Jedną z moich ulubionych form owego „nasłuchiwania” była lektura korespondencji Wacława Radziwinowicza z „Gazety Wyborczej”, w których reportersko-anegdotyczne obrazki z życia codziennego mieszały się z twardą analizą polityczną i ekonomiczną.
To, co z początku wywoływało wesołość, a jednocześnie współczucie dla Rosjan, żyjących pod władzami megalomańskiego watażki i jego kuriozalnego dworu, od chwili aneksji Krymu zaczęło budzić strach. Szczególnie łatwość, z jaką Kremlowi udało się zmobilizować opinię publiczną przeciw „ukraińskim faszystom” i ich „unijnym poplecznikom”.
Pod koniec ub. roku Radziwinowicza z Rosji wydalono. Jego relacje z kluczowych lat 2013-15 ukazały się ostatnio w formie książkowej. Ich ponowna lektura nadal przyprawia o lęk, ale zgoła z innego powodu. Wiele opisywanych tam historyjek brzmi bowiem dziwnie znajomo. Ta o parlamencie, nazywanym „szalonym ekspresem”, ze względu na tempo przyjmowania rządowych ustaw. I ta o zaniżaniu przez policję danych o liczebności antyrządowych manifestacji. O przedstawicielach władzy określających opozycję i jej zwolenników mianem zdrajców ojczyzny.
O zalewie politycznej propagandy w programach informacyjnych publicznej telewizji. O jej niechęci do emisji nagrodzonego Złotym Globem filmu „Lewiatan”, bo skrojony pod gusty zachodnich jurorów „szkaluje rosyjską rzeczywistość”. Albo o Dniu Komandosa, kiedy na ulice wylegają tłumy agresywnych rezerwistów-patriotów, a osobom o ciemnej karnacji skóry, zaleca się, by dla bezpieczeństwa lepiej siedziały w domach. Czy wreszcie o sukcesie „polityki historycznej” wmawiającej obywatelom, że II wojnę światową trzeba nadal kontynuować.
Naprawdę, niczego to wszystko Państwu nie przypomina?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?