- Ten rok będę wspominał dobrze. Osiągnąłem w końcu największy jak do tej pory sukces w karierze - mówi Janda, 25-letni florecista Sietomu AZS AWFiS.
Wspominanym przez niego sukcesem jest mistrzostwo Polski, które zdobył pod koniec maja w Warszawie. A właściwie podwójne mistrzostwo, bo oprócz tego, że stanął na najwyższym stopniu podium w zawodach indywidualnych, to sięgnął także po złoto w turnieju drużynowym. Oprócz niego w barwach gdańskiego klubu walczyli wtedy Radosław Glonek, Michał Siess i Piotr Janda, brat Michała. Zresztą, floreciści Sietomu totalnie zdominowali zawody indywidualne. Janda w finale pokonał Siessa, a do półfinału dotarli wspomniany Glonek oraz Krystian Gryglewski. - Na arenie krajowej osiągnęliśmy maksimum. Jestem więc zadowolony zarówno z siebie, jak i z kolegów - przyznaje indywidualny i drużynowy mistrz Polski.
A jak było na arenie międzynarodowej? Tutaj Jandę spotkał niestety zawód. W kwietniu, a więc jeszcze przed mistrzostwami Polski, startował w Pradze w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. - To dla mnie najważniejszy turniej w życiu - mówił przed zawodami. W gronie kandydatów do wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej wymieniano kilku zawodników, w tym Jandę. On sam najbardziej obawiał się Hiszpana Carlosa Llavadora i Maora Hatoela z Izraela. Spośród faworytów najmniej cenił natomiast Austriaka Rene Pranza. Jak to nieraz bywa, los okazał się przewrotny i Polak przegrał w półfinale z... Pranzem. - To zawodnik preferujący siłowy styl walki, a tacy rywale mi odpowiadają. Wtedy to jednak on był górą, najlepiej zniósł trudy turnieju i pojechał na igrzyska - wspomina Janda. - Myślę, że przegrałem tę walkę mentalnie. Jeśli chodzi o umiejętności, nic mi nie brakowało. Gdyby turniej ten odbywał się dzisiaj, albo chociaż dwa miesiące później, myślę, że byłbym do niego bardziej gotowy psychicznie i sprawy potoczyłyby się inaczej.
Dla niemal każdego sportowca igrzyska to szczyt marzeń, więc fakt, że Janda był tak blisko wyjazdu do Rio musi być bolesny. - Nie ukrywam, że było to spore rozczarowanie - przyznaje florecista. - Osłodziłem je sobie nieco mistrzostwem Polski, ale... nie do końca. Turniej w Pradze to wyższa półka. Wyjazd na igrzyska byłby spełnieniem marzeń i sukcesem wykraczającym poza arenę krajową. Na pewno jednak fakt, że byłem tak blisko, motywuje do dalszej pracy. Zrobię wszystko, żeby za cztery lata się udało. Jeśli chodzi o przyszły rok, chcę znaleźć się wśród szesnastu najlepszych zawodników na świecie - zapowiada Michał Janda.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?