Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Mazur, twórca miniaturowych aparatów, o sztuce jedzenia

Gabriela Pewińska
Marek Mazur w swojej pracowni z kubkiem herbaty i złoconym naręcznym aparatem fotograficznym. Na komodzie wieczne pióro z kamerą filmową
Marek Mazur w swojej pracowni z kubkiem herbaty i złoconym naręcznym aparatem fotograficznym. Na komodzie wieczne pióro z kamerą filmową Grzegorz Mehring
W cyklu Sztuka Jedzenia z Markiem Mazurem - twórcą najmniejszych aparatów fotograficznych świata - o herbacie terapeutycznej, o chałwie pana Mieczysława i zegarku dla Jamesa Bonda - rozmawia Gabriela Pewińska

Z rozkoszy tego świata ilości niepomiernej
zostanie nam po latach
herbaty szklanka wiernej
i nieraz się w piernatach
pomyśli w porze nocnej
ha, trudno, lecz herbata,
herbaty szklanka mocnej.
Dopóki Ciebie, Ciebie nam pić
Póty jak w niebie, jak w niebie nam żyć...
- śpiewali Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski - legendarni Starsi Panowie Dwaj.

Zobacz także: Janek Faściszewski przerwał samotną wyprawę rowerową

"Herbatko, Herbatko, Herbatko..." - pamiętam ten refrenik. Wcale się nie dziwię, że poświęcili herbacie ten hymn.

Także Dmitrij Miedwiediew spotkał się z Bono przy herbacie, a nie przy... dajmy na to - szampanie. Z opowieści ludzi, którzy tu Pana w tej słynnej gdańskiej pracowni odwiedzają, zielona herbata urosła do rangi napoju magicznego.
Herbata jest pretekstem do tego, żeby się spotkać. Tak naprawdę to ludzie tworzą nastrój, a nie herbata. Nie wiem zresztą, czy nie popełniam jakiegoś świętokradztwa, podając tak zaparzony napój.

Tak, czyli jak?
Wiem, że znawcy czynią z parzenia herbaty wręcz nabożeństwo. A my tu sobie wszyscy zalewamy ją wrzątkiem i już. Choć może akurat zielonej herbaty wrzątkiem nie zalewam. Czekam raczej, aż woda nieco przestygnie. A potem robimy dolewkę i ta dolewka wszystkim najlepiej smakuje.

Och, dolewki są wspaniałe! Nie mają już tej goryczy...
My tu nigdy nie słodzimy herbaty...

Wystawa "Gdańsk w bursztynowym obiektywie"

A te czekoladki, wafelki, ciasteczka - dla kogo?
Była i chałwa, ale już zjedliśmy. Zresztą chałwa to nie słodycze.

A co?
Mój przyjaciel Mieczysław mówi, że chałwa to chałwa. Ale cukru nie używamy w ogóle. Tak więc ta herbata jest pretekstem do rozmowy, do odpoczynku, złapania kontaktu ze sobą, wyciszenia się. Teraz już chyba nie potrafiłbym bez tej herbatki, bez spotkań z ludźmi, normalnie funkcjonować, żyć. Jak nie ma moich stałych towarzyszy do picia zielonej, jak mnie nie nachodzą, jak tu nie wpadają niespodziewanie i nie wysiadują, towarzysząc mi przy pracy, to zaczynam się źle czuć.

Kto jest wśród tych towarzyszy herbatkowych?
Głównie ludzie, którzy zajmują się fotografią. Fotoreporterzy, fotograficy, ale i ludzie pióra oraz stały mój przyjaciel Mieczysław, który jest znanym wybrzeżowym podróżnikiem. On siebie nazywa Mieczysław I Rowerowy, czyli człowiek, który przejechał rowerem wzdłuż, wszerz, w poprzek, na wszystkie strony Polskę, zwiedził rowerem wszystkie polskie miasta. W tym roku postanowił zakończyć swoją rowerową włóczęgę. Dopiero w tym roku, bo jak zdradza, skończył 87 lat i czas na zmiany! Ale ma rewelacyjną kondycję, jest zawsze w znakomitym nastroju, to wszystko dzięki tym rowerowym rajdom.

A nie dzięki Pana herbacie?
Może też, bo ona w sposób niebudzący wątpliwości jednocześnie uspokaja, ale i dodaje energii. Tworzy fajny czas.

Ci Pana przyjaciele fotoreporterzy, którzy wpadają tu jak burza między jedną sesją a drugą, między jednym ważnym zleceniem a następnym. Każe Pan im usiąść, odetchnąć, napić się herbaty. Może tą chwilą z kubkiem w ręce wielu z nich uratował Pan życie?

Często im mówię: zatrzymaj się na moment, spokojnie człowieku! Świat się nie zawali przez ciebie! To nie ty decydujesz o istnieniu Europy! Spokojnie, spokojnie, wyciszmy się... Potem opowiadają, że ta herbata to taki balsam na skołataną duszę.

A może to nie kwestia herbaty? Może gdyby podawał Pan tu wodę albo kawę zbożową, to miałoby takie samo działanie?

Przyjaciele wpadają tu do mnie na chwilę, opadają zmęczeni na krzesło, mówią: No, nareszcie usiadłem, teraz mogę chwilę o niczym nie myśleć i tak jest fajnie, wręcz błogo. Nawet kiedyś jeden z nich podsumował te wszystkie wizyty, mówiąc, że stworzyłem tu swego rodzaju gabinet terapeutyczny.

"Jakżeś bliska chwilko,/jesienne pachną kwiaty/a my pragniemy tylko/już tylko tej herbaty..." - śpiewają Starsi Panowie. U Pana tu atmosfera zupełnie jak z tamtego kabaretu. Taka sentymentalno- jesienna, z wciąż niezamykającymi się, od wizyt niespodziewanych gości, drzwiami...
Ta moja herbata urosła już chyba do rangi leku, który jednak na pewno nikomu nie może zaszkodzić. Może jedynie pomóc.

Toasty też tu się wznosi herbatą? Tylu tu przychodzi do Pana twórców, artystów, na pewno jest co świętować.
Alkoholu tu rzeczywiście nie pijemy, choć przecież może się i tak zdarzyć. Ale po co sięgać po butelkę, gdy jest herbata?

Ale jeszcze nikt Panu nie odpowiedział: Herbata? Nie, dziękuję, jestem autem...
(śmiech) Jeszcze tak się nie zdarzyło, ale przeważnie wszyscy są uprzedzeni: U Mazura pije się tylko herbatę...

Pasja Marka Mazura: Przez bursztynowe oko

Znam kogoś, kto "herbatą" nazywa zwykłą czarną herbatę, "herbatką" zaś ten sam napój, ale z wódką...
Trochę szarada, ale dla wtajemniczonych - oczywistość.

A kiedy to się u Pana zaczęło? Ta miłość do zielonej?

Na początku, gdy miałem jeszcze pracownię we Wrzeszczu, piliśmy zwykłą, czarną, ale kiedy usłyszałem w radiu, że zielona ma na organizm zbawienny wpływ, postanowiłem, że spróbujemy. Mamy teraz nawet swój ulubiony gatunek. Nieszczęściem jest, gdy nie ma go w okolicznych sklepach. Wtedy biegamy po całym mieście w poszukiwaniu tej herbaty. Teraz w moim magazynie są jej ogromne zapasy, więc nie musimy się obawiać, że zabraknie.

To dobrze, bo zbliżają się jesienne depresje, spadki nastrojów, wie Pan...
Kiedy czasem komuś zrobię jakąś przysługę, zawsze w rewanżu dostaję herbatę. Wiedzą, że jestem maniakiem pod tym względem.

Miniaturowe aparaty fotograficzne, z których Pan słynie, to jest absolutnie drobiazgowa robota. Trzeba się skupić, wyciszyć. Herbata pomaga?
Już w czasie tej dłubaniny, samo fizyczne sięganie po kubek, kiedy on jest ciepły, powoduje rodzaj wyciszenia, nadaje pracy właściwy rytm, choć ja jestem z zasady wyciszony. Trudno mnie wyprowadzić z równowagi.

Ciepły kubek, mówi Pan. Jakie to ma znaczenie?
W ogóle ciepło jest istotne, w każdej formie. Dlatego taka ciepła herbata od razu stawia na nogi. Ja tego nie analizuję, tak po prostu czuję. Te związane z piciem herbaty czynności i odczucia wplecione są w moją codzienność. Nie sięgam po herbatę, żeby się uspokoić, przychodzi ten czas i już.

Rytuał?
Ale bez nabożeństwa. Po prostu pijemy i koniec. Nie analizujemy, jak to zaparzyć, czy się przebrać na tę okoliczność...

Biały kitel?
(śmiech) Jak rytuał, to do końca.
Nad tymi rytuałami codzienności mało się zastanawiamy, a przecież mamy swój fotel, swoje miejsce przy stole, swój kubek...
W domu zachowujemy się jak koty, każdy mości swój kąt. Wiadomo, że tu, przy tym stole, siada tylko ta osoba i nikt inny nie ośmieliłby się jej podsiąść, od razu byłaby afera.
Te rytuały codzienności niby nic nie znaczą, a jednak. Nie wypijemy na śniadanie swej ulubionej kawy i już nerwowi od rana...
Rytuały tworzą azyl. Poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ktoś nas z tego wytrąci, odczuwamy dyskomfort. Potem się zastanawiamy: Czemu taki poirytowany jestem? A... To dlatego, że dziś nie było tak jak zawsze...

A co to? Pana ostatnie dzieło?
Naręczny, złocony aparat fotograficzny, można go przypiąć do nadgarstka. Jak zegarek. Bogato zdobiony, ma sześć różnych wartości czasów, cały serwis przesłon, robi cztery zdjęcia na kawałku negatywu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Taki aparat dla Jamesa Bonda. Elegancki i tajemniczy.
Zawsze mówię że gdyby Bonda było stać, to by ode mnie to cacko kupił. Ale go nie stać.
W internecie rekordy popularności bije przepis na herbatę Jamesa Bonda. To herbata z cukrem i skondensowanym mlekiem. Dziwne... Bond ponoć mówił w którymś z filmów, że "herbata zamula"...

Tak słodka na pewno...
Wracając do "zegarka"... Pięknie prezentowałby się na ręku, przy stole do ruletki na przykład...

Próbował Pan?
W kasynach nie bywam, co ja bym tam, u licha, robił?

Wystawiałby Pan ten piękny aparat na widok publiczny... A to pióro?
Pięknie pisze, a jednocześnie jest kamerą filmową.

W kubku do herbaty jeszcze aparatu Pan nie zainstalował.
Nigdy nie zrobię czegoś, co nie będzie ładne. W tkankę miękką też nie będę wtłaczał aparatów. Chociaż w historii były i takie przypadki, że w oczodole psa umieszczono aparat, także gołębie były w ten sposób wykorzystywane. Mówimy oczywiście o służbie szpiegowskiej czasów wojny.

Przy konstruowaniu tych Pana cacek to musiało pójść z wiadro herbaty!
Łatwo policzyć, robiłem je ponad cztery miesiące. Zakładając, że dziennie wypijam trzy kubki herbaty, to wychodzi około 240 kubków. To prawie wanna!

Rozmawiała Gabriela Pewińska

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki