Samochód pożarniczy Star 25 z lat 60-tych ubiegłego wieku, który kiedyś służył w OSP pod Malborkiem i do dziś jest sprawny technicznie. Obok kolekcji starych urządzeń rolnych, jak pługi, śrutownik czy kierat, w górę strzela lufa armaty przeciwpancernej D44 produkcji radzieckiej, zbudowanej prawdopodobnie tuż po roku 1950.
Takie cuda, zamiast standardowych drzewek, oczek wodnych czy krasnali, stoją na posesji niepozornego domku w Goręczynie w gminie Somonino. Prawdziwe bogactwo różnorodności kryje się jednak wewnątrz, gdzie pasjonat militariów i staroci zgromadził kilka tysięcy eksponatów i udostępnił je zainteresowanym, otwierając własne Muzeum Ziemi Kaszubskiej i Sprzętów Militarnych.
Orzełki na kartonach
Już pierwszy rzut oka na imponujący zbiór rozmaitości, jaki kryje kilkudziesięciometrowe pomieszczenie, nie pozostawia wątpliwości - to musi być efekt wieloletniego gromadzenia wszystkiego, co jest z pozoru bezwartościowe.
- Różne starocie zbieram od dziecka, w rodzinnym domu zawsze coś się walało - przyznaje Sławomir Kamiński, założyciel muzeum. - Gdzieś odkryłem orzełka, potem odznaczenie niemieckie, klamrę czy łuskę od rusznicy przeciwpancernej. Robiłem sobie z tego w pokoju wystawy na kartonach. Miałem bzika na punkcie szabli, próbowałem za wszelką cenę ją zdobyć, aż wreszcie znalazłem ją gdzieś na złomie.
Szukał i odnawiał, aż w końcu udało mu się spełnić szalone wydawałoby się marzenie - otworzyć muzeum z prawdziwego zdarzenia. W listopadzie zostało oficjalnie zarejestrowane jako placówka w organizacji.
- To była bardzo trudna procedura tym bardziej, że w urzędach, gdzie chodziłem z ustawą w dłoni, wszędzie napotykałem postawę "na nie" - opisuje właściciel. - Dopiero w Somoninie pani obiecała, że zorientuje się w przepisach i mi pomoże. Sprawa trafiła do ministra kultury i dziedzictwa narodowego, który nadał muzeum oficjalny regulamin, a mnie ustanowił jego dyrektorem.
Taki krok nie byłby możliwy bez aprobaty żony. Ta zapewnia, że nie robi mężowi wyrzutów z powodu jego niecodziennych zainteresowań i nie wypomina, że zamiast inwestować w kolejne eksponaty, powinien kupić na przykład nowy telewizor.
- Od początku wiedziałam, czym mąż się pasjonuje, zaakceptowałam to i staram się go wspierać - mówi żona Dorota Kamińska. - To od zawsze było w naszym życiu, razem myślimy o tym, jak rozwijać muzeum. Sama już coraz bardziej się interesuję eksponatami, by wiedzieć, do czego coś służy i jak działa.
Przedwojenny kalkulator, lampa z łuski po pocisku
Pytanie o nazwę i przeznaczenie danego przedmiotu jest jednym z najczęstszych, jakie od gości słyszy Sławomir Kamiński, bowiem wiele rzeczy jest dziś zupełnie zapomnianych. Jeden z najbardziej tajemniczych eksponatów wisi obok ponad stuletnich bron, sochy i jarzma.
- Znajomy gospodarz zapewniał, że zna każdy sprzęt rolny - mówi. - Kiedy pokazałem mu ten dziwny przyrząd przyznał, że nie ma pojęcia, co to jest. Doszedłem do tego, że urządzenie to służyło do wycinania kostek z torfu, których używano jako opału, bo nie było wówczas węgla.
Półki pod sprzętami wykorzystywanymi w pracy wypełniają sprzęty domowe. Są tu przedziwne żelazka i lampy karbidowe, przedwojenny kalkulator, denica do mielenia tabaki, porcelana pochodząca z restauracji Cafe Derra w Gdańsku, zestaw piśmienniczy wyższego rangą sztabowego, drewniany piórnik czy mała tablica, która spełniała funkcję zeszytu. Dalej znajdują się m.in. dokumenty, pamiątki czy butelki, w tym te pochodzące z dawnego browaru w Kartuzach.
Są też prawdziwe rarytasy, jak piecyk wykonany z kanki na mleko, lub łuska po pocisku misternie przerobiona na lampę naftową. Takie wynalazki i całe zbiory pokazują, jak wielka bieda panowała wówczas w kraju zubożałym przez wojnę. Skoro nie było praktycznie nic, ludzie znajdowali zastosowanie do wszystkiego, co znaleźli, a co często porzucili żołnierze.
Dotknąć II wojny światowej
Związane z wojskiem eksponaty stanowią znaczną i atrakcyjną część kolekcji. Najstarsze, jak tabliczka wyryta w ołowiu, pamiętają epokę napoleońską. Najczęściej jednak militaria pochodzą z okresu II wojny światowej. Zobaczyć można hełmy, trąbki kawalerii, osobiste wyposażenie żołnierzy. Muzeum ma pozwolenie na gromadzenie broni, stąd zobaczyć tu można mały arsenał: bagnety i szable, poskładany korpus działka od messerschmitta, pistolety i karabiny, łuski łącznie z tą od pocisku przeciwlotniczego od ręcznie ładowanego działka potężnego kalibru.
Tutaj nawet laik zauważy od razu różnicę w stopniu rozwoju technologicznego Wehrmachtu lub Armii Czerwonej. Wschodni karabin Maksim z 1944 r., mimo kółek bardzo trudny w transportowaniu przez ponad 70-kilogramowy ciężar i potrzebujący wody do chłodzenia lufy, sąsiaduje ze starszej produkcji, ale zachodnim MG34, który dysponował podobną siłą rażenia, a wystarczyło zarzucić go na plecy.
Efektownie prezentują się cztery postacie żołnierzy - w mundurach i z karabinami. Co ciekawe, to nie tylko repliki - oryginalne są oficerki radzieckiego żołnierza czy mocno zdezelowana niemiecka kurtka polowa.
- Dokładnie w marcu 1945 roku żołnierze przyszli do jednego z domów na Kaszubach, by się ogrzać i najeść - opisuje Sławomir Kamiński. - Otrzymali informację, że Rosjanie są niedaleko, dlatego zabrali praktycznie tylko broń i amunicję, a część sprzętu pozostawili u gospodarza, który wrzucił go na strych. Potem z toreb korzystały dzieci, a porwana kurtka przez lata przeleżała nieruszona.
Poszczególne przedmioty są interesujące nie tylko same w sobie, ale głównie ze względu na związane z nimi historie. Oglądającego dopada fascynujące poczucie, że każdy z tych staroci dawniej komuś służył - rolnikowi w XIX wieku czy niemieckiemu oficerowi na froncie.
Z demobilu i internetu
- Lubię dociekać, co działo się dawniej z danym eksponatem - zdradza właściciel muzeum. - Dokładnej historii nie można już dziś odtworzyć, ale często udaje się to w znacznym stopniu. Na przykład polskie bagnety mają numery, na podstawie których można poznać producenta czy rok powstania. Na pruskich z kolei wybite są nazwy pułków, w których były używane. Na tej podstawie można dowiedzieć się, gdzie walczyła dana broń.
Jak wszystkie te cuda trafiły do Goręczyna? Część to zbiory rodzinne właściciela, inne zostały zakupione z demobilu lub portali internetowych, ale na ogół pochodzą ze złomowisk lub od gospodarzy.
- Większość eksponatów pochodzi z Kaszub, stąd nazwa muzeum - mówi Sławomir Kamiński. - Niewiele powojennych pozostałości leży jeszcze w ziemi, bo znaleziono je podczas prac polowych. Znajomy kowal ma całą skrzynię bagnetów, których używa jako noży do kopyt. Pewien rolnik podarował mi puszkę od maski gazowej, zachowaną w idealnym stanie, w której on trzymał gwoździe. Większość staroci jest nieużywana i traktowana jak rupiecie, od lat przekładane z kąta w kąt. Gdy ich właściciele dowiadują się, że chciałbym je nie na złom, lecz do muzeum, zwykle ofiarowują mi je za darmo.
Podobnych historii jest znacznie więcej, by wspomnieć tylko tę o poszukiwaniach zatopionego czołgu. Dyrektor Muzeum Ziemi Kaszubskiej i Sprzętów Militarnych w Goręczynie chętnie opowie je wszystkim, w dowolnym dniu tygodnia.
Obok kolekcji starych urządzeń rolnych, jak pługi, śrutownik czy kierat, w górę strzela lufa armaty przeciwpancernej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?