Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Herra: Polska może grać w Ergo Arenie na Euro 2016

Paweł Stankiewicz
Marcin Herra
Marcin Herra W. Barczyński
Z Marcinem Herrą, członkiem zarządu Związku Piłki Ręcznej w Polsce i odpowiedzialnym za organizację Euro 2016, rozmawia Paweł Stankiewicz.

- Zaczynał Pan od nalewania paliwa, potem pokonywał Pan kolejne szczeble w Grupie Lotos, aż do szefa spółki PL2012. Jak robi się tak błyskawiczną karierę?

- Jedyna i najlepsza droga to ciężka praca. Jak zacząłem w Grupie Lotos, to często poświęcałem się pracy więcej niż inni. Musiałem pokazać jak najwięcej. Po drugie, stawiałem sobie ambitne cele rozwojowe i wiedziałem, że każdego dnia trzeba się doskonalić. Podobnie jest w sporcie, który uczy, żeby nie poprzestawać na osiągniętych rezultatach, ale żeby być coraz lepszym. Ostatnia kluczowa kwestia także związana ze sportem. Zawsze miałem zaszczyt współpracować ze wspaniałymi ludźmi i zespołami.

- Trenował Pan piłkę ręczną, a został Pan menedżerem. Co zadecydowało o tym wyborze?

- Grałem w piłkę ręczną przez większość szkoły podstawowej i całą średnią. Najpierw grałem jako obrotowy, a podczas studiów na środku rozegrania. Kiedy zaczęły się studia i praca, to miałem problem z profesjonalnym uprawianiem piłki ręcznej. Zdecydowałem, że jednak to życie edukacyjno-zawodowe będzie przeważało. Piłki ręcznej nigdy całkowicie nie rzuciłem.

- I nie żałuje Pan swojej decyzji?

- Jestem szczęśliwy, że miałem te 10 lat bardzo intensywnego uprawiania piłki ręcznej. Po pierwsze, sport nauczył mnie umiejętności gry w zespole, a po drugie, niezwykle ważnej rzeczy, że po porażce na drugi dzień trzeba przyjść i jeszcze ciężej pracować, a po sukcesie, znowu trenować, żeby go utrzymać. Był jeden taki moment, że faktycznie żałowałem. Pracując w Holandii, w firmie Shell, oglądałem z moim kolegą z Niemiec finał mistrzostw świata w Niemczech i wtedy pomyślałem, czy przy szczęściu i ciężkiej pracy nie było malutkiej szansy, żeby zagrać wtedy w reprezentacji. A to byłoby życiowe wydarzenie. Ogólnie jednak nie żałuję, bo jak dotychczas wiele pozytywnych rzeczy wydarzyło się w moim życiu.

- Zarządza Pan spółką PL2012, która organizowała Euro 2012. Z czego jest Pan zadowolony, a czego żałuje Pan do dzisiaj?

- Zadowoleni możemy być wszyscy z całego przebiegu mistrzostw Europy. Było niedawno podsumowanie dokonane także przez zewnętrznych ekspertów. Kibice wydali 1,2 miliarda złotych, a założenia były na poziomie 840 milionów złotych. Zyskaliśmy także bardzo wizerunkowo. Polska marka awansowała na 20 miejsce na świecie w rankingu Brand Finance. Przyspieszenie infrastrukturalne związane z Euro jest widoczne w wielu miejscach, również w Trójmieście. Naukowcy Szkoły Handlowej wyliczyli, że dzięki Euro realizowaliśmy inwestycje szybciej, niż gdyby turnieju nie było. To może dać ok. 21 mld złotych premii za przyspieszenie. Polska pokazała, że potrafi radzić sobie z trudnymi wyzwaniami, a my - Polacy - że potrafimy zorganizować trzecią największą imprezę na świecie. Dziewięciu na dziesięciu Polaków powiedziało, że Euro 2012 to sukces organizacyjny. To duże osiągnięcie wobec wcześniejszych obaw. Dla mnie także znaczące są oceny UEFA i jej szefa, Michela Platiniego, że wyznaczyliśmy nowy wysoki standard dla przyszłych organizatorów mistrzostw Europy. Wspólnie napisaliśmy instrukcję obsługi przygotowań do dużych imprez w Polsce. A czego żałuję? Tego, że tak szybko się Euro 2012 skończyło. Pomimo obaw, ryzyka, presji, zmęczenia, to jednak było jedno z bardziej pozytywnych wydarzeń w Polsce, które pokazało, jak fajnym jesteśmy społeczeństwem, że potrafimy wspólnie zarówno pracować, jak i się bawić. No i trochę jak każdy żałowałem, że sportowo ten turniej zakończył się po trzech meczach.

- Praca przy Euro 2012 to najtrudniejszy etap w Pana zawodowej karierze?

- Każde kolejne wyzwanie powinno być trudniejsze, bo jest także odpowiednio trudne do posiadanych kompetencji. Tak jak we wspinaczce. Pierwsza góra wydaje się najtrudniejsza, ale kolejna okazuje się jeszcze trudniejsza. Euro 2012 było takim moim pierwszym ośmiotysięcznikiem. Warto jednak zdobywać kolejne szczyty. Doświadczenia pokazują, że jeżeli jest cel, mądry zespół i organiczna praca, to kolejne wyzwania są możliwe do realizacji. To prawdopodobnie było jednak najtrudniejsze przedsięwzięcie z uwagi na skalę oraz to, że było to tak publiczne wydarzenie. Wiedzieliśmy, że sukces wszyscy będziemy świętowali, ale przy jego braku odpowiedzialność spoczywałaby na PL2012.

- Teraz wraca Pan do sportu jako członek zarządu Związku Piłki Ręcznej w Polsce?

- Z największą przyjemnością. Najwięcej czasu w okresie młodości spędziłem z piłką ręczną. Mam do tamtych czasów ogromny sentyment. Przed nami mistrzostwa Europy 2016 w Polsce, a więc kolejna duża impreza i duże wyzwanie organizacyjne. Chciałbym wykorzystać doświadczenia z Euro 2012. Cieszę się, że mogę współpracować z pozytywnym zespołem w związku. Będzie to z oczywistych powodów dodatkowe zadanie, realizowane z pasji. Wiem, że muszę zorganizować proces, ale realizacja codziennych zadań będzie zadaniem zespołu, który powstanie.

- Zajmował się Pan mistrzostwami Europy w piłce nożnej, a teraz przyjdzie czas na przygotowanie Euro 2016 szczypiornistów. Dla Pana, jako byłego piłkarza ręcznego, to łatwiejsze zadanie?

- Każde wydarzenie, czy to mistrzostwa świata w piłce siatkowej, czy ręcznej będzie w wielu kwestiach podobnym wyzwaniem. Z jednej strony dobre przygotowanie się pod kątem imprezy. Logistyka, bezpieczeństwo, serwis dla kibiców polskich i zagranicznych na jak najwyższym poziomie. W przypadku ręcznej jestem przekonany, że jest jeszcze inna szansa i inne wyzwanie - czyli popularyzacja piłki ręcznej. Tak, żeby przez najbliższe lata piłka ręczna stała się sportem powszechnie uprawianym. Marzy mi się, żeby Euro 2016 było jak pozytywny katalizator, stymulujący wiele akcji promujących piłkę ręczną. Piłkę ręczną w Polsce trenuje około 20 tysięcy osób, chciałbym, żeby do Euro 2016 było to 40-50 tysięcy. Ważne, żeby hale były wypełnione. Na mecze Polaków trudno będzie o bilet, ale w przypadku innych meczów to może być trudne, aby zawsze był komplet publiczności. Dlatego tak ważne będą najbliższe trzy lata. Tak, aby dla Polaków zrozumiałe były zasady gry, żeby jak najwięcej kibiców uczestniczyło w meczach ligowych, a w szkołach i na orlikach odbywały się gry i zabawy piłki ręcznej dla dzieci. Ważne jest też, aby ręczna była jeszcze częściej w telewizji.

- Jakie doświadczenia wykorzysta Pan przy organizacji tej imprezy?

- Na pewno partnerska współpraca z miastami, jak to miało miejsce na Euro. W zakresie bezpieczeństwa, logistyki, serwisu, wolontariatu. Wspólne projekty, wysokie standardy i pełna koordynacja przygotowań. Druga kwestia to promocja. Trzeba szukać synergii. Pamiętajmy, że w najbliższych latach będą jeszcze w Polsce mistrzostwa Europy i świata w siatkówce. Mocno będziemy pracowali nad promocją i musimy wyciągnąć wnioski z mistrzostw Europy w koszykówce w 2009, gdzie chyba aktywność promocyjna była niedostateczna. W każdym mieście w styczniu 2016 roku musi być święto piłki ręcznej. To także ważny element związany z aktywnością międzynarodową, żeby pokazywać od 2015 roku, że Polska za chwilę będzie gościła mistrzostwa Europy. W takich krajach, jak Niemcy, Szwecja i Dania piłka ręczna jest bardzo popularna. Po Euro widzimy, jak wielką wartość promocyjną dają dobrze zorganizowane wydarzenia rangi światowej. Chcę także, żeby całe środowisko piłki ręcznej mogło być zaangażowane. Będę inicjatorem konsultacji i rozmów, co chcemy wspólnie osiągnąć. Spotkamy się z trenerami, sędziami, obecnymi i byłymi piłkarzami, działaczami w związku, w okręgach wojewódzkich. Musi być poczucie dla środowiska piłki ręcznej, że to nasze mistrzostwa i nasza odpowiedzialność. Cel to dobrze wykorzystać ten czas do 2016 roku, a mamy go trochę więcej niż przed Euro 2012.

- Europejska Federacja Piłki Ręcznej planuje kontrole, jak przebiegają przygotowania do mistrzostw Europy. Co mamy jeszcze do poprawienia?

- W ostatni weekend spotkaliśmy z panem Markiem Góralczykiem z przedstawicielami EHF i dyskutowaliśmy na temat planu polskich przygotowań i harmonogramu wspólnych działań. Sytuacja jest o tyle pozytywna, że w większości miast infrastruktura będzie służyła siatkówce w 2014 roku i nam półtora roku później. Wszystkie inwestycje publiczne, który powstały na Euro, będą także służyły mistrzostwom. Ważną halą jest ta budowana w Krakowie, bo jest przewidziana na finały. Musi być gotowa.

- Euro 2016 przyczyni się do popularyzacji szczypiorniaka w Polsce?

- Sama impreza na pewno tak. Wywoła zainteresowanie tą dyscypliną, ale żeby to była faktycznie wykorzystana szansa, to musi być organiczna praca u podstaw. Turnieje od poziomu maluchów, orlików. Bawmy się, grajmy, kochajmy piłkę ręczną, od piłki ręcznej plażowej aż po Superligę. W przyszłym roku pojawi się logo związane z Euro 2016. Jestem przekonany, że dzięki współpracy z samorządami, instytucjami centralnymi i partnerami biznesowymi uruchomimy akcje z programami telewizyjnymi, edukacyjnymi, pokazującymi tę dyscyplinę sportu od strony praktycznej.

- Różnica jest w terminach. Piłkarze grali w czerwcu, szczypiorniści w styczniu. To coś zmienia?

- Była okazja pokazać Polskę w lato, teraz przyjdzie czas na zimę. Będą większe wyzwania logistyczne związane z organizacją meczów w mieście poza halami. Planujemy organizację stref kibica w halach i zamkniętych budynkach. Fiesta w takich właśnie miejscach to główna różnica między turniejami latem i zimą.

- W ilu miastach będzie Euro 2016?

- Na dzisiaj mogę tylko potwierdzić to, co jest w ofercie, która zwyciężyła w wyborach na organizację Euro 2016. Przewidzianych jest pięć miast. Hala Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu, a dalej Łódź, Wrocław, Katowice i hala w Krakowie. Kwestie, jakie mecze w których miastach i cały kalendarz, będą przedmiotem stosownych ustaleń z EHF, a potem z miastami. Program i regulamin turnieju powinny powstać w przyszłym roku.

- Czyli wciąż jest szansa, że Polska zagra fazę grupową w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie?

- Jestem przekonany, że każde miasto jest najbardziej zainteresowane, żeby Polska grała u nich. Jest to jeden z kluczowych elementów do rozmów z miastami. To wymaga szczegółowych kwestii logistycznych i ustaleń, w których miastach optymalnie jest zagrać. To kwestia otwarta. Jest szansa dla Gdańska i Sopotu, żeby tutaj grała reprezentacja Polski. W przyszłym roku w Gdyni i Gdańsku odbędą się mistrzostwa Europy juniorek. To doskonała możliwość na przetestowanie infrastruktury i rozwiązań organizacyjnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki