Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mówią o nas: "talibowie". Posłowie, którzy są przeciwko ustawie o związkach partnerskich

Ryszarda Wojciechowska
fot. M. Obara, G.Mehring, W. Barczyński
Dla jednych są politycznymi talibami albo ludźmi z konserwy. Dla innych królami własnych sumień. Nie pierwszy raz zwarli światopoglądowe szeregi. Kim są pomorscy posłowie, którzy podczas głosowania nad projektami dotyczącymi związków partnerskich byli przeciw i jak tłumaczą swoje decyzje - sprawdzała Ryszarda Wojciechowska

Marek Biernacki zazwyczaj nie unika dziennikarzy. Ale tym razem narzucił sobie medialną ascezę. Odpowiada tylko: Obiecałem, że na ten temat nie będę się teraz wypowiadał. To, co mnie boli w sprawie związków partnerskich, usłyszą najpierw partyjni koledzy na spotkaniu klubu Platformy 20 lutego.

Przyznaje, że jest światopoglądowo bardzo konsekwentny.
- Zawsze byłem konserwatystą - kończy rozmowę.

Zgodnie z nauczaniem Kościoła
O Biernackim, prawniku z wykształcenia, do tej pory słyszało się głównie to, że nikt tak dobrze jak on nie zna się na policji i służbach. Ten były minister spraw wewnętrznych i parlamentarzysta z długoletnim stażem w 2009 roku uznany został w rankingu "Polityki" za najlepszego posła "Za spokojne i rzeczowe prowadzenie trudnej komisji śledczej, badającej sprawę porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika, ale również za gotowość do międzypartyjnej współpracy i merytoryczny sposób prowadzenia Komisji Spraw Wewnętrznych".

Teraz też pewne jest to, że w sprawach światopoglądowych kręgosłup moralny ma niezwykle twardy. Już wcześniej z kolegami w PO podzieliła go aborcja. Był październik 2012 i gorąca, pełna emocji dyskusja nad projektem ustawy autorstwa Solidarnej Polski, zmierzającej do zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Przewidywał on zakaz aborcji ze względu na upośledzenie lub nieuleczalną chorobę płodu. Przed debatą premier Donald Tusk zaapelował do swoich posłów o utrzymanie obecnego kompromisu w tej sprawie. Mimo tej prośby za zaostrzeniem przepisów aborcyjnych głosowała grupa posłów z Platformy, w tym trzech z Pomorza: właśnie Biernacki, a także Stanisław Lamczyk i Jerzy Budnik. Co ciekawe, Jarosław Gowin był wtedy za odrzuceniem projektu SP, czyli przeciwko zaostrzaniu przepisów aborcyjnych.

W niedawnym wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" Biernacki mówił o własnym konserwatyzmie, przyznając, że źródłem jego systemu wartości są chrześcijaństwo i Dekalog. Na pytanie o stanowisko w sprawie in vitro odparł: Zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego i wskazaniem biskupów.

Jeszcze nie dojrzałem
W grupie pomorskich konserwatystów jest Jerzy Budnik, absolwent administracji, przed laty prezydent Wejherowa. W Sejmie od 1997 roku. W rubryce zawód mógłby już sobie wpisać poseł. Ale mimo lat spędzonych w Sejmie niezbyt widoczny na forum, chociaż aktywny w regionie. Z jego życiorysu wynika, że w czasie studiów związał się ze Stowarzyszeniem PAX, a w latach 70. był działaczem duszpasterstwa akademickiego.

Budnika bolą takie słowa ze strony partyjnych kolegów jak: wstyd, kołtuństwo, ciemnota, ciemnogród, pogarda, upokorzenie czy sługusy kleru.
- Ja bym się nigdy nie odważył o nich tak powiedzieć. Więcej szacunku dla osób, które mają ugruntowane poglądy - apeluje.

Tłumaczy, że dlatego m.in. głosował przeciw związkom, ponieważ na rewolucję obyczajową nie jest jeszcze gotowy.
- Każdy w swoim życiu kieruje się jakąś aksjologią. Szanuję tych, którzy mają poglądy jasno ukształtowane. Kierują się pewną ideą i mocno w coś wierzą, a nie tylko patrzą na wskazanie barometrów sondażowych. Uważam siebie za konserwatystę. To nie był przypadek, że przed laty związałem się ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym. Decyzja o przejściu z SKL do Platformy Obywatelskiej dla takiego konserwatysty jak ja łatwa nie była. Aleksander Hall, nasz niekwestionowany lider, a także świętej pamięci Maciej Płażyński przekonywali nas, że program PO będzie mądrą syntezą liberalno-konserwatywną. I tak było. Ja się dobrze czułem w PO jako konserwatysta. Mimo iż z czasem Donald Tusk zaczął budować skrzydło lewicowe. Rozumiałem to, bo jestem politykiem. A dzisiaj koledzy, którzy mają do nas pretensje, że odeszliśmy od programu, że złamaliśmy jakieś ideały, zapomnieli o tym, że w programie z 2007 roku mamy zapisane, iż fundamentem cywilizowanego Zachodu jest Dekalog i wspieranie rodziny. Ja traktowałem to bardzo poważnie. I nadal traktuję. Bo przecież Platforma nigdy nie powiedziała, że był to zabieg koniunkturalny, który miał przyciągnąć osoby zawiedzione PiS. Nigdy nie odtrąbiła publicznie, że od tego odchodzimy - tłumaczy.

Jego zdaniem, tendencja otwierania się PO na sprawy obyczajowe, na prądy idące z lewa, to dzisiaj problem dla konserwatystów. Ale nie tylko. Sam nie wie, jakie wyjście z tej sytuacji powinien znaleźć Donald Tusk. Rozumie, że to nie jest łatwe. Być może w tych trudnych, wrażliwych tematach trzeba zastosować metodę konsensualną. Tak jak się to robi na szczytach państw unijnych. Problem "uciera się" aż do skutku, do uzyskania zgody przez wszystkich. A jak się nie uda "utrzeć", to nie powinno się mówić o upokorzeniu czy o powrocie na tarczy.

- Do pewnych rzeczy się dojrzewa - tłumaczy.

Kręgosłupa nie dam sobie złamać
Teresa Hoppe z tej konserwatywnej grupy ma najkrótszy staż w Sejmie. To jej pierwsza kadencja. Na stronie internetowej przedstawia się jako ambasador Kaszub, dumnie prezentując na zdjęciu strój kaszubski. Z wykształcenia jest inżynierem ogrodnikiem i magistrem teologii. Skończyła też dziennikarstwo na jednej z gdyńskich wyższych uczelni. W wyborach startowała jako bezpartyjna z list PO.

Deklaruje, że Kaszuby, rodzina i religia są dla niej niezwykle ważne. Dużo pisze o swoim życiu duchowym. O tym m.in., że dla pogłębienia wiedzy religijnej podjęła studia teologiczne. A jej praca magisterska z teologii moralnej była zatytułowana "Czyn a odpowiedzialność moralna". W 1990 roku, kiedy religię wprowadzono do szkół, na prośbę proboszcza jednej z gdyńskich parafii podjęła się katechizacji dzieci i młodzieży w szkole podstawowej. Przez 13 lat pracowała jako katechetka. Teraz w Sejmie Hoppe należy do Parlamentarnego Zespołu Członków i Sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, składającego się głównie z działaczy PiS i Solidarnej Polski.

Hoppe potwierdza, że ma twardy kręgosłup moralny i nie da go sobie złamać. Liczy się dla niej to, żeby głosować zgodnie z własnymi poglądami. Problem osób homoseksualnych, jej zdaniem, można rozwiązać w inny sposób, nowelizując już istniejące ustawy. Tak aby ułatwić im życie. Przeciwko projektowi o związkach partnerskich głosowała również ze względu na ekonomię.
- Zwłaszcza propozycje zawarte w projektach SLD i Ruchu Palikota, gdyby weszły w życie, byłyby obciążeniem dla budżetu - wyjaśnia. Tymczasem, jej zdaniem, wspólne rozliczanie się to prawo zarezerwowane tylko dla małżeństw. I nie powinno się tego zmieniać.

Posłanka nie głosowała natomiast wcześniej za zaostrzeniem przepisów aborcyjnych. Jak to tłumaczy? Uznała, że projekt Solidarnej Polski ma charakter polityczny i nie chce niczego załatwić, ponieważ nie wspomina o ciąży z gwałtu i zagrażającej życiu matki.
Nie boi się konsekwencji ostatniego głosowania. Tego, czy za karę nie znajdzie się w przyszłości na liście wyborczej.
- Będę czy nie będę to dla mnie ganz egal. Ważne jest czyste sumienie - kończy.

Tak mnie wychowano
Kazimierz Plocke - wiceminister rolnictwa od 2007 roku, posłem jest znacznie dłużej. To już jego czwarta kadencja. Na stronie internetowej można przeczytać piękne hasło wyborcze: "By żyło się lepiej. WSZYSTKIM" (pisownia oryginalna). Z wykształcenia inżynier rolnik (w latach 90. wójt gminy Krokowa). Na stronie o światopoglądzie nie pisze tylko o rolnikach, stoczniowcach i rybakach. O tym, że trzeba im pomagać. I dbać o ich interesy w Unii. To kolejny poseł bardziej widoczny w regionie niż na rządowych salonach. Polityk raczej gabinetowy. Bez większego parcia na szkło. Ale jak już do "szkła" trafi, to z przytupem. Jak niedawno, kiedy został uwięziony w podnośniku strażackim na sporej wysokości. Testował bowiem w Gdańsku sprzęt dla straży wart 4 mln zł. Poszedł... w górę i został tam dłużej.

Często przypomina o tym, że jest dumnym Kaszubą. I pracuje na chwałę Kaszubów. On też się wywodzi ze Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Na pytanie o ostatnie głosowanie odpowiada krótko: - To dla mnie proste. Tak mnie wychowano, że się szanuje rodzinę i tak się głosuje, aby ją chronić.

A czego się spodziewać po konserwatyście?

Stanisław Lamczyk, z wykształcenia inżynier, w swoim terenie dorobił się ksywki "kolejarz", ponieważ od lat zabiega o przybliżenie Kaszub do Trójmiasta, lobbując na rzecz Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Przywiązany jest do swojego regionu (powiat kartuski). I tam jest dobrze znany. Jego zdaniem, sprawa ostatniego głosowania wygląda tak: żaden z tych projektów nie był dobrze przygotowany, a poza tym wszystkie trzy były niezgodne z artykułem 18 konstytucji. To jedna sprawa. A poza tym trzeba chronić instytucję rodziny, o której się zapomina w projektach promujących związki.

Jako syn ziemi kaszubskiej, jest oczywiście konserwatystą. I nieraz w sprawach światopoglądowych zdawał ten test pozytywnie. - Tym razem nie było dyscypliny, a poza tym wiadomo, czego się po konserwatyście można spodziewać. Nie ma żadnej grupy Gowina. My nie chcemy podziału. Wiemy, że mówią o nas talibowie, ale swoich wartości powinniśmy strzec. Jesteśmy w Europie Zachodniej, ale powinniśmy mieć własne zasady. Bo one są naszymi, polskimi zasadami. Dobrymi. Sama pani widzi, jak Unia Europejska jest skomplikowana. Jest skomplikowana, bo nie ma żadnych fundamentów - wyjaśnia.

Przyznaje, że związki partnerskie to gorący temat. Jeszcze przed głosowaniami było wiele telefonów do jego biura, przychodzili ludzie z uwagami. Potem skrzynki e-mailowe się zapchały. Dostali około 10 tys. e-maili. W wielu pojawiały się argumenty za zalegalizowaniem związków. Przeciwnicy zaś najczęściej pisali, że nie zgadzają się na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Zdaniem Lamczyka, temat jeszcze wróci i trzeba o nim rozmawiać.

On i ona to rdzeń
Jerzy Kozdroń, prawnik z Kwi-dzyna, w ubiegłym roku w rankingu "Polityki" został uznany za jednego z najbardziej pracowitych posłów w Sejmie. Medialnie nieznany, bo jak tłumaczy - zajmuje się mrówczą pracą. Prowadził już siedem projektów ustaw, 17 razy reprezentował Sejm przed Trybunałem Konstytucyjnym. Zdaniem dziennikarzy, często tylko on wie, nad czym klub głosuje, bo pozostali posługują się przygotowanymi przez niego ściągami.

Kozdroń tylko w tym ostatnim przypadku głosował jako konserwatysta. Ale był przeciwny, na przykład, zaostrzeniu przepisów aborcyjnych.
- Przy projektach o związkach partnerskich - jak tłumaczy - nie mógł inaczej. Znaczenie miał nie tylko światopogląd konserwatywny. Ale też chodziło o kardynalne zasady, wynikające z konstytucji. Przypomina artykuł 18, mówiąc, że nie bez powodu znajduje się w rozdziale podstawowych wartości i zasad ustrojowych państwa. Twórcy tych zasad, jego zdaniem, wychodzili z założenia, że najważniejsza dla państwa jest rodzina, czyli związek kobiety i mężczyzny jako małżeństwo. - Bo to jest rdzeń, na którym się opiera naród i państwo - tłumaczy.

Twierdzi, że nie podchodzi do tematu ultrakonserwatywnie albo jak talib. Są ludzie o różnych orientacjach seksualnych i oni mogą sobie układać życie tak, jak chcą. Wynika to z zasad wolności konstytucyjnej. Ale między związkiem osób jednej płci a związkiem małżeńskim musi być wyraźna linia demarkacyjna.

- Dlatego nie możemy tworzyć związku partnerskiego na wzór związku małżeńskiego. To byłoby nieporozumienie. Jego zdaniem, w przypadku związków partnerskich powinna być szczególna umowa, zawierana u notariusza, którą potem przez oświadczenie woli jednej ze stron można rozwiązać. Bez świadczeń alimentacyjnych, dziedziczenia i tym podobnych, ponieważ to jest zagwarantowane dla rodziny. A tu pokrewieństwa nie ma.

Jerzy Kozdroń mówi, że nie jest przeciwny związkom partnerskim, szanuje ludzi o innych przekonaniach i orientacjach seksualnych. Oni też mają prawo do szczęścia. Tylko nie zgadza się na to, żeby taki związek traktować jak małżeństwo. Państwo powinno zachęcać do zakładania rodziny i otaczać je największą opieką, ponieważ będzie tak długo istniało, dopóki będzie istniała rodzina. Bez rodziny nie ma państwa. A związek partnerski to nie rodzina. I spersonifikowanie go to błąd, który może zagrozić przyszłości naszego państwa.

- W mojej ocenie, mógłby to być nawet koniec naszej cywilizacji. Niech pani spojrzy na historię starożytnego Rzymu. Co było powodem upadku? Nie tylko picie wina z ołowianych naczyń, ale też fakt, że rodzina przestała być czymś ważnym.

Nie boi się konsekwencji głosowania.
- Ja już mam swoje lata i nie oczekuję wielkiej kariery. Poglądów dla niej nie nagnę. Jeżeli przyjdą do mnie koledzy i powiedzą: słuchaj, ty jesteś człowiekiem z innej epoki, ty się do tego nie nadajesz, nie rozumiesz już tych nowych czasów, zrezygnuj, odejdź, to ja tak zrobię. Nie chcę nikomu przeszkadzać. Ale dopóki jestem w parlamencie i mam prawo się wypowiadać, to mówię w swoim imieniu. Z nadzieją, że wyrażam poglądy, które są reprezentatywne dla pewnej grupy ludzi. Ci posłowie PO, którzy głosowali za projektem uchwały o związkach partnerskich, dzielą się na tych mniej i bardziej wyrozumiałych wobec konserwatystów.

Duże miasto robi różnicę?
Jerzy Borowczak twierdzi, że to głosowanie całkowicie zdziwiło. Bo jak ktoś wstąpił do PO i podpisał się pod programem tej partii, to powinien zagłosować za jej projektem o związkach. Szanuje ich poglądy. Ale też uważa, że jeśli ktoś ma tak rozbieżne, to powinien może zostać księdzem albo katechetką.

- To partia obywatelska i trzeba patrzeć na problemy wszystkich, a nie tylko wybranych - tłumaczy. Przyznaje, że po takich głosowaniach światopoglądowych zdarzyło mu się usłyszeć od jakiegoś klubowego kolegi: Ty Borówa masz dobrze, bo mieszkasz w dużym mieście, a my jesteśmy z małych. Ale to ich nie tłumaczy - mówi Borowczak.
Tadeusz Aziewicz podchodzi do tej historii ze spokojem. Za kolegów głosujących inaczej nie wstydzi się. Szanuje ich poglądy. Ale wie, że w tej sprawie warto szukać porozumienia, bo innego wyjścia nie ma.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki