MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. W imię rewolucji

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
pixabay
Ines milczała. Paląc jointa, zastanawiała się nad tym, co przed chwilą zaproponował jej ten mężczyzna. Nie wierzyła, że w centrali rzeczywiście ktoś postanowił podjąć dalszą walkę.

„To prowokacja”, myślała. „Te sukinsyny chcą się mnie pozbyć. Przez tyle lat robiłam dla nich mokrą robotę, a teraz, jak sami dorwali się do władzy, stałam się niewygodnym świad­kiem…”

Mrok gęstniał z każdą minutą. Widoczność pogarszał jeszcze bardziej, wiejący od pustyni chamsin.

Mężczyzna miał ciemną, przeoraną bruzdami zmarszczek twarz. Jej ostry kontur przez jakiś czas odcinał się jeszcze od fioletowego nieba, potem wtopił się w nie, jak jedna z tych gór, które ciasnym kręgiem otaczają to przeklęte miasto… Patrząc na niego, Ines pomyślała, że tak właśnie wyobrażała sobie będąc dzieckiem herszta piratów: dzikiego, bezwzględnego, pozbawionego jakichkolwiek wyrzutów sumie­nia. Brakowało mu tylko drewnianej nogi, złotego kółka w uchu i czarnej klapki na oku.
Przez chwilę zapragnęła kochać się z nim, zapomnieć o wszystkim, o rewolucji, która zrujnowała jej życie, o matactwach centrali, o samotności, o tym wszystkim, o czym ostatnio tak często rozmyślała, pogrążając się w haszyszowym transie… A potem przeniosła wzrok na wciś­niętą pomiędzy skały zatokę. W jej czarnych wodach parę minut temu zniknęło słońce.

– Okay. Co macie dla mnie tym razem? – zapytała.
– Wiedziałem, że nas nie zawiedziesz – mężczyzna nie ukrywał zadowolenia. – Polecisz do Zurychu. Tam skontaktujesz się z naszym człowiekiem. Dostaniesz zdjęcia i plan akcji. Potem przerzucimy cię do Niemiec i zrobisz to, co zawsze… Bum, bum, shot, shot.
– Kogo mam zabić?
– Burżuja… Prawicową świnię. Szczegółów dowiesz się w swoim czasie.
Ines zaciągnęła się, a potem, trzymając dym w płucach, wyrzuciła niedopałek za balustradę balkonu.
– Cholera, człowieku, za kogo ty mnie masz? – powiedziała. – Przez tyle lat likwidowałam tych wszystkich skurwieli, a ty teraz robisz przede mną tajemnicę… Kim ty jesteś, przeklęty gnojku? Kim jest ten gość? Chcę to wiedzieć!

Mężczyzna pochylił się i szepnął jej coś do ucha.
Ines poczuła od niego zapach luksusowych perfum.

*

Apartament, w którym zamieszkała po przylocie do Zurychu, był wyjątkowo przestronny. Przekraczając jego próg pomyślała, że za utrzymywanie tak dużego lokum centrala musi płacić majątek. Kiedyś zżymałaby się widząc taką rozrzutność; teraz nawet cieszyła ją liliowa pościel, podwójne łoże i miękkie perskie dywany.

Ines weszła do łazienki. Zdjęła ubranie i patrzyła na swoje ciało odpite w lustrze… A potem dotykała złoconych kurków, gładziła brzeg trójkątnej wanny, wąchała białe róże, stojące w czarnym marmurowym wazonie.

„To pewnie nagroda za ten cały syf, w którym spędziłam ostatnie lata. Tak, za ten przeklęty Trypolis przyda mi się odrobina luksusu”, pomyślała, zapalając jointa.

Ines wyszła na taras. W dole rozpościerało się wciśnięte pomiędzy wzgórza miasto – o tej porze senne nieruchome, jakby zdrętwiałe. Gdzieś w jego centrum – pomiędzy jeziorem, szklącym się światłami jachtów, a dworcem kolejowym – w podziemnych sejfach leżało złoto całego świata; całe to zło, z którym walczyła.

„A co będzie, jeśli tym razem mi się nie uda? Jeśli mnie złapią?”, pomyślała i oparła dłonie o poręcz tarasu. Jej ręce były nadal smukłe i delikatne, jak przed laty, kiedy chciała zostać pianistką. Teraz jednak pokrywała je sieć niebieskawych żył, coraz bardziej wyraźnych, coraz bardziej obcych. Całe ciało napawało ją przerażeniem; wiotczejąca na szyi i piersiach skóra, nadawała realny kształt niedorzecznemu poczuciu przemijania.

Ines wróciła do pokoju i jeszcze raz obejrzała zdjęcia, które dostała dziś rano: Hans-Joachim von Ketelhodt w parku z wnukami; Hans-Joachim von Ketelhodt na pogrzebie żony; Hans-Joachim von Ketelhodt z dwadzieścia lat młodszą przyjaciółką w podróży dookoła świata; Hans-Joachim von Ketelhodt w swoim biurze…

„Nawet nie wiem czy powinnam go zabijać. Czy naprawdę to jego wina, że urodził się po przeciwnej stronie barykady? Zresztą, kto wie gdzie dzisiaj przebiega linia pomiędzy nimi, a nami? Gdzie jest ta granica między dobrem, a złem? żebym chociaż była pewna, że ci wszyscy ludzie, których wyeliminowałam, zginęli rzeczywiście dla dobra rewolucji. Gdybym chociaż to jedno wiedziała…”
Weszła do łazienki i odkręciła kurki z wodą. Przyglądając się swojemu odbiciu w pozłacanej rurze kra­nu, wyobraziła sobie, że ta zniekształcona figura należy do kogoś zupełnie innego. I że ten ktoś, kto wykona jutro wyrok śmierci na tamtym mężczyźnie, również nie będzie miał z nią nic wspólnego… Potem zaczęła płakać.

*

Wyjechała z tunelu i przez moment nie widziała niczego poza oślepiającą jasnością. Dopiero kiedy włożyła okulary, z jednolicie rozświetlonej powierzchni wyłoniły się szare secesyjne kamienice. W ciemnych bramach siedzieli starzy, ubrani na czarno imigranci z Południa. Niektórzy przypominali trochę libijskich wieśniaków, inni palestyńskich chłopców z obozów szkoleniowych pod Trypolisem…

Parę minut później Ines zatrzymała się na niewielkim parkingu tuż przed Dworcem Głównym.

Redakcja miesięcznika „Mega” mieściła się na piątym, ostatnim piętrze biurowca. Ines jeszcze raz spojrzała na zdjęcie właściciela pisma, a potem zało­ży­ła jasną perukę, poprawiła okulary słoneczne i przeładowała pistolet… Już w windzie zobaczyła kamerę wbudowaną w jedną ze ścian. Obecność jej ciemnego, wypukłe­go oka po raz pierwszy w życiu napawała ją lękiem.
„Spokojnie”, pomyślała. „Przecież to tylko jeden z wielu burżuazyjnych chwastów, który trzeba usunąć. Wkrótce przetoczy się tędy światowa rewolucja. I nikt o nim nie będzie pamiętał.”

Sekretarka otworzyła drzwi i wprowadziła ją do gabinetu.

– Pan Hans-Joachim von Ketelhodt zaraz panią przyjmie – powiedziała.
Ines zastanawiała się dlaczego instrukcja, którą dostała z centrali, podkreśla tak wyraźnie, że „obiekt należy zlikwidować natychmiast po pierwszym kontakcie”.

„Przecież o wiele bezpieczniej byłoby wywieść faceta za miasto i dopiero tam rozwalić.”, myślała.
Łącznik w Zurychu, powiedział jej, że „to zupełnie niepotrzebne asekuranctwo. Ketelhodt bę­dzie sam, ponieważ sekretarka wychodzi z biura o szesnastej. Ochrona jest tylko w recepcji, na parterze. Więc nie ma mowy, żeby ktoś usłyszał strzał.”
Von Ketelhodt był niski i otyły. Na ramiona opadły mu resztki rudawych włosów. Wyciągnął do Ines rękę, a potem wskazał fotel.

– Czym mogę pani służyć – zapytał.

Rozmawiali przez jakiś czas o najnowszych osiągnięciach nauki w dziedzinie informatyki, o środkach masowego przekazu i o ich roli w doprowadzeniu do ostatecznego rozpadu Rosji, który zdaniem von Ketelhodta nastąpi w ciągu paru najbliższych lat.
Ines spoglądała na zegar ścienny. Kilka minut po szesnastej usłyszała za plecami pukanie do drzwi, a zaraz potem głos sekretarki. Mężczyzna odprawił ją nie przerywając rozmowy. Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi zaproponował kieliszek koniaku. Ines przyjęła propozycję uśmiechem. Zanim wrócił z butelką do biurka, zdążyła przykręcić tłumik i jeszcze raz przeładować broń.
– No więc dobrze, czego pani ode mnie oczekuje? – zapytał wyciągając w jej kierunku kieliszek.

Kiedy strzeliła do niego po raz pierwszy, zatoczył się tylko i złapał za serce jak hollywoodzki amant. Dopiero kiedy wpakowała mu kulę w głowę, opadł na fotel. Chwilę drżał jak w ataku epilepsji, a kiedy znieruchomiał z jego ust wypłynęła struga krwi rozcieńczonej koniakiem. Spodnie i fotel zabarwiły się moczem.

Ines schowała pistolet do torebki i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę, ale zamek był zaryglowany. Podeszła do kolejnych, ale i te ani drgnęły.

Ines otworzyła okno. W dole szumiało miasto. Skończyła kieliszek koniaku i pomyślała, że nigdy nie należy lekceważyć intuicji… A potem nalała sobie jeszcze raz koniaku i wykręciła numer jednego z ogólnoniemiec­kich tygodników informacyjnych. Gdyby w piętnaście minut później nie wyskoczyła przez okno, dowiedziałaby się, że istnieją prawdy, które w mediach publikuje się dopiero po odpowiedniej obróbce – właśnie po to, by ludzie tęsknili za kłamstwem… Jej życie i jej śmierć były jedną z takich prawd.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki