Z tym kibicowaniem w realiach dzisiejszego futbolu bywa coraz trudniej. Kariera Lewandowskiego pokazuje to w sposób szczególny. Jeszcze trzy sezony temu cała Polska, a przynajmniej ta jej część, która śledziła rozgrywki Bundesligi, kibicowała „naszej” Borussi Dortmund, gdzie występowało aż trzech Polaków. Kiedy jednak najlepszy z nich przeniósł się do Monachium, sytuacja zrobiła się mniej jednoznaczna, choć w konfrontacji Borussi i Bayernu wciąż było dwóch na jednego. Dortmund jednak konsekwentnie pogrąża się w oczach polskich kibiców, oddając Błaszczykowskiego na wypożyczenie do Włoch. Dlatego mam wrażenie, że w ostatnim starciu obu drużyn znacznie więcej biało-czerwonych kibiców trzymało kciuki za czerwono-niebieskich niż za żółto-czarnych.
W epoce skrajnego indywidualizmu określenie „sport drużynowy” w coraz większym stopniu traci rację bytu. Wszyscy zawodnicy, nawet jeśli ich boiskowym zadaniem jest głównie podawanie piłek takim łowcom goli jak Lewy, w gruncie rzeczy grają na siebie, na rozwój własnej kariery. Mierzony także wysokością kontraktów reklamowych. Klub jest tylko narzędziem do osiągnięcia celu.
Co innego reprezentacja. Na razie w piłce nożnej nie są możliwe takie cuda jak w ręcznej, gdzie za pieniądze można naturalizować niemal całą kadrę. Tu trzeba grać tymi, których „zesłał nam los”. Strzelca mamy nie byle jakiego. Ale czy inni potrafią mu dobrze podać? Zresztą wszystko jedno. Byle strzelili Szkotom. Nie musi to być Lewandowski, może być Milik, albo Mila. Państwo już to wiedzą, ja jeszcze nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?