Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poloniści apelują do MEN: Należy wycofać reformę edukacyjną

Anna Mizera-Nowicka
Przeciwko reformie systemu oświaty w poniedziałek protestowali nauczyciele, których do manifestacji wezwał Związek Nauczycielstwa Polskiego
Przeciwko reformie systemu oświaty w poniedziałek protestowali nauczyciele, których do manifestacji wezwał Związek Nauczycielstwa Polskiego Przemyslaw Swiderski
O liście polonistów do ministerstwa edukacji narodowej mówi prof. dr hab. Grażyna Tomaszewska z Uniwersytetu Gdańskiego.

Prawie 100 nauczycieli akademickich zajmujących się dydaktyką języka polskiego napisało list do Ministerstwa Edukacji Narodowej, w którym sprzeciwiają się reformie edukacji. Co było impulsem do przygotowania takiego stanowiska?

List powstał po konferencji lubelskiej na UMCS pt. „Edukacja polonistyczna - metamorfozy”, która odbyła się pod koniec września. Wcześniej mieliśmy nadzieję, że do czasu konferencji będą już informacje, jak ta reforma ma wyglądać, co z podstawą programową, kto ją przygotuje. W trakcie konferencji okazało się, że nadal nic nie wiemy, a w dodatku osoba, która miała kierować pracami związanymi z przygotowaniem podstawy programowej do języka polskiego, nagle zniknęła. Postanowiliśmy na ten chaos jakoś zareagować. Szczególnie gdy przekonaliśmy się, że chociaż w panelu dyskusyjnym brali udział przedstawiciele różnych grup akademickich, to poglądy mieliśmy podobne. Różniły się tylko argumenty, jakich używaliśmy. Uznaliśmy, że pora się skrzyknąć i coś razem zrobić. Nawet jeśli ten list nie zostanie wzięty pod uwagę przez autorów reformy, to będzie on chociaż formą naszego protestu z powodu tego absurdu organizacyjnego i merytorycznego, jaki nam grozi.

A co jest, Pani zdaniem, najgroźniejsze w tej reformie?

Wiele jest spraw groźnych. Ale przede wszystkim groźny jest chaos. Edukacja to system naczyń połączonych. Jeśli likwiduje się gimnazja, wprowadza się zasadnicze zmiany strukturalne, to w tym samym czasie powinny się pojawić standardy kształcenia nauczycieli. Te, które mamy dziś, są podporządkowane dawnemu systemowi edukacji. Osoby, które są przygotowane do nauczania tylko w klasach 4-6, nie mogą automatycznie uczyć też klas 7 i 8, bo nie są do tego przygotowane.

A nauczyciele gimnazjum nie byliby w stanie uczyć klas 7 i 8?

Ale dziś w ogóle nie wiadomo, co się z nimi stanie. Oni obecnie są pełni obaw o swoje miejsca pracy. A nie powinno tak być, bo jak pokazały wyniki dużego projektu dydaktycznego Instytutu Badań Edukacyjnych, poziom umiejętności z języka polskiego w gimnazjum jest przyzwoity. Co więcej, uczniowie akceptują gimnazjum. Zyskali tam rodzaj tożsamości, są dumni, że tam chodzą. Okazało się też, że gimnazja nie są wcale przestrzenią, gdzie agresja jest powszechna. Badania pokazały, że najgorsze są te gimnazja, gdzie dokonano selekcji na dzieci z rodzin inteligenckich i tych z problemami społecznymi. Taka segregacja powoduje, że dzieci z tych „gorszych” klas nawet przez nauczycieli są skazywane na porażkę. Nie dba się tak mocno o ich rozwój.

Protest nauczycieli w Gdańsku [WIDEO, NOWE ZDJĘCIA]

Słyszałam opinię nauczycieli akademickich, że młodzież, która trafia teraz na studia, ma niższy poziom wiedzy i umiejętności niż przed laty. Czy to nie wina obecnego systemu edukacji?

W jakimś stopniu to prawda. Ale ma to różne przyczyny. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że przez kilka lat obowiązywała matura pisana pod tak zwany klucz prawidłowej odpowiedzi. Była absolutnie antyhumanistyczna, bo zakładała jednolitość wypowiedzi interpretacyjnej, a w konsekwencji zachęcała tylko do powielania cudzych sądów, oduczała tworzenia własnego tekstu, więc i nie kształciła tych umiejętności, które na studiach są szczególnie potrzebne. Przez lata środowisko akademickie, podobnie jak i sami poloniści, przeciwko temu protestowali. Ale od poprzedniego roku weszła do szkół już inna matura, z innymi zasadami oceniania, dlatego trzeba czasu, żeby zobaczyć, jakie zdolności będą miały kolejne roczniki, które trafią na uczelnie. Po drugie, studia wyższe się upowszechniły. I po trzecie, coś jest w psychologii człowieka, że zawsze uważa, iż kiedyś było lepiej. To dotyczy mniemania, że absolwenci 8-letniej podstawówki byli lepiej wykształceni niż ci z gimnazjum.

Czyli obecna struktura szkolna jest dobra?
Sama struktura tak, ale są elementy, które należy poprawić. Wśród nich są testy kompetencji w gimnazjum, które miały znormalizować ocenę efektów kształcenia. Ale zabrakło pieniędzy na to, by w tych testach wprowadzić zadania otwarte, które ćwiczyłyby zdolność tworzenia samodzielnej odpowiedzi interpretacyjnej. Nauczyciele uczą pod testy, więc czasem pomijają kształcenie tych umiejętności. Te braki są później zauważalne. Dlatego nie rozumiem, po co dziś przeznaczać wielkie pieniądze na zmiany strukturalne, skoro doskonale wiadomo, gdzie leżą problemy. Należy przede wszystkim system egzaminowania uelastycznić, co pozwoli na rozwój tych umiejętności, których brakuje naszym uczniom. Pokazały to między innymi badania PISA.

W liście piszą Państwo, że należy rozłożyć w czasie wprowadzanie reformy.

Najlepiej byłoby w ogóle jej nie wprowadzać i przeznaczyć te pieniądze na przykład na dokształcanie nauczycieli, lepszy system egzaminowania, doposażenie bibliotek. Bo narzekamy na słabe czytelnictwo, ale spójrzmy, jak wyglądają szkolne biblioteki. Są nagminnie niedoinwestowane, więc brakuje w nich nowości czytelniczych, dzięki którym uczeń i nauczyciel mieliby możliwość takiego wyboru lektury do lekcyjnej pracy, aby zachęcić ucznia do czytania. A dodatkowo słyszymy, że lista lektur obowiązkowych ma być powiększona, przy zmniejszonej ogólnej liczbie godzin z polskiego. Na lekcjach uczniowie usłyszą więc „Słowacki wielkim poetą był” i koniec na tym. Na zastanawianie się, dlaczego tak lub nie, czasu już nie będzie. Uczniowie będą przez trzy tygodnie czytać lekturę, a potem omówią ją zdawkowo na dwóch lekcjach. To nie zachęci do czytania.

Wracając jednak do reformy, jeśli nie ma możliwości, by odstąpić od jej wprowadzania, to należałoby chociaż rozłożyć ją w czasie. Zależy nam też, aby odpolitycznić edukację. Bo reforma oświaty to, naszym zdaniem, działanie polityczne. Wprowadzając ją, nie bierze się pod uwagę istotnych badań edukacyjnych, na przykład PISA czy tych przeprowadzonych przez IBE. Badania PISA pokazują rzecz niesamowitą - naszą edukację na świecie postrzega się jako wzorcową, ponieważ osiągnęliśmy niezwykły sukces, mimo tak niskich nakładów finansowych, jakie się na nią przeznacza. Reformę traktujemy więc wyłącznie jako działanie polityczne, którego najważniejszym celem nie jest poprawa systemu edukacji.

Nie obawia się Pani, że stawiając takie tezy, nauczyciele akademiccy spotkają się z oskarżeniami, że opowiadają się wyłącznie za jedną opcją polityczną? I że im również przyświecają określone cele polityczne?

Ale co innego możemy zrobić? Nie jesteśmy zwolennikami poprzedniego ugrupowania politycznego, bo uważamy, że też zrobiło dużo złego, między innymi za rządów PO prawie zlikwidowano Instytut Badań Edukacyjnych, który jako środowisko nauczycielskie uważamy za jeden z najważniejszych instytutów. Nie jesteśmy więc zwolennikami poprzedniej władzy lub obecnej władzy. My reagujemy na upór rządzących, którzy nie biorą pod uwagę żadnych badań dotyczących edukacji czy głosu akademickiego środowiska z edukacją związanego. Wprowadzanie gimnazjum może również było decyzją polityczną, ale trzeba pamiętać, że potem włożono wiele pracy, by te gimnazja były szkołą przyjazną dla dzieci, dla rodziców i nauczycieli. I badanie pokazują, że to się udało. Szkoda to zmarnować tylko dla samego uporu, by zacząć wszystko od nowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki