłaszcza jeśli się stara coś robić. Nie jestem leniwym posłem. Wszystkie statystyki w poselskiej działalności mam dużo wyższe niż przeciętny parlamentarzysta. I nagle próbuje się mnie ściągnąć do parteru. Ale ja się nie dam. Bo na szczęście, to poczucie własnej wartości mam wysokie.

A w Ruchu Palikota jest dobrze? Nie ma frustracji?
A ma być źle?

Może być źle, skoro media jakiś czas temu pisały, że Pan i Anna Grodzka chcecie odejść. To plotki?
Nigdzie nie odchodzę. Bo jeżeli nie Ruch Palikota, to co? Gdzie znalazłbym ludzi, którzy mówią tym samym językiem co ja?
Problem z Ruchem Palikota jest taki, że nie bardzo wiadomo, jakim ta partia mówi językiem. Raz jest lewicowa, raz liberalna.
Mówi moim językiem, ludzkim, demokracji. Cały czas definiujemy naszą tożsamość, szukamy formuły, która sprawi, że dotrzemy do większego grona społeczeństwa. Ale fundamenty są niezmienne - jesteśmy za otwartym, nowoczesnym społeczeństwem, za Polską w Unii Europejskiej.

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki