MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka, która uspokaja, pod choinkę i nie tylko. Rozmowa z Janem Łukaszewskim

Gabriela Pewińska
- Wychowałem się w domu wyściełanym muzyką...
- Wychowałem się w domu wyściełanym muzyką... fot. Grzegorz Mehring
Z Janem Łukaszewskim, dyrygentem, pedagogiem, dyrektorem Polskiego Chóru Kameralnego, o uzdrawiającej mocy muzyki rozmawia Gabriela Pewińska

Panu ktoś śpiewał kołysanki w dzieciństwie?
Mój ojciec, który był kompozytorem i pedagogiem, pisał kołysanki. Znaczna część jego twórczości to są właśnie utwory dla dzieci. Śpiewała mi je do snu, i nie tylko do snu, mama, która co prawda nie była muzykiem, ale miała bardzo piękny głos. Śpiewanie do snu to rzecz bardzo stara, chyba nawet trudno określić, jakie są najstarsze przyczyny tego, że się śpiewało dzieciom do poduszki. Ale od dawien dawna wiadomo, że - jak mawiał Arystoteles, a za nim Jerzy Waldorff - muzyka łagodzi obyczaje. Choć dziś nie o każdej muzyce możemy tak powiedzieć. Tymczasem ma ona sens wtedy, kiedy koi, łagodzi, wywołuje najlepsze emocje. Często obserwuję, że ludzie, zwłaszcza ci, którzy nie są obyci z muzyką klasyczną, przysypiają na koncertach. I to nie dlatego, że jest tak nudno, tylko że ich ta atmosfera tak wycisza. Niedawno graliśmy muzykę z Kabaretu Starszych Panów, a tu jeden starszy pan, zresztą nader znacząca osoba w Gdańsku, w pewnym momencie ...zasnął. Tak go ukołysały te delikatne, łagodne takty.

Czyli, gdy człowiek zaśnie podczas koncertu, to właściwie dla muzyków komplement?
To znaczy, że muzyka, którą wykonują, uspokaja. Jak kołysanki, które są po to, żeby dać dziecku poczucie bezpieczeństwa. Człowiek nie zaśnie, gdy jest nerwowy ani gdy się czegoś lęka, zasypia jak dziecko tylko wtedy, gdy czuje spokój. Dziś niestety coraz mniej mam śpiewa swoim pociechom. Częściej do snu kołysze dzieci muzyka mechaniczna. I nie ma w tym niczego złego. Moja mieszkająca w Niemczech znajoma utulała swoje dziecię do snu puszczając mu płyty Mozarta. Pięknie sobie to dziecię przy Mozarcie zasypiało. Mnie do snu utulał, też muzyką, starszy o 11 lat brat Ireneusz.

Uznany pianista, pedagog...

Z dzieciństwa pamiętam, że dużo ćwiczył w domu na fortepianie. Tak się do tej jego muzyki przyzwyczaiłem, że później nie mogłem zasnąć, gdy brat nie ćwiczył. Te ćwiczenia to były dla mnie właśnie kołysanki. Nawet teraz, gdy słucham Chopina, barkarole czy nokturny, przypomina mi się dzieciństwo. Bo kołysanka nie musi być wcale melodią typu "uśnij że, uśnij", kołysanka to każda spokojna, delikatna, otulająca muzyka. Poza tym najpiękniejsze kołysanki to polskie kolędy.

"Lulajże Jezuniu"?
"Gdy śliczna panna" czy "Mizerna, cicha", Maryja utula do snu swoje dzieciątko. Kołysanki kolędowe śpiewane są na całym świecie, choćby słynna niemiecka "Stille Nacht". Urodziłem się w czasach, gdy śpiewanie w rodzinach było powszechne. W moim domu każde święta rozbrzmiewały muzyką. Mama lubiła nam śpiewać. Dobrze wiedziała, jak to działa na psychikę dziecka. Kiedy ono słyszy śpiew matki, czuje się spokojne, bezpieczne, a poczucie bezpieczeństwa jest jedną z najważniejszych potrzeb dziecka, ono pragnie wtulić się w czułe ramiona tych, których kocha, dlań ciepły, miękki głos kogoś drogiego jest czymś niezastąpionym. Tak działają wszystkie utwory, które kołyszą.

Odpowiednie metrum?
Przeważnie na 3/4.

Z murmurando?
Murmurando albo cichutkie nucenie. Ten pogodny śpiew matki, czy w ogóle kogoś bliskiego, zostaje w psychice człowieka na całe życie, zostawia w nas to poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebujemy i wtedy, gdy jesteśmy dorośli. Muzyka naszego domu otaczała mnie, była gniazdem. Dorastałem w domu wyściełanym muzyką.

Płyty z kołysankami. Mogą zastąpić maminy śpiew?
Na pewno są po to, by te, zwłaszcza dawne utwory, nie poszły w zapomnienie. I chwała tym, którzy sięgają po taką muzykę. Dzięki nim ona żyje dla kolejnych pokoleń. Ale żyje zwłaszcza poprzez śpiew matki, która nuciła córce, córka swojej córce, a ta swoim pociechom... Dziś często mamy są zmęczone, dzieci sadzają przed komputery. Ale komputer nie zapewni dzieciom poczucia bezpieczeństwa, jedności, wspólnoty w rodzinie. Raczej poczucie wyalienowania. Prowadząc chór chłopięcy, obserwuję, że ci najmłodsi chłopcy nie umieją ze sobą współpracować. Empatia dla nich nie istnieje. Dopiero poprzez wspólny śpiew uczą się wzajemnego kontaktu, bo śpiewając razem, trzeba też razem oddychać, trzeba wypowiadać te same słowa. To tworzy wspólnotę, a człowiek przecież nie jest stworzony do tego, by żyć osobno. Śpiewajmy swoim dzieciom!

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki