Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci: Magda [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Tobiasz obiecywał sobie, że dzisiaj wreszcie się wyśpi, że odbije sobie te wszystkie dni, wszystkie tygodnie, kiedy przygotowywali się do wyborów i zmuszony był pracować po czternaście godzin na dobę. Obiecywał sobie także, że przestanie nareszcie pić… Ale dzisiaj, wychodząc o północy z konsulatu, wpadli jeszcze do jakiejś knajpy na kieliszek wina. A kiedy już mieli wychodzić, kolega z wydziału politycznego powiedział mu o Magdzie.

– Dzisiaj rano Niemcy przysłali nowy raport. Tym razem nasi byli grzeczni; mamy tylko jeden „złoty strzał”… Kobitka, 33 lata, dwoje dzieci. Nazywała się Magda Sawicka-Klein, czy jakoś tak… – powiedział.
– Jak powiedziałeś? – zapytał Tobiasz.
– Sawicka. Z Sopotu… Znałeś ją? Narkomanka.
– Nie wiem… Chodziłem z jakaś Sawicką do klasy. Ale tamta to była najlepsza dupa w całej szkole – odpowiedział.
– Najlepsze dupy zwykle najgorzej kończą… Tak to już jest na tym świecie.

Około drugiej wyszli na zewnątrz. Michał zaproponował, że odwiezie go do domu samochodem, ale Tobiasz odmówił… Idąc bulwarem wzdłuż rzeki próbował wskrzesić obraz Magdy: obraz tamtej dziewczyny sprzed dekady, i tej sprzed dwóch lat – jej włosy, jej oczy, zapach skóry… A potem zszedł jeszcze niżej, nad samą rzekę. Pod mostem pachniało wilgocią, wiatrem, odległym o tysiąc kilometrów morzem. I wtedy pomyślał, że mógłby właściwie wrócić do konsulatu i przejrzeć samemu tamte raporty.
Budynek pogrążony były w mroku: szarym, półprzezroczystym, gęstym od zaduchu. Tobiasz nie zapalał światła na schodach, bo bał się, że „aniołki” z BOR-u zauważą w jakim jest stanie. Żołnierze jednak spali, a może tylko udawali że śpią… W gabinecie nalał sobie szklankę whisky. Chwilę stał oparty o biurko, a potem sięgnął do szuflady po klucz od piwnicy.

Segregatory z tegorocznymi raportami policyjnymi stały na najwyższej półce, nad paczkami z prasą polonijną i donosami. Tobiasz wyjął kilka skoroszytów i położył na stole, potem sięgnął po papierowe teczki z wnioskami paszportowymi. W mdłym świetle żarówki te dokumenty wydały mu się przerażająco stare, wyblakłe, zakurzone, pożółkłe niby średniowieczne annały. Tobiasz dotykał je czubkami palców. Robił to z jakimś dziwnym, niezrozumiałym pietyzmem, jakby były nagrobnymi płytami, albo starożytnymi sarkofagami, których rozbicie równałoby się otwarciu puszki Pandory.

– Jesteś idiotą – zaśmiał się. – Zakłamanym i do tego przesądnym idiotą.

Ostatni raz widział ją dwa lata temu. Spotkali się przypadkiem – Tobiasz spędzał akurat pierwszy urlop w kraju. Wtedy w sopockim „Sfinksie” Magda była pijana w pestkę i ledwie go poznała. Przegadali całą noc o niczym, a nad ranem zaproponowała, żeby poszli na plażę. Siedzieli potem na wydmach przed „Grandem” i pili z butelki tequilę. A kiedy się skończyła, Magda przytuliła się do niego. Tobiasz jeszcze dziś pamięta jej zapach. Nie pamięta za to, kto z nich zrobił wtedy pierwszy krok, kto kogo sprowokował… Kochali się na tych wydmach do świtu, wprost na piasku, który najpierw był szary, potem miedziany, a na koniec, gdy słońce wyszło już całkiem z morza, zamienił się w ocean złota. Tobiasz zapomniał wówczas o wszystkim: o tym kim jest, co robi, i co by się stało, gdyby w takim stanie zatrzymała go policja… Ale wtedy nie liczyło się nic poza Magdą, poza tym, że mógł czuć ją całym swoim ciałem: wilgotną, smukłą, gorącą, wymarzoną… A potem, kiedy szli brzegiem morza i lodowate fale oblizywały im łydki, ona próbowała opowiadać mu o swoim zasranym życiu: o małżeństwie „z tym tępym Szwabem, który potrafi tylko powtarzać: Takh, Magduszu, nje Magduszu”.

– A może chcesz go poznać? – zapytała. – To stary wariat. Jego ojciec był strażnikiem w jakimś obozie koncentracyjnym… On, dla odmiany, ma zamiar zbawić świat. A przy okazji Niemcy i samego siebie.

Tobiasz chciał już wracać do hotelu, ale Magda nie ustępowała. Złapali taksówkę przy molo i kwadrans po piątej byli na Brodwinie.
– Oswald! Mamy gościa… Pana konsula z twoich stron – krzyknęła w ciemność.

Zanim w pokoju zjawił się tamten mężczyzna, Magda wyjęła z torebki strzykawkę, igłę i gumowy wężyk, który zacisnęła na przedramieniu.
– Ti, Magda piłasz! – powiedział, nie patrząc na Tobiasza. – To może sze żle dla czjebje skonczicz.
Magda nawet na niego nie spojrzała. Szukała igłą żyły, a kiedy ją znalazła nacisnęła tłoczek strzykawki. W kilka sekund później straciła przytomność…

Przeglądał wszystkie dokumenty jeszcze raz, segregator po segregatorze, kartka po kartce. Otwierał teczki z dokumentacją służby więziennej, policji, prokuratury i urzędu stanu cywilnego. Robił to coraz szybciej, coraz bardziej chaotycznie, jak gdyby zaczął już tracić nadzieję, że znajdzie w tych papierach coś, co zaprzeczy rzeczywistości… I wtedy zobaczył na kopercie jej nazwisko
Tobiasz pomyślał, że to co robi nie jest ani mądre, ani potrzebne, że w ten sposób zrywa jedynie skrzepy z dopiero co zabliźnionych ran. A jednak otworzył tę kopertę…

Na zdjęciu, które dołączyła do wniosku paszportowego, miała krótko przycięte, ciemne włosy. Wyglądała dużo lepiej niż tamtego dnia, kiedy widzieli się ostatni raz.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś? – szepnął do siebie. – Dlaczego nie powiedziałaś mi, że mieszkasz w Monachium? Oj, Magda, Magda… I dlaczego twój syn ma na imię Tobiasz?

A potem kilkakrotnie odliczał na palcach miesiące i za każdym razem wychodziło mu, że to mogło być jego dziecko…
– Magda… Ty nie mogłaś tego zrobić – powiedział. – Magda, Magdusiu…

Zawiązał teczkę i wrócił do swojego gabinetu. Za oknem było już całkiem jasno.

Tobiasz rzucił dokumenty na biurko, nalał pełną szklankę whisky i pijąc patrzył przed siebie. Jego usta poruszały się teraz tak, jak gdyby powtarzał pacierz, albo jakby wypowiadał raz za razem jakieś zaklęcia, jakieś czary, którymi można zawrócić czas.

Znowu słyszał dzwony. Kiedy siódme, ostatnie uderzenie wybrzmiało i zrobiło się całkiem cicho, otworzył drzwi balkonowe. Na zewnątrz pachniało świeżym chlebem i jesienią. Wodniste niebo miało kolor oczu Magdy. Za barierą zwisała biało-czerwona flaga. Za godzinę mieli się zjawić pierwsi wyborcy.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki