Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między Trójmiastem, Holandią i Anglią przewieźli pół tony marihuany i milion funtów

Jacek Wierciński
materiały policji
30-40-latkowie, w większości z Trójmiasta i Elbląga, pokazali, że emigracja zarobkowa nie musi oznaczać zmywaka w Londynie czy dźwigania szkockich płytek ceramicznych. Przewozili marihuanę w bakach na gaz, kołach zapasowych i skrytkach w ciężarówkach.

Między Trójmiastem, Holandią i wschodnią Anglią przewieźli łącznie nie mniej niż pół tony marihuany i milion funtów, oczywiście nielegalnie - mówią śledczy z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, którzy rozpracowywali dziesięciu mężczyzn czekających na wyrok. W wybranej branży szybko zapomnieli o mrożonkach z Tesco, ale teraz zapłacić za to mogą wieloletnim więzieniem.

Holandia - Anglia - Wrzeszcz

Tomasz S. posłusznie zjeżdża na pobocze drogi w miejsce wskazywane przez policjantów i wysiada z zielonego passata. Jest lekki przymrozek, noc z 1 na 2 listopada 2009 r. na niemal pustej drodze w Starogardzie Gdańskim. Kontrola to nie efekt prowadzonej w całym kraju akcji "Znicz", mundurowi bardziej niż odczytami alkomatu interesują się bowiem zawartością volkswagena. Gruntownie przetrząsają bagażnik, skrytki, otwierają klapę silnika. Wygląda na to, że gotowi są rozebrać wóz do ostatniej śrubki.

Przemyt narkotyków na Pomorzu. Znaleziono kilogramy marihuany w autokarze

S. stoi na poboczu i bezradnie przygląda się, jak ręce w winylowych rękawiczkach z samochodu wyjmują kolejno koło zapasowe, dywaniki, fotele... W końcu sam wskazuje zbiornik z gazem LPG. W środku jest skrytka. Policjanci wyjmują z niej 6,3 kg marihuany i prawie 70 tysięcy funtów brytyjskich. To koniec prowadzonej od miesięcy pracy operacyjnej dotyczącej poważnego międzynarodowego szlaku przerzutu narkotyków i początek żmudnej pracy prokuratorów, którzy muszą teraz drobiazgowo udokumentować przestępstwa, których przemytnicy dopuścili się w ciągu ostatnich trzech lat.

- Podobnych transportów w latach 2006 - 2009 było kilkadziesiąt. Początkowo oskarżeni wykorzystywali wyłącznie schowki w butlach będących elementem instalacji gazowych, później, kiedy biznes się rozkręcił, również tiry - wyjaśnia prok. Mariusz Marciniak, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. - Marihuana trafiała na rynek w Wielkiej Brytanii, do Londynu, Bostonu czy Peterborough, czasami też, choć rzadziej, do Polski. Zarobione na niej funty w trójmiejskich kantorach, m.in. we Wrzeszczu, wymieniane były na euro, za które przestępcy kupowali kolejne kilogramy towaru w Holandii.
Śledczym, w toku przesłuchań świadków, analizy dokumentów i na podstawie opinii biegłych, udaje się odtworzyć cały łańcuszek, jaki doprowadził obrotnych emigrantów najpierw do dużych pieniędzy, a później na ławę oskarżonych. Trop zaprowadził do wschodniej Anglii.

Trawa jak ciepłe bułeczki

Na przedmieściach Braintree w brytyjskim hrabstwie Essex mieści się olbrzymie centrum przecenionej markowej odzieży, a 40-tysięczne miasteczko nazywane bywa wioską outletów. Magazyny to idealne miejsce, by znaleźć robotę, a życie jest tańsze niż w Londynie, więc ściągają tu imigranci i... umierają z nudów. W mieście jest fontanna z chłopcem trzymającym rybę i muszlę, muzeum historii przemysłu tekstylnego i półprofesjonalna drużyna piłkarska grająca w piątej lidze. Młodych, pracujących fizycznie chłopaków raczej nie pociągają spacery malowniczymi uliczkami czy XIX-wieczny zegar na wieżyczce ratusza. Imprezować można w Londynie, ale to ponad godzina drogi w jedną stronę i spory wydatek, takie wyprawy robią nie częściej niż raz w miesiącu. Kluby stolicy bardzo szybko wchłonęły najsłynniejsze dziecko Braintree, narodzoną tu ćwierć wieku temu grupę Prodigy. Kiedy pionierzy muzyki rave zawrócili w głowie roztańczonym tłumom od Berlina po Waszyngton, nikt zresztą nie pamiętał, skąd pochodzi trójka elektryzujących chłopaków. W miasteczku dziś, jak przed dekadą, po ciężkiej pracy na imigranta czeka pizza z mikrofali, a "z rozrywek" gra na konsoli i zimny lager z lodówki… albo joint.

To właśnie w Braintree, według ustaleń śledczych, w 2006 roku rozpoczyna swoją przygodę z handlem narkotykami 24-letni wówczas gdańszczanin Artur G. Jak tłumaczą prokuratorzy - najpierw G. kupił od Jakuba K., "Goryla", "jedną gruszkę", czyli ćwierć kilograma marihuany, które sprzedał na pniu. Następny rzut, miesiąc później, to już niemal kilogram. Trawa wśród mieszkających w Braintree, Bostonie, Peterborough i Londynie Polaków, Litwinów, Pakistańczyków i Turków rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. Interes, w którym uczestniczyć ma także rok starszy od Artura Łukasz G. z Gdyni, idzie świetnie. Chłopaki kupują trzy kilogramy marihuany i od razu zamawiają kolejne siedem. Jednak nie zamierzają dłużej korzystać z pośredników. Od "Goryla" przejmują dostawców: "Szczypiora" i "Byka", czyli kierowców, a gdy Anglicy ich aresztują, stworzą własny system transportu.

Opony, skrytki i ananasy

Odtąd 7-8-kilogramowe paczki narkotyków - jak tłumaczą prokuratorzy - regularnie już trafiają do Anglii ukryte w samochodowych bakach na gaz. Po sprzedaży, z Anglii, także w zbiornikach gazowych wyjeżdżają dziesiątki tysięcy funtów wymieniane na euro w Trójmieście.
- Oskarżeni tłumaczyli, że wymiana tak dużej ilości gotówki za granicą była ryzykowna z uwagi na monitoring systemu finansowego, a w Polsce nikt nie zadawał pytań dotyczących pochodzenia pieniędzy, mimo że chodziło o bardzo poważne kwoty. Euro służyły później zakupom kolejnych kilogramów narkotyków na terenie Holandii i koło się zamykało, za każdym razem generując poważny zysk - wyjaśnia jeden ze śledczych.

Jak relacjonują polscy prokuratorzy, pracujący dla obrotnych emigrantów kurierzy - Jarosław D. "Szczypior" i Rafał P. "Byku" - zostają namierzeni przez Scotland Yard. Towar przepada, a oni za przemyt odsiadują półtora roku w brytyjskim więzieniu. Jednak Artur G. i Łukasz G. mają ponoć większe zmartwienie niż koledzy za kratkami - przynajmniej chwilowo spalony jest kanał przerzutu a szeroki strumień pieniędzy raptownie wysycha. Po niewielkim zamieszaniu nowym kurierem, który siada za kierownicą passata z przerobioną butlą gazową, zostaje, według śledczych, Damian S., którego później zastąpi zatrzymany pod Starogardem Tomasz S., kuzyn Łukasza G. Dlaczego Tomasz S. wszedł do biznesu tak późno? Musiał odczekać do swojej osiemnastki, żeby wyrobić prawo jazdy.

Zawrotne tempo biznesowej ekspansji sprawia, że kilkukilogramowe paczki przestają wystarczać. Wzmaga się pomysłowość obrotnych imigrantów. Zdaniem prokuratorów, oskarżeni poznają wtedy Tomasza J., zawodowego kierowcę tira, który wozić ma dla nich po 20 kg towaru w kole zapasowym ciężarówki.
- Łomem zdejmowali oponę i w środku umieszczali "pakiety" z marihuaną. Potem wtłaczali powietrze i "uszlachetniona" zapasówka była gotowa. Zanim jednak doszli do wprawy, zdarzyła się drobna wpadka. Wskutek zbyt dużego ciśnienia w oponie "towar" się zmiażdżył. Do Anglii dojechała marihuana mocno rozpylona. W innym tirze znajdowała się skrytka pozwalająca przewieźć jednorazowo nawet 50 kg - mówi prok. Marciniak.

Według ustaleń śledczych, w ciągu kilkunastu miesięcy, od połowy 2007 roku, Tomasz J. przewozi do Wielkiej Brytanii łącznie co najmniej 20 paczek. Razem - około 400 kg. Na tirach pomysłowość Artura G. się nie kończy. Z ustaleń dochodzenia wynika, że w połowie 2009 r. kupuje dostawczaka a w internecie zamawia puszki, specjalną maszynę do ich próżniowego zamykania oraz etykiety. W ten sposób na Wyspy trafia kolejne 20 kilogramów marihuany udającej ananasy w plastrach. Brawurowa robota to jednak ostatnie podrygi ambitnych chłopaków z Pomorza, którzy trafili już na celownik polskich śledczych. Kiedy kilka miesięcy później Tomasz S. zjeżdża na pobocze pod Starogardem Gdańskim, operacyjni od dawna mają go na widelcu.
Zresztą nie tylko policyjni. Zatrzymanie Tomasza S. było dziełem policjantów z elbląskiego CBŚP, jednak okazało się, że już wcześniej rozpracowanie grupy prowadzili funkcjonariusze olsztyńskiej Delegatury ABW. Ostatecznie to właśnie oni pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku poprowadzili śledztwo. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Gdańsku pod koniec 2011 roku. Teraz sprawa zbliża się do sądowego finału. Za popełnione przestępstwa grozi im do 15 lat pozbawienia wolności, wysokie grzywny, nawiązki, a także przepadek korzyści majątkowych, które osiągnęli z tych przestępstw.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki