Bełchatowianie przerwali w ten sposób fantastyczną serię Chojniczanki. Jeszcze w ubiegłym sezonie obiekt przy Mickiewicza 12 okrzyknięto twierdzą. Nie było w tym przesady, bo ostatni raz „Chojna” przegrała u siebie 361 dni temu, grając z Energetykiem ROW Rybnik. Zabrakło zatem zaledwie czterech dni, aby Chojniczanka zapisała w swojej historii rok bez porażki na własnym stadionie.
– Myślę, że takie statystyki, to bardziej domena kibiców, my nie przykładamy do tego aż tak wielkie wagi. Każda passa musi się kiedyś kończyć – powiedział po meczu kapitan Chojniczanki Paweł Iwanicki.
Faktem jest, że GKS Bełchatów nie postawił „Chojnie” poprzeczki na nieosiągalnym poziomie. Trapiony kontuzjami zespół Kamila Kierasia nie przyjechał na Pomorze w optymalnym składzie i właśnie ten fakt, był furtką, którą Chojniczanka mogła wykorzystać. Największą bolączką podopiecznych Mariusza Pawlaka była jednak skuteczność. Gospodarze potrafili zaatakować rywala i odebrać mu piłkę na wysokości 16. metra, jednak później brakowało pomysłu co dalej.
„Chojna” była niezwykle bliska otwarcia wyniku w 28 min. kiedy po zamieszaniu w polu karnym piłkę z 3. metra do bramki próbował skierować Maciej Ropiejko. Szczęśliwie dla Arkadiusza Malarza mocno bita piłka trafiła go w klatkę piersiową. 10 min. Ropiejko ponownie najlepiej odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu, jednak sędzia nie uznał bramki dopatrując się strzału z pozycji spalonej. Na minutę przed końcem pierwszej połowy, na dobrze grającą Chojniczankę, kubeł zimnej wody wylał Paweł Baranowski, który strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego dał bełchatowianom prowadzenie.
Mariusz Pawlak zareagował błyskawicznie zmieniając w przerwie defensywnego Norbert Jędrzejczyk za ofensywnego pomocnika Filipe Godinho. Wydawać się mogło, że po takiej roszadzie Chojniczanka ruszy do odrabiania strat. Nic bardziej mylnego. Żółto-biało-czerwoni w żaden sposób nie potrafili poradzić sobie z cofniętymi piłkarzami GKS-u Bełchatów. Nawet wprowadzenie prze trenera gospodarzy drugiego napastnika nie przyniosło oczekiwanego efektu. Z każdą upływającą minutą gra „Chojny” stawała się coraz bardziej nerwowa. Pojawiało się coraz więcej nieprecyzyjnych podań i niewymuszonych strat. Na takie prezenty czekali tylko piłkarze z Bełchatowa, którzy po przechwycie długo rozgrywali piłkę „kradnąc” w ten sposób Chojniczance cenne sekundy.
Na 7. min. przed końcem regulaminowego czasu gry, nadzieję na zmianę wyniku, gospodarzom odebrał arbiter. Szarżującego w okolicach 16 metra Ropiejkę nieczysto zatrzymywał Adrian Basta. Sędzia co prawda zagwizdał faul, jednak nakazał rozpoczęcie gry z okolic linii pola karnego. Jak później pokazały powtórki pan Marcin Szrek popełnił błąd, bo do faulu doszło w polu karnym. Mimo, to bliski zdobycia bramki był Godinho. Mocno podkręconą piłkę z trudem za linię końcową wybił Malarz. W doliczonym czasie gry Chojniczanka próbowała jeszcze dośrodkowań „na aferę” jednak wrzutki nie były w niedziele najmocniejszą stroną piłkarzy Pawlaka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?