Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pleśń, stęchlizna, smród. W takich warunkach pracowali urzędnicy sądu w Starogardzie Gdańskim

Szymon Zięba
Z powodu awarii woda zalała pomieszczenia Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. Porządki po zalaniu w otoczeniu pleśni, stęchlizny i smrodu musieli robić jego pracownicy.

- Doprowadziła do tego jakaś awaria - kiedy pracownice przyszły do pracy, wody w sądzie było po kostki, zalało wiele pomieszczeń w wydziale ksiąg wieczystych. Urzędnicy co mogli to powynosili, nie było jednak możliwości i warunków, żeby wszystkim od razu się zająć, trzeba było czekać na fachowców. Ci powiedzieli, żeby rozmokłych akt, sprzętu, dokumentów nie ruszać, oni mieli poukładać akta w pojemniki i zabrać je do wysuszenia. Mimo to, większość tych czynności wykonali pracownicy sądu - opowiada „Dziennikowi Bałtyckiemu ”Edyta Odyjas, przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa.

„Akta zrobiły się zapleśniałe”

Edyta Odyjas tłumaczy, że wskutek awarii w zalanych pomieszczeniach sądu pojawiła się stęchlizna.

- Akta zrobiły się zapleśniałe, aż zielone i strasznie śmierdziały. Pani dyrektor sądu, w związku z problemami kadrowymi ściągała ludzi z wydziałów, żeby pomóc spisać akta, które miały być zabrane do suszenia. Część osób była w archiwum do późnego wieczora, do godziny 21. Kiedy później brakujący pracownicy wrócili ze zwolnień, sytuacja nadal była zła. Codziennie chodzili do archiwum i układali akta na kolanach w pleśni i przeciągu. Jeden z pracowników podobno ma egzemę na rękach, inni skarżą się na krostki - opowiada Edyta Odyjas.

Szefowa związku podkreśla, że urzędnicy nie mogą pracować w takich warunkach.

- Oni narażają swoje zdrowie! - zaznacza.

Sąd: Zrobiono wszystko by ograniczyć szkody

Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do dyrektor Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. W piśmie z 15 marca, podpisanym przez Beatę Jantowską, dyrektor placówki czytamy, że w efekcie „rozszczelnienia wężyka doprowadzającego wodę” do toalety woda zalała pomieszczenie magazynu akt ksiąg wieczystych, magazyn ksiąg wieczystych, pomieszczenie gospodarcze i jeden pokój sędziego.

Dyrektor Jantowska podkreśla, że zrobiono wszystko, by ograniczyć rozmiary szkód.

- Użyto m.in. specjalistycznych maszyn - osuszaczy - zaznacza. Podkreśla, że zadbano, by wszystkie akta zostały jak najszybciej wyniesione.

- Udało się nawiązać kontakt ze specjalistyczną firmą zajmującą się m.in. osuszaniem dokumentów - podkreśla. Dodaje, że eksperci mieli je także odgrzybić. - Ta sama firma zajmowała się załadunkiem i transportem - dodaje.

Dyrektor przyznaje, że w pracach pomagali także pracownicy sądu. - Przed przekazaniem dokumentów zostały one, zgodnie z sugestią przewodniczącego wydziału, zinwentaryzowane. Z uwagi na usprawiedliwioną nieobecność pracowników wydziału, spisanie akt i dokumentów było wykonywane przez pracowników innych wydziałów, za ich zgodą, po uprzednim dobrowolnym zgłoszeniu się do pomocy - podkreśla Beata Jantowska.

Zaznacza, że pracownicy w zamian za udzieloną pomoc otrzymali czas wolny od pracy.

Dyrektor sądu tłumaczy, że pracownicy wydziału ksiąg wieczystych pracują obecnie w pomieszczeniach, które nie zostały zalane. Te, w których pojawiła się woda zostały zamknięte. Podkreśla, że specjalista do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy przygotował raport.

- Z którego wynika, że aktualnie warunki pracy nie zagrażają zdrowiu i życiu pracowników. Nie są znane przypadki egzemy na rękach u pracowników - mówi urzędniczka.

Przewodnicząca Solidarności pracowników sądownictwa wskazuje jednak, że najgorsze warunki pracy dotyczą tych osób, których obowiązki obejmują pracę w archiwum.

Zdaniem dyrektor Jantowskiej jednak również i ich zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. - Wyposażeni są w środki ochrony osobistej - rękawiczki, maseczki i fartuchy - tłumaczy. Wskazuje, że profilaktycznie podjęto decyzję o wykonaniu specjalnych pomiarów, by ustalić czy pozostałe w pomieszczeniach akta zawierają substancje, które mogłyby być szkodliwe dla zdrowia pracowników.

Dodaje, że na wyniki badań czeka się około 3-4 tygodnie.

Dyrektor podkreśla, że „czynione są wysiłki mające na celu zredukować do minimum utrudnienia oraz czas przywrócenia dostępności wszystkich pomieszczeń”.

W przekazanym nam 15 marca piśmie, przedstawicielka Sądu Rejonowego w Starogardzie Gd. nie informuje jednak o efektach tych pomiarów. Z pisma wynika natomiast, że osuszanie dokumentów miało trwać od 8 do 10 tygodni.

Przewodnicząca: To nie byli ochotnicy

Tymczasem zdaniem szefowej „S” zamknięcie zalanej przestrzeni nic nie daje, bo „smród stęchlizny przenika do innych pomieszczeń”. Edyta Odyjas podkreśla, że dyrektor sądu w swoim oświadczeniu jest nieprecyzyjna.

- Rozdano rękawiczki, to prawda, ale... ogrodowe. Wilgotne akta schną na korytarzach, a urzędniczki na tych wilgotnych aktach pracują. Zastanawiam się tylko jak one mają to robić w takich rękawicach? Przewracać strony i używać długopisu? Co więcej, praca w maseczkach jest bardzo niewygodna, a z moich informacji wynika, że urzędnicy fartuchów nie widzieli na oczy - mówi Edyta Odyjas. Podkreśla przy tym, że pracownicy sądu nie zgłaszali się do inwentaryzacji mokrych dokumentów „na ochotnika”.

Pojawiły się fartuchy

We wtorek , 15 marca otrzymaliśmy informację od Edyty Odyjas, że pracownicy sądu fartuchy otrzymali dopiero po tym, jak nasza redakcja zainteresowała się sytuacją w placówce w Starogardzie Gdańskim.

- Potwierdzam, że pracownicy fartuchy pierwszy raz zobaczyli dziś - poinformowała nas we wtorek przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa.

Nasze pytania w związku z opisaną w tekście obok sprawą, skierowaliśmy do przedstawicieli Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim w poniedziałek ,14 marca. Wczoraj poprosiliśmy dyrektor o komentarz do informacji przekazanych nam przez przewodniczącą sądowej „S”.

- Wszyscy pracownicy ksiąg wieczystych zostali wyposażeni w środki ochrony osobistej zgodnie z obowiązującą tabelą przydziału w sądzie. W związku z zaistniałą sytuacją, przekazaliśmy profilaktycznie dodatkowo fartuchy kierownikowi sekretariatu, by rozdał je zatrudnionym - powiedziała „Dziennikowi Bałtyckiemu” dyrektor Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim.

We wtorek, 15 marca otrzymaliśmy informację od Edyty Odyjas, że pracownicy sądu fartuchy otrzymali dopiero po tym, jak nasza redakcja zainteresowała się sytuacją w placówce w Starogardzie Gdańskim.

- Potwierdzam, że pracownicy fartuchy pierwszy raz zobaczyli dziś - poinformowała nas we wtorek przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa.

Nasze pytania w związku z opisaną w tekście obok sprawą, skierowaliśmy do przedstawicieli Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim w poniedziałek ,14 marca.

Nieco odmienne stanowisko na ten temat ma dyrektor Beata Jantowska.

- Pracownicy cały czas mieli nieograniczoną możliwość korzystania z fartuchów. Z tej możliwości nie korzystali. W związku z całą sytuacją, przekazaliśmy fartuchy kierownikowi sekretariatu, by rozdano je zatrudnionym - powiedziała „Dziennikowi Bałtyckiemu” dyrektor Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki