MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Moje pokolenie ruszyło do walki ze szczerej chęci pokonania Niemców i by Polska była wolna- mówi Elżbieta Skrzyńska, powstaniec warszawski

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Karolina Misztal
Z pewnością jeszcze przez wiele lat będą toczyć się spory o sens zrywu sprzed 75 lat - mówi Elżbieta Skrzyńska, ps. Żabska, sanitariuszka w Powstaniu Warszawskim, Człowiek Roku 2018 "Dziennika Bałtyckiego". - Mnie, powstańcowi, trudno to określić, bo w 1944 r. jako młodzi ludzie uznawaliśmy walkę za konieczność. Zawsze jednak każde moje spotkanie z młodymi ludźmi kończę tak samo - apelem składającym się z trzech słów: Nigdy więcej wojny.

Dorota Abramowicz: Co Pani robiła 75 lat temu, 1 sierpnia 1944 roku?

Elżbieta Skrzyńska: W tamten wtorek o godzinie 15 przyjechał na rowerze mój konspiracyjny dowódca Jerzy Bogdanowicz, ps. Hercum. Miałam dwadzieścia lat, od dwóch lat byłam już w konspiracji, przeszłam kursy dla sanitariuszek, przenosiłam ulotki i broń, wykonywałam zlecenia wywiadowcze. Pocałowałam matkę w rękę i powiedziałam, że idę do powstania. A potem wsiadłam na ramę roweru i pojechaliśmy do drukarni na Chmielną 61, gdzie był nasz punkt zborny. Pamiętam, że wieczorem padał deszcz.

Mama nie próbowała Pani zatrzymać?

Nie, była bardzo spokojna i zdeterminowana. Tego samego dnia do powstania poszło też drugie jej dziecko - moja 14-letnia siostra, Janina, ps. Myszka. Kiedy wcześniej drużynowa spytała matkę, czy pozwala siostrze wstąpić do Szarych Szeregów, ta odpowiedziała: Nie mogę jej niczego zabronić, ona i tak pójdzie.

Walczyła Pani w Śródmieściu?

Byłam w 2. Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik”, Zgrupowanie „Gurt” w Warszawie Śródmieście Północ. Przez 63 dni na Chmielnej, będąc praktycznie na pierwszej linii frontu - zaraz za torami kolejowymi były znajdujące się w niemieckich rękach Aleje Jerozolimskie - zachłystywałam się skrawkiem wolności. Niemcy do czasu kapitulacji tam nie wkroczyli, chociaż stale nas ostrzeliwano. Życie toczyło się mimo wszystko swoim rytmem, miałam np. dyżury w kuchni. Pewnego dnia, gdy wyrywałam się, by iść z meldunkiem, dowódca spytał, kto akurat pełni ten dyżur. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ja i musiałam zostać. Poszła inna dziewczyna. I zginęła. Kiedy indziej dostaliśmy meldunek, że na Dworcowej jest ranny porucznik. Wzięłam nosze, ruszyliśmy z komendantką i „Neronem”, uważanym wówczas przeze mnie za starszego pana trzydziestolatkiem, który zapisał się do naszego oddziału. Dostaliśmy się pod straszny ostrzał. Wtedy „Neron” krzycząc: na kolana, przycisnął mi głowę ramieniem do chodnika. Nagle poczułam, że jego ramię zwiotczało. Spojrzałam na jego twarz, oddaloną może z 10 centymetrów od mojej twarzy. Nie żył, dostał w mózg, ratując mi życie. Było wiele takich drastycznych zdarzeń, chociaż nie można porównywać sytuacji mojego oddziału z dramatem powstańców z Woli, którzy przeszli z Woli do Starego Miasta, a potem na Powiśle. To było coś przerażającego...

1 sierpnia była Pani znowu w Warszawie... Czy wielodniowa podróż z Sopotu nie jest zbyt trudnym wyzwaniem?

Niektórzy pytają - dlaczego ty jeszcze wybierasz się do Warszawy? Odpowiadam krótko: po to, by oddać hołd zmarłym i by spotkać się z żywymi. Robię tak od lat. Opuściłam może jedną, dwie rocznice. Nie powstrzymała mnie milicja, która za czasów Polski Ludowej szarpała osoby, które próbowały oficjalnie złożyć kwiaty. Zaczynaliśmy od mszy w katedrze św. Jana na Starym Mieście, potem z małymi bukiecikami szliśmy w kierunku Grobu Nieznanego Żołnierza. Kiedyś zamknęli Krakowskie Przedmieście, więc przemykaliśmy się bocznymi uliczkami, by przed Grobem Nieznanego Żołnierza oddać hołd poległym powstańcom. Na szczęście nadszedł czas, gdy mogliśmy to zrobić oficjalnie. Uroczystość tegoroczna, w 75. rocznicę powstania, jest wyjątkowa. Prezydent Warszawy pan Rafał Trzaskowski zaprosił nas w dosłownym tego słowa znaczeniu, opłacając przejazdy i nocleg w hotelu, a także zapewniając opiekę wolontariuszy. I choć w tym roku nie czuję się zbyt dobrze, uważam, że obecność w tym miejscu i w tym czasie jest moją powinnością. To są bardzo wzruszające uroczystości i spotkania powstańców. Przez tyle lat bardzo zżyliśmy się, nadal utrzymujemy ze sobą kontakty, a nasze więzy są nierozerwalne.

Jakimi słowami dzisiaj trzeba mówić o powstaniu młodym Polakom?

Czasem jestem zapraszana do szkół, gdzie opowiadam o Powstaniu Warszawskim. Widzę ogromne zainteresowanie młodych ludzi historią, motywami naszych działań. Moje pokolenie ruszyło do walki ze szczerej chęci pokonania Niemców i sprawienia, by Polska była wolna. I ta idea nigdy nie została zmieniona - nadal uważamy, że Powstanie Warszawskie było czymś wielkim. Niezależnie od tego, że to naprawdę była tragedia narodowa.

Pytają Panią, czy warto było narażać życie?

Z pewnością jeszcze przez wiele lat będą toczyć się spory o sens zrywu sprzed 75 lat. Mnie, powstańcowi, trudno to określić, bo w 1944 r. jako młodzi ludzie uznawaliśmy walkę za konieczność. Nawet w momencie kapitulacji, gdy byliśmy głodni, zmęczeni, zrozpaczeni, doświadczeni dramatycznymi wydarzeniami, towarzyszyła nam jedna myśl: Boże, co będzie z Polską? Okres konspiracji, a potem walk w powstaniu stał się dla mojego pokolenia prawdziwą szkołą życia. Wymagano od nas dyscypliny, punktualności, posłuszeństwa, odwagi, dyskrecji. Wszystkie cechy, jakie wymieniłam, ukształtowały mój charakter. Ale niezależnie od tego, co przed chwilą powiedziałam, każde moje spotkanie z młodymi ludźmi kończę tak samo - apelem składającym się z trzech słów.

Jakich?

Nigdy więcej wojny.

Powstanie Warszawskie dzień po dniu. Zobacz kalendarium wyda...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki