Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza szopa. Czas zaczesek

Dariusz Szreter
Kremlinolodzy dopatrzyli się zaskakującej prawidłowości na szczytach rosyjskiej władzy: od czasów rewolucji bolszewickiej na przemian rządzą tam łysi z kudłatymi. Do tej pierwszej grupy należeli: Lenin, Chruszczow, Andropow, Gorbaczow i Putin.

Do drugiej: Stalin, Breżniew, Czernienko i Jelcyn. Zupełnie inaczej jest w USA, gdzie ostatnim wybranym w wyborach łysym prezydentem był Dwight D. Eisenhower (1952-60). Gerald Ford się nie liczy, bo jako wiceprezydent z urzędu zastąpił Richarda Nixona. To efekt upowszechnienia telewizji, za sprawą, której wizerunek kandydata stał się co najmniej równie ważny, jak jego przygotowanie merytoryczne. Aż tu naraz do prezydenckiego wyścigu pretenduje gość z kosmiczno-komiczną zaczeską. W dodatku to, co wygaduje, jest jeszcze bardziej groteskowe od tego, jak wygląda. Mimo to wg sondaży ma on realne szanse na wybór.

Ta perspektywa wywołała ostatnio reakcje dwóch wcześniejszych prezydentów. Bill Clinton, który niegdyś zrobił wiele dla przyjęcia nas do NATO, przyrównał ewentualną „dobrą zmianę” w swojej ojczyźnie do tego, co dzieje się teraz w Polsce i na Węgrzech. Nie wiadomo, czy nie będzie musiał przeprosić, bo część amerykańskiej Polonii gotowa jest wycofać poparcie dla pani Clinton. Swoją drogą coś tu jest chyba nie tak, że istnieje grupa aktywnie uczestnicząca w życiu politycznym dwóch krajów i usiłująca wymusić na jednym rządzie przychylność dla innego.

A propos Clintona... Mój znajomy, który mieszkał w USA w latach 90., powtarza: Co to były za beztroskie czasy, kiedy największym zmartwieniem Amerykanów było to, kto robi loda ich prezydentowi. Tu zresztą też mamy do czynienia z dobrą zmianą. Trumpowi wyciągnięto ostatnio, że przez laty - podając się za własnego rzecznika - przechwalał się przed dziennikarzami swoimi podbojami łóżkowymi. Ale komentatorzy są przekonani, że ujawnienie tego faktu wcale mu nie zaszkodzi.

Antyintelektualizmowi suwerena i obdarzaniu zaufaniem osób niekompetentnych dziwi się też Barack Obama. - Przecież kiedy człowiek choruje, to idzie do lekarza, a wcześniej jeszcze upewnia się, że jest on odpowiednio wykształcony - mówił kilka dni temu studentom Rutgers University.

Niezupełnie. Jest kraj, gdzie wiele osób zawiedzionych stanem publicznej służby zdrowia szuka ratunku u egzotycznych uzdrawiaczy. Skutek bywa często opłakany i potem trzeba na gwałt przepraszać się z medycyną konwencjonalną i jej reprezentantami. Dobrze, jeśli na pomoc nie jest jeszcze za późno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki