Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na jarmarku - dusza didgeridoo

Mariusz Wróbel
P. Swiderski
Jarmark to nie tylko stragany pełne maskotek i gdańskich pamiątek. Zdarzają się stoiska z bardzo oryginalnym towarem, trzeba się tylko trochę rozejrzeć - albo wsłuchać w hałas.

Na przykład - idziesz między kramami na Szerokiej i nagle słyszysz dźwięk - jakby ktoś grał na tubie. Spokojnie, wręcz medytacyjnie. Wchodzisz więc na plac przy kościele Św. Mikołaja i w jednej chwili przenosisz się do świata australijskich aborygenów oraz ich mistycznego instrumentu didgeridoo.
- To właśnie jego dźwięk przyciąga do nas ludzi - mówi Waldemar Ubowski, właściciel straganu. Bo aborygeńskie rury to instrumenty, obok których nie można przejść obojętnie.

Didgeridoo to wydrążony cienki pień drzewa, który odpowiednio się obrabia. - Sama nazwa w języku Indian australijskich oznacza gadający kij - wyjaśnia Ubowski. Tradycyjnie służył do komunikowania się, ale miał także ogromną wartość w utrzymaniu więzi między członkami plemienia. - Teraz niektórzy traktują go jako gadżet - martwi się pan Waldemar.

Instrument może pełnić rolę terapeutyczną. Gdy jesteśmy przygnębieni, możemy zagrać coś dynamicznego, co nas pobudzi do życia. Gdy potrzebujemy chwili relaksu, zagramy spokojniej, bardziej basowo, by się wyciszyć. Gra na didgeridoo wzmacnia mięśnie, zwłaszcza przeponę.

- To właśnie jej skurcze sprawiają, że granie przypomina gadanie i tworzy ten mistyczny klimat - opisuje Ubowski.

Didgeridoo to instrument dla ludu, więc każdy może grać. Trzeba jednak wybrać odpowiednią dla siebie rurę. I nie chodzi o dobór zdobień, by pasowały do wystroju mieszkania, a o dźwięk jaki wydaje. Są rury długie, które wydają niskie basowe tony, a także krótsze, wydające dźwięki wyższe. Ciekawe efekty uzyskuje się też przez odpowiednie drążenie drewna.

Ubowski radzi, żeby wybierać rury zrobione z drewna drzew, z którymi czujemy więź: jeśli na przykład wielką siłę ma dla nas dąb, wybierzmy didgeridoo właśnie takie. Na straganie są instrumenty między innymi z jesionu, grabu, wiązu, tui czy świerku.

Zakup gadającej rury to wydatek co najmniej 250 złotych. Ale Waldemar Ubowski zapewnia, że można się targować. - Jeśli widzę, że ktoś naprawdę chce grać, tym bardziej mogę obniżyć cenę - dodaje. Bo tu chodzi o odnalezienie w sobie pasji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki