Historia niedoszłego meczu na nowym gdańskim stadionie jest świetnym przykładem tego, jak można spaprać efekty dobrej roboty. Uważam bowiem, że budowa PGE Areny jest jednym z niewielu w Polsce przykładów dobrej realizacji projektu. To nie znaczy, że nie było i nie ma z tym kłopotów. Każde skomplikowane przedsięwzięcie zawiera w sobie wiele ryzyka i niemal zawsze po drodze do szczęśliwego końca pojawiają się jakieś kłopoty. Dobrzy menedżerowie są od tego, by sobie z nimi radzić. Spółka realizująca stadion ma dobrych menedżerów. I wszystko wskazuje na to, iż stadion powstanie w terminie. Mimo to udało się prawie pełny sukces obrócić w porażkę.
Nie wiem, kto jest winny, że termin pierwszego meczu ustalono przed umownym terminem oddania obiektu do użytkowania. Można powiedzieć, że zawiodła wyobraźnia. Mnie to bardziej przypomina doświadczenia z okresu minionego systemu, gdy powszechnie partia naciskała na realizację zadań przed określonymi w planach terminami. Żeby było się czym pochwalić i wykazać słuszność ustroju.
Partii wiodącej dawno nie ma, ale mentalność niektórych ludzi przetrwała. I to ona, moim zdaniem, jest źródłem kompromitacji. Bo jest to bez wątpienia kompromitacja. Wbrew temu, co mówi PZPN, dla którego nic nigdy kompromitacją nie jest. Wizerunek nasz jako gospodarzy przyszłych mistrzostw bardzo ucierpiał. Większość odbiorców wiadomości o przesunięciu meczu do Warszawy nie ma czasu ani ochoty wdawać się w szczegóły. Nie zdążyli, zawalili - taki oto sygnał poszedł w świat. Sygnał bardzo niesprawiedliwy dla ludzi zaangażowanych w budowę. Niesprawiedliwy dla miasta i dla kraju.
Odbudowywanie dobrego wizerunku, tak naprawdę nas wszystkich, będzie bardzo trudne. I dlatego idiotę, który to wymyślił, należałoby wywalić na zbity pysk. Pewnie tak się nie stanie, odpowiedzialność się rozmyje. I nie to nawet jest najważniejsze. Obawiam się bowiem, że większości osób stojących za tą wizerunkową porażką w ogóle nie stać na jakąkolwiek autorefleksję. Tak, jak zawsze będą wskazywać palcem na kolegów i z wielkim przekonaniem twierdzić, że to nie ja. Jak piłkarz, który po sfaulowaniu przeciwnika robi niewinną minę, rozkłada ręce i daje do zrozumienia, że przy tym zajściu jego wcale nie było.
Jeszcze raz podkreślę: udało nam się sukces obrócić w klęskę jedną durną decyzją. Nie tą o odwołaniu - tą o ustaleniu terminu meczu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?