MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ormianka zarabia zbyt mało, by móc pozostać w Polsce

Redakcja
Przemek Świderski
Ormiańska przedszkolanka, Haykusz Davtyan przyjechała z rodziną do Gdańska w 1994 r. Teraz musi zostawić dzieci, które skończyły szkoły i założyły rodziny w Polsce. Zgodnie z decyzją komendanta Straży Granicznej zobowiązującą ją do opuszczenia Polski ma wrócić do Armenii. Przyczyna - w ostatniej pracy zarabiała... za mało.

- Dokładnie 1400 złotych, co oznaczało, że nie spełniam kryteriów ustawy o cudzoziemcach - mówi Haykusz Davtyan. - Powinnam otrzymywać 2,5 tys. złotych miesięcznie.

Nie pomogło oświadczenie pracodawcy, że podniesie pani Davtyan zarobki. Prawo jest nieubłagane - Ormianka może starać się najwcześniej za rok o prawo powrotu do Gdańska.

- Ja też mogę zatrudnić mamę z wymaganą przez urzędników pensją - deklaruje syn, Edik Bagranian, prowadzący na Przymorzu sklepik osiedlowy. - Tak naprawdę jesteśmy jedyną bliską rodziną mamy. W dodatku teraz siostra spodziewa się dziecka i bardzo potrzebuje obecności mamy...

Edik miał 10 lat, a Araksja zaledwie 9, gdy wraz z rodzicami przyjechali do Polski. Chociaż słowo "przyjechali" nie jest do końca właściwe. Oni tak naprawdę uciekli z Armenii, gdzie toczyły się krwawe walki z sąsiednim Azerbejżanem.

- Kilka lat wcześniej w podobnie dramatycznych okolicznościach poznaliśmy Polaków z Tczewa - wspomina Haykusz Davtyan, była przedszkolanka . - Po trzęsieniu ziemi w 1989 r. nasza rodzina została ewakuowana do Rosji. Tam spotkaliśmy tczewian, zaprzyjaźniliśmy sie z nimi. Kiedy znów nad Armenię nadciągnęły czarne chmury, zaoferowali nam pomoc.
W 1996 r. próbowali wrócić do kraju. Obowiązywał tam jeszcze stan wojenny, brakowało jedzenia i pracy. Uzupełnili dokumenty i zawrócili do Polski. Dorośli zarabiali handlując na targowisku, dzieci poszły do szkoły w Gdańsku. Szybko opanowali język polski, zawarli przyjaźnie. W 1999 r. Ormianie rozpoczęli starania o przyznanie statusu uchodźcy.

Dwa lata później rodzina się rozpadła.- Tata nie dostał zgody na pobyt w Polsce - wspomina Edik Bagranian. - Wyjechał i rozwiódł się z mamą. Nam pozwolono zostać, bo babcia - ze strony matki - była Azerką.

Niepełna rodzina dawała jednak radę. Edik trenował boks, zajął nawet II miejsce w Pucharze Polski w 2000 r. Araksji i Edikowi przyznano prawo do pobytu w Polsce ze względu na tzw. ochronę uzupełniającą, gdyż powrót do ojczyzny stanowiłby dla nich ryzyko.

Sześć lat później matka straciła pozwolenie na pobyt tolerowany. - Zostawiłam dzieci i pojechałam do kraju - wspomina Haykush. - Zastałam zrujnowany dom, ze względu na wiek nie miałam szans na pracę. Dzieci zaczęły więc szukać czegoś w Trójmieście. Zatrudniła mnie firma Darek, zajmowałam się handlem, zamieszkałam z synem. Zaczynało się układać. Młodzi założyli rodziny, Araksja spodziewa się dziecka. Edik prowadzi sklep, wstaje o 2 w nocy, by jechać po towar, ale ciężka praca wpisana jest w nasze życie. Aż tu nagle okazało się, że nie mam prawa być w Polsce.

Haykush pokazuje kolejne umowy o pracę i zezwolenia na jej podjęcie, wydawane przez Urząd Wojewódzki. Jej pensja rosła z roku na rok, osiągając ostatecznie 1400 zł. Jednak w zostatnim zewoleniu z 2009 r. napisano, iż jej zarobki mają wynosić 2,5 tys. zł. Na tej podstawie komendant Straży Granicznej wydał decyzję, zobowiązująca panią Davtyan do opuszczenia Polski. Decyzja została właśnie podtrzymana przez Urząd Wojewódzki w Gdańsku.

- Nie pomogło nawet oświadczenie prezesa mojej firmy, że wyrówna moje zarobki - wzdycha Haykush. - A ja naprawdę nie mam dokąd i do kogo wracać. W Armenii jest 60 proc. bezrobocie, kto zatrudni kobietę po pięćdziesiątce?

- Tej kobiecie potrzebne jest jak najszybciej wsparcie prawnika! W takiej sytuacji nie powinna zmagać sie sama z przepisami - mówi Agnieszka Kunicka z Centrum Pomocy Uchodźcom PAH i podaje telefon do specjalistów, zajmujacych sie pomocą ocudzoziemcom w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Zajmiemy sie tą sprawą - słyszę w fundacji. - Proszę o pilne przysłanie dokumentów.

Polska wyrzuca po latach

Podobny los dotknął inną rodzinę ormiańską, zamieszkałą od 18 lat w Babiaku w Wielkopolsce.
Rodzina Isaghulyan nie otrzymała zezwolenia na przedłużenie pobytu w Polsce ze względu na zbyt niskie dochody. Ormianie są biznesmenami, ale po tym, jak skradziono im samochód z towarem, ich zarobki czasowo spadły.

Dzieci państwa Isaghulyan nie znają języka ormiańskiego, skończyły w Polsce szkoły, maja tu przyyjaciół. Interwencji w obronie Ormian podjęła sie posłanka SLD Krystyna Łybacka.
Ostatnio głosno było także o mongolskiej rodzinie Batdavaa, która mieszka w Krakowie od 2000 r. W Polsce przyszedł na świat ich najmłodszy syn, a pani Batdavaa pracowała jako biegła tłumaczka języka mongolskiego. Rodzinę przed deportacją umieszczono w ośrodku dla cudzoziemców Straży Granicznej w Przemyślu, ostatecznie jednak po nagłośnieniu sprawy przez media Urząd ds. Cudzoziemców podjął decyzję o zgodzie na pobyt tolerowany Mongołów. Zgoda na pobyt tolerowany oznacza, że cudzoziemiec, może legalnie przebywać na terytorium Polski.

Dorota Abramowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki