To, co zostało z ponad 70-metrowego domu posegregowane zostało na drewno, gruz, meble, sprzęt elektroniczny, odzież… Na środku posesji kilku znajomych Andrzeja Fedoruka, który podczas pożaru był w pracy, zrobiło wielkie ognisko i palili drewniane elementy konstrukcji domu. Te, które już do niczego się nie nadają. - Gruz obiecał wywieźć wójt. Ponoć jutro. Chcemy to posprzątać i przygotować już plac pod budowę nowego domu – wyjaśnia pan Andrzej.
Pożar u Fedoruków wybuchł w poniedziałek (23 listopada 2020 r.). Po godz. 15.00 żona pana Andrzeja zaalarmowała szwagierkę.
- Dzwoniła do mnie, żebym przyszła pomóc jej gasić. Wyjrzałam przez okno, a tam już ogień był na dachu
– wspomina Żaneta Fedoruk. Jej córka Roksana zadzwoniła na numer alarmowy. Była godz. 15.03. - Kazałyśmy jej uciekać z domu. Wybiegłyśmy im naprzeciw – relacjonuje pani Żaneta i wyjaśnia, że szwagierka opowiadała, jak do tego doszło. - Poczuła dym w domu. Poszła na strych, żeby zdjąć pranie. Otworzyła drzwi i już poszło. Tam było czarno od dymu, dostało powietrza i stało się – wspomina pani Żaneta.
Rozmowie przy zgliszczach przysłuchuje się kilku mężczyzn. To znajomi i przyjaciele Andrzeja Fedoruka, którzy są oburzeni postawą niektórych osób.
– Stali i filmiki kręcili. Jeden z nich do Niemiec poszedł. Ci w Monachium wiedzieli prędzej niż ja. A ja mieszkam kawałek dalej. Tacy są ludzie niektórzy. Jak tak można? Nikt się nie zainteresował czy ktoś tam został, czy żyje. To jest zwykłe skurw…
- denerwuje się jeden z mężczyzn i odchodzi.
Wokół wszędzie leżą przedmioty codziennego użytku. Talerze, buciki, spalone rowery, zdjęcie z Pierwszej Komunii...
Remontował, jak mógł
Andrzej Fedoruk z żoną i trójką dzieci w wieku 3, 6 i 9 lat znaleźli schronienie u rodziny, mieszkającej po sąsiedzku.
- Byli już dzisiaj z opieki. Ludzie nawieźli nam rzeczy. Poukładaliśmy je jakoś, ale więcej na razie nie potrzeba. Ze szkoły pożyczyli dzieciom laptopa
– mówi pani Żaneta, a jej mąż Sylwester, brat pana Andrzeja, dodaje, że teraz to potrzebne są materiały budowlane, żeby jak najszybciej odbudować dom. - Myślimy o takim do 35 metrów kwadratowych, bo one są tylko na zgłoszenie. Na pozwolenie nie ma co czekać. Mój syn od dwóch lat chce się budować, a nie ma jeszcze wszystkich papierów. Gdyby nam pozwolili taki mały, do 35 metrów wybudować, to w tydzień byłby gotowy – zarzeka się pan Sylwester, a wtórują mu sąsiedzi i przyjaciele.
- Jeden stanie przy jednej ścianie, drugi przy drugiej i moment będzie stał. Jak my się w 20 skrzykniemy…
Prawie każdy pracuje w budowlance. A jeszcze sąsiad rolnik maszyny pożyczy, to już w ogóle pójdzie szybko – mówią niemal chórem. A pan Andrzej tylko potakuje, że to prawda. Wspomina, że w tym domu, który się spalił, mieszkał od 20 lat. - Remontował, wkładał, robił co mógł, żeby pomieszkać – zaznacza szwagierka pana Andrzeja.
Marzenia...
Sytuacja Fedoruków jest nie do pozazdroszczenia. Żona pana Andrzeja nie pracuje, jest chora. Ma stwierdzoną padaczkę. - Czasem ma ataki. W Niemczech miała, tu w Polsce, jak z dziećmi na przystanek szła… Ona do pracy się nie nadaje. – zaznacza pan Andrzej, który utrzymuje swoją rodzinę. Jest podbudowany tym, że jest tak wiele osób, które pomagają.
- Chęci do pracy są, tylko materiałów budowlanych nie mamy
– dodaje Fedoruk i zaznacza, że fundament sam może wylać.
Rodzina otrząsa się z tragedii. Najmłodsza – trzylatka – obudziła się dziś w nocy i płakała, że nie ma domku… Może będzie, kiedy uda się zgromadzić materiały budowlane. A gdyby jeszcze znalazł się projektant, a starosta wydał szybko pozwolenie na budowę… Dom byłby większy niż 35 metrów kwadratowych. Taki na miarę pięcioosobowej rodziny…
JAK NIE SZKODZIĆ ZWIERZĘTOM?
Komary - co je wabi a co odstrasza?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?