Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najniższa oferta przetargowa nie zawsze korzystna

rozm. Łukasz Kłos
Jan Ryszard Kurylczyk
Jan Ryszard Kurylczyk Tomasz Bołt/Archiwum
"Ciągłe minimalizowanie wartości inwestycji paradoksalnie doprowadza do zwiększania wydatków. Oszczędności zawsze się odbywają jakimś kosztem: albo kosztem terminowego wykonania, albo kosztem jego jakości. Albo jednego i drugiego." Z Janem Ryszardem Kurylczykiem, byłym wojewodą pomorskim, rozmawia Łukasz Kłos

Miastko może być ukarane za odrzucenie niewiarygodnie taniej oferty. Jak Pan ocenia tę sytuację?
To nie jest dla mnie nowa sytuacja. W swoim doświadczeniu zawodowym wielokrotnie spotykałem się z podobnymi problemami. Niestety, nagminnie przy realizacji zamówień publicznych dochodzi do patologicznych sytuacji. Codziennością są nieterminowo i źle wykonane inwestycje. Na domiar złego wykonawcy, którzy zamiast zarabiać i przysparzać podatków, popadają w kłopoty finansowe. Są tego setki przykładów.

Gdzie leży źródło problemów?

Przede wszystkim w błędnych rozwiązaniach systemowych. Z żalem muszę przyznać, że obecne mechanizmy zostały najwidoczniej stworzone przez ludzi, którzy nie mają doświadczenia zawodowego w gospodarce. Najjaskrawszym tego przykładem jest kwestia najniższej ceny.

Jednak sama zasada najniższej ceny wydaje się przecież słuszna...
To tylko pozór. Zanim jednak wyjaśnię dlaczego, trzeba sobie zdać sprawę z jednego podstawowego mechanizmu obowiązującego prawa zamówień publicznych. Chodzi o to, w jaki sposób określamy najkorzystniejszą ofertę. Teoretycznie przepisy przewidują dwie możliwości. Według jednej, jest to każda, która przedstawia "najkorzystniejszy bilans ceny i innych kryteriów odnoszących się do przedmiotu zamówienia publicznego". Drugi sposób to właśnie ocena przez pryzmat najniższej ceny. Niestety, w praktyce właśnie ten drugi jest najczęściej stosowany. Wybór najniższej ceny nie prowokuje pytań tych wszystkich instytucji kontrolnych czuwających na straży finansów publicznych. Jednak presja wywierana na cenę prowadzi do sytuacji, w której wielokrotnie wybierane są oferty rażąco tańsze niż przewidywały kosztorysy inwestycji.

Urzędników zazwyczaj cieszy taka sytuacja. Lubią wtedy publicznie odtrąbić sukces kolejnych oszczędności.
Tyle że taka sytuacja oznacza, że albo wykonawca będzie zmieniał materiały na tańsze, czytaj: gorsze, albo na przykład będzie kombinował, zgłaszając tak zwane protokoły konieczności, stwierdzające, że zakres robót musi być poszerzony, a tym samym zwiększone jego wynagrodzenie. A przecież taki, a nie inny kosztorys inwestycji skądś się wziął. Ktoś wyliczył, że tyle a tyle będzie kosztowało położenie takiego kawałka drogi o takiej jakości.

Przyzna Pan jednak, że powinniśmy dążyć do minimalizowania wydatków publicznych?
Tyle że należy to robić z głową. Ciągłe minimalizowanie wartości inwestycji paradoksalnie doprowadza do zwiększania wydatków. Oszczędności zawsze się odbywają jakimś kosztem: albo kosztem terminowego wykonania, albo kosztem jego jakości. Albo jednego i drugiego. Nie ma innego wyjścia. Zamiast metra podsypki, weźmie się 80 centymetrów. Zamiast kruszywa przewidzianego w projekcie, weźmie się gorszej jakości. A potem się dziwimy, że coś się sypie, a drogi fałdują. Nie jest możliwe poprawne zrealizowanie przedsięwzięcia, gdy cena ofertowa jest niższa od kosztorysowej o kilkadziesiąt procent.

Kwestia ceny to jedyny problem w zamówieniach publicznych?
Niestety, nie. Drugi element, który się przyczynia do deformacji systemu, związany jest z terminami realizacji inwestycji. Jak powszechnie wiadomo, budżet jest zatwierdzany najczęściej na przełomie roku. Następnie fundusze są przekazywane jednostkom budżetowym mniej więcej w lutym, a te około miesiąca później ogłaszają przetargi, które rozstrzygane są około kwietnia. Ponieważ procedura dopuszcza odwołania, to przedsiębiorcy chętnie korzystają z tego prawa. W wyniku czego ostateczne rozstrzygnięcie przetargu przypada na pierwsze dni lata. Stąd też obserwujemy latem wysyp robót budowlanych, w tym drogowych. Akurat wtedy gdy wzrasta nasza mobilność w związku z sezonem urlopowym. Regularnie tracimy jeden kwartał. To jednak problem nie tyle związany z samym prawem zamówień publicznych, co z pewną praktyką wydatkowania środków.

Jakie rozwiązanie Pan sugeruje?
Przede wszystkim ustawa powinna jasno wskazywać, że zamawiający najpierw z należytą starannością musi ustalić wartość danej inwestycji, a następnie wziąć pod uwagę te oferty, które zbliżone są do przygotowanego kosztorysu. Powinniśmy dążyć do zoptymalizowania inwestycji, tak by wybór wykonawcy zapewniał należytą jej realizację po cenie określonej przez fachowców i z materiałów określonych przez projektantów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki