Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po publikacji tekstu "Opera dyrektora". Zalesiński odpowiada Zawistowskiemu [POLEMIKA]

Jarosław Zalesiński
Na zdjęciu J. Zalesiński
Na zdjęciu J. Zalesiński
Jarosław Zalesiński odpowiada Władysławowi Zawistowskiemu, dyrektorowi Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego

Polemika Władysława Zawistowskiego. Po publikacji tekstu Jarosława Zalesińskiego "Opera dyrektora"

Szanowny Panie Dyrektorze,
Bardzo dziękuję za miłe słowa o moich kompetencjach i estetycznej wrażliwości, ale ponieważ cały Pański późniejszy wywód wydaje się tym miłym komplementom zaprzeczać (no bo nie poznałem się na wartości "Otella", na której poznała się cała naelektryzowana premierowa publiczność) postanowiłem, jeśli Pan pozwoli, odnieść się do Pańskiego listu. Jedno tylko muszę od razu sprostować, bo w polemicznym zapale uszło Pańskiej uwadze, że to nie ja, tylko recenzent "Dziennika Bałtyckiego" jest autorem tekstu o premierze, i to ów recenzent, na swoją odpowiedzialność, pisał np. o wulgarnym erotyzmie czy niedysponowanych solistach. Notabene - co już jest mało uczciwe - przemilcza Pan to, że ów recenzent o efektach pracy Tadeusza Kozłowskiego pisał całkiem aprobatywnie. Także w moim felietoniku, zamieszczonym pod recenzją, zaczynałem od pochwał tego przedstawienia. Tymczasem Pan ustawia nas w narożniku zoili, którym nic się nie podoba. Tak nie jest. W ogóle - kontrowersja między Panem a mną dotyczy, jak sądzę, nie samej tylko najnowszej premiery Opery Bałtyckiej, lecz całego ich ciągu, sygnowanego nazwiskiem Marka Weissa. Rzecz nie w estetyce zatem, tylko w statystyce.

CZYTAJ TEŻ:
PO PREMIERZE "OTELLA" VERDIEGO W OPERZE BAŁTYCKIEJ. OPERA DYREKTORA

Policzmy więc. W sezonie 2014/2015 Opera Bałtycka zaprosi, do końca czerwca, widzów na w sumie 17 spektakli operowych. W tej liczbie 13 przedstawień wyszło spod reżyserskiej ręki dyrektora Marka Weissa. Zdrowa to proporcja czy niezdrowa? Zajrzyjmy po sąsiedzku do repertuaru Opera Nova w Bydgoszczy. Do samego tylko kwietnia (kiedy to zaczął się Bydgoski Festiwal Operowy) scena ta zagrała 32 spektakle operowe. Już sama ta proporcja: 32 do 17 na korzyść Bydgoszczy, wydaje mi się wymowna... 15 operetek nie będę już liczyć, bo nie należę do tych, którzy by szczególnie za operetką w Gdańsku tęsknili. 32 spektakle operowe zatem, przygotowane w sumie przez dziewięcioro reżyserów. Czy taka proporcja nie jest aby zdrowsza? Patrząc na to od strony widzów, którzy dzięki temu otrzymują propozycję repertuaru zróżnicowanego nie tylko dzięki tytułom przedstawień, ale i nazwiskom inscenizatorów?

Jeśliby chciał mnie Pan ustawić w tym momencie w narożniku kogoś, kto uważa, że czym więcej reżyserów, tym lepiej - będę znów protestował. No ale "Znaj proporcją, mocium panie!". Gdańskie proporcje repertuarowe wydają mi się, od wielu sezonów zresztą, jakimś skrzywieniem, wypaczeniem idei teatru autorskiego.

Sedno sprawy polega chyba właśnie na tym, jak rozumieć formułę "teatru autorskiego" w takiej instytucji, jaką jest teatr repertuarowy. Pisze Pan, że kiedy władze województwa zawierały umowę z Panem Markiem Weissem, wiedziały, że decydują się na "autorską scenę operową" i że nie polegało to na żadnym cichym przyzwoleniu. To bardzo ciekawe dla mnie stwierdzenie, ponieważ wynika z niego, że władze województwa od początku były zdecydowane na taki właśnie sposób prowadzenia gdańskiego teatru operowego, wbrew temu, co właśnie na głos, a nie po cichu deklarował przed miejscową opinią publiczną Pan Marek Weiss, mówiąc, że jedynie przez pierwszy sezon będzie wprowadzał na afisz własne produkcje, a z czasem odda scenę także innym. Potem się to jednak przesuwało i przesuwało, a jeśli w końcu pojawiła się przestrzeń dla tych innych, to raczej pod presją opinii, które się tego zaczęły domagać.

W latach 70. nie uczestniczyłem jeszcze w życiu kulturalnym, nie znam więc tych czasów z autopsji. Ale robienie ze mnie politruka rodem z gierkowskiego peerelu to znowu jakiś narożnik. Może mi Pan wierzyć, że gdyby próbował Pan odgrywać rolę urzędnika arbitralnie zarządzającego Operą Bałtycką, znalazłbym się w pierwszym szeregu tych, którzy po rejtanowsku położyliby się na progu Opery, broniąc Panu wstępu. Przecież nie chodzi o żaden administracyjny nadzór nad repertuarem! Ani o jakiś zakaz reżyserii dla Pana Marka Weissa, który zachwycił mnie wieloma swoimi gdańskimi inscenizacjami! Chodzi jedynie o owe proporcje. Uważam, że jako urzędnik odpowiedzialny za pomorską kulturę ma Pan nie tylko takie prawo, ale i rodzaj obowiązku odnieść się do tej reżyserskiej monokultury, jaką w Operze Bałtyckiej ustanowił Pan Marek Weiss. Oczywiście - już nie tyle w kontekście przeszłości, ile przyszłości, czyli sezonu 2015/2016 i późniejszych losów teatru, kiedy to zakończy się kontrakt Pana Weissa. Czy zostanie wtedy ogłoszony konkurs? Czy też widziałby Pan ciąg dalszy tego samego? Czyli wciąż ten sam zestaw wykonawców i wciąż to samo, choć w różnych językach wyrażane, widzenie świata? To już nie chodzi o "Otella", chodzi o gdańską operę.
Z poważaniem.

Jarosław Zalesiński
PS: Z jednym całkowicie się zgodzę: pisząc o "reprywatyzacji" Opery Bałtyckiej, palnąłem głupotę. Najnowsze dzieje tej sceny wymagałyby innego słowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki