Maciej Dziubich, prezes Sopockiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, które było jedną ze służb zaangażowanych w akcję poszukiwawczą, trzyma emocje na wodzy. Poza jego służbą z brzegu, powietrza i wody 50- i 12-latka szukały Morska Słyżba Poszukiwania i Ratownictwa, Morski Oddział Straży Granicznej i policja. Do zachowania mężczyzny odnosi się chłodno, w kilku słowach:
- Całkowity brak wyobraźni i tyle, inaczej tego nie można skomentować – mówi doświadczony ratownik.
Poszukiwania ojca i syna na Zatoce Gdańskiej
Na tym rozmowa właściwie mogłaby się skończyć, dopytujemy jednak o jakiś podstawowy zestaw zasad dla plażowiczów.
- Trzeba trochę ruszyć głową; urlop, wypoczynek, nie zwalniają od myślenia – mówi Maciej Dziubich, szef Sopockiego WOPR. - Jeżeli zostawiamy rzeczy, idziemy do wody, a potem ich nie odbieramy, to możemy się spodziewać, że ktoś wezwie pomoc. Ta osoba, która wszczęła alarm, zrobiła to słusznie. Wszystko wskazywało na to, że potrzebna była akcja poszukiwawcza. Jeszcze raz apeluję o wyobraźnię! Ta akcja zaangażowała wiele służb na wiele godzin. Ratownicy nie byli dostępni w innych miejscach, gdzie mogła być naprawdę potrzebna akcja poszukiwawcza, czy ratownicza – zaznacza.
WOPR poszukiwał ojca i syna na Zatoce Gdańskiej
Czy wobec osób, z powodu których wszczyna się kosztowne, a jak się okazuje, niepotrzebne działania, powinno się wyciągać konsekwencje? Może metodą byłoby obciążenie lekkomyślnego deskarza kosztami poszukiwań? Kto je poniesie?
- My wszyscy, czyli podatnicy. Nie ma takich narzędzi prawnych, żebyśmy mogli egzekwować koszty. Tak naprawdę nie wiem, czy byłby to dobry sposób, żebyśmy mogli w jakiś sposób domagać się zwrotu kosztów. W takim przypadku zgłaszający, jak w tym przypadku, mogliby się zastanawiać, czy wezwać pomoc, bo może to wezwanie będzie nieuzasadnione. Już lepiej niech ludzie dzwonią, zawiadamiają, a służby niech to weryfikują – mówi prezes Sopockiego WOPR.
Powszechnie dostępne są przeróżne sprzęty do rekreacji wodnych, tymczasem mająca kiedyś o wiele wyższą rangę karta pływacka, jest dokumentem niemal zapomnianym i nieumocowanym prawnie. Egzamin na kartę poza sprawdzeniem umiejętności pływackich egzekwował też podstawową wiedzę o bezpiecznym zachowaniu nad wodą. Może powrót do wymagania dokumentu przy używaniu sprzętu pływającego byłby metodą?
- Nie chodzi o to, żebyśmy na wszystko wydawali uprawnienia – mówi ratownik. - Jesteśmy osobami dorosłymi i odpowiedzialnymi. Trudno wymagać specjalnych certyfikatów na używanie np. SUP-a. Tak naprawdę wystarczy ruszyć głową, użyć wyobraźni, zastanowić się jakie konsekwencje mogą się pojawić, gdy nie wrócimy w miejsce pozostawienia ubrań.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?