- Decyzja o organizacji Euro 2012, którą w grudniu 2004 roku podejmowałem ze współpracownikami, dziś byłaby tym bardziej taka jak wtedy - mówił wczoraj Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, podsumowując bilans Euro 2012. - Nikt z nas nie mógł przewidzieć, że osiągniemy także inne korzyści - "miękkie", społeczne: tożsamość, silne identyfikowanie się z miastem i fakt, że rozmaite środowiska zawodowe, wiekowe czy społeczne zjednoczyły się. Można powiedzieć, że to korzyść jednorazowa, ale ja się z tym nie zgadzam. To nowa jakość - dodał.
I choć przyznał, że miasto "z góry zgadzało się na warunki stawiane przez UEFA" i "dziecko nie nauczyłoby się chodzić, gdyby nie spróbowało i ileś razy nie upadło", to podkreślił, że Euro 2012 to dla miasta olbrzymi sukces.
Wśród korzyści finansowych, prócz wpływów ze Strefy Kibica (5,8 mln zł, przy kosztach rzędu 9 mln zł) i tych z wynajmu przestrzeni, stadionu, biletów (łącznie ok. 8,2 mln zł), władze Gdańska wymieniają także "wymierne korzyści wizerunkowo-społeczne". Gdyby miały zapłacić za wszystkie dotyczące miasta materiały opublikowane w polskich mediach w ciągu ostatnich pięciu lat, musiałyby wydać 400 mln zł, a za te w mediach hiszpańskich tylko w dwóch miesiącach "okołoturniejowych" - kolejne 200 mln zł.
- To bardzo bezpieczna wycena, pamiętajmy, że nie uwzględniliśmy w niej rynku niemieckiego i irlandzkiego. Pierwsza z reprezentacji bazę miała właśnie w Gdańsku, a druga w okolicach aglomeracji - podkreśla wiceprezydent Andrzej Bojanowski, odpowiedzialny za organizację mistrzostw.
Zaznacza, że te wyliczenia w całości oparte są na audycie agencji Deloitte, która pełny raport, przygotowany na zlecenie wszystkich miast gospodarzy, ogłosi jutro. Według niej, "efekt netto wydatków gości turniejowych w Gdańsku" wyniósł 298 mln zł.
Bojanowski przyznaje jednak, że w mieście została tylko część tych pieniędzy. - To korzyści oszacowane w związku z pobytem drużyn, kibiców i gości UEFA, będzie je widać w PIT-ach i CIT-ach na koniec tego roku. Większa kwota to oczywiście VAT, ale on powędruje do centralnego budżetu - mówi.
Wiceprezydent dodaje, że choć na Strefę Kibica miasto wydało mniej niż zakładało (miało być powyżej 10 mln zł, wyszło odrobinę powyżej 9 mln zł), przed Euro wypowiadał się o niej "zbyt entuzjastycznie". - Liczyliśmy na bilans "zero", tymczasem trzeba było dopłacić 3 miliony złotych. Było to z trzech zasadniczych powodów: reprezentacja Polski skończyła na rozgrywkach grupowych, liczyliśmy na lepszą pogodę, choć z drugiej strony - dzięki gorszej ponieśliśmy niższe koszty, zabezpieczając plaże, zakładaliśmy też, że bilety na koncerty lepiej się sprzedadzą - wymienia.
Więcej wątpliwości mogą budzić inwestycje budowlane, które miasto także wpisuje w bilans Euro 2012. Choć warte łącznie ponad 2,65 mld zł, nie wszystkie łatwo z mistrzostwami powiązać (do zestawienia trafiły m.in. budowa Europejskiego Centrum Solidarności czy I etap Kolei Metropolitalnej).
- Właściwie wszystkie te projekty istniały w planach miejskich już w 2004 roku, jednak to mistrzostwom zawdzięczamy ich priorytetowość i brak utrudnień w realizacji - uważa Bojanowski. - Węzła Karczemki, gdyby nie Euro, prawdopodobnie w ogóle by nie było, impreza przyspieszyła budowę Obwodnicy Południowej Gdańska czy rozbudową lotniska.
Bojanowski przyznaje, że nie wszystkie liczby, którymi chwali się miasto, znalazły się w raporcie Deloitte. - Firma uznała, że ocena związku między Euro 2012 a inwestycjami, jakie zakończono i wciąż są realizowane w mieście, jest zbyt subiektywna - tłumaczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?