Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma 7 lat i tysiące przejechanych kilometrów

Ksenia Pisera
Julia nie ma jeszcze legitymacji szkolnej ani nawet karty rowerowej. Ma za to całkowicie wypełnione dwie książeczki wycieczek kolarskich
Julia nie ma jeszcze legitymacji szkolnej ani nawet karty rowerowej. Ma za to całkowicie wypełnione dwie książeczki wycieczek kolarskich Z archiwum Mariusza Szkudlarka
Julia i Mariusz Szkudlarzowie podróżują razem od czterech lat. Właśnie wrócili z kolejnej wyprawy. Na rowerach przejechali ponad 1500 km - z Gdyni do Wilna, a stamtąd do Częstochowy. To był też pierwszy raz, kiedy 7-letnia Julia sama pokonała większość trasy. O wyjątkowym koniku, Królu Puszczy i sercach otwartych na pielgrzymów - pisze Ksenia Pisera

Pięć razy pękły im opony. Z okna jednego z domostw, w którym mieli okazję się zatrzymać, obserwowali trąbę powietrzną. W miejscowości Białobrzegi ryby jadły im z rąk. W swoje progi zaprosił ich nawet samozwańczy Król Puszczy Nadbiebrzańskiej. Przez ponad półtora miesiąca przejechali z Gdyni do Częstochowy przez Wilno i przeżyli tyle, po ile przeciętny człowiek zwykle nie ma odwagi sięgnąć. Chcieli, to jechali nawet 50 kilometrów dziennie. Spali w namiotach, w gościnie, na parafiach, a nawet na pasie granicznym. Woleli zwiedzać - zostawali dzień lub dwa dłużej, żeby przyjrzeć się miastu, do którego zawitali. Ani razu nie myśleli o tym, by zawrócić.

Janek Faciszewski z Gdańska chce przejechać rowererm dookoła Bałtyku

Może się wydawać, że ta podróż, tak jak inne ich wyprawy, rozpoczęła się w Gdyni. Jednak prawdziwy początek ich wspólnej przygody rowerowej był w Częstochowie. Rok po tym, gdy Julka skończyła dwa lata i mogła już samodzielnie siedzieć w siodełku, Mariusz był na pielgrzymce na Jasną Górę. Właśnie tam postanowił, że do sanktuarium będzie przyjeżdżał z Julką co roku. Na rowerach, skoro już siedzi w siodełku. - Zostałem sam z Julią, jak miała 3,5 miesiąca - mówi Mariusz. - Obiecałem sobie, że każdy urlop będę spędzał z dzieckiem. Na Jasną Górę pierwszy raz pojechaliśmy, jak miała 6 lat. Prowadziła malutki rowerek o 12-calowych kółkach.

W podróż do Wilna, a stamtąd do Częstochowy, Julia prowadziła już rower o 24-calowych kołach. Całą drogę wraz z nią przejechał jej pluszowy konik. Z nim pokonała na nim ponad 90 proc. trasy. Rama jej roweru jest tak dostosowana, że może swobodnie postawić nogi na ziemi.
- To bardzo ważne - mówi Mariusz. - Do podróży przygotowywaliśmy się miesiąc. Przystosowany jest nie tylko rower Julki, ale też przyczepka na bagaże. Po boku zamontowałem metalową ramę, by móc postawić rower Julki. Gdy ta była zmęczona pedałowaniem, siadała na krzesełku za moim siodełkiem i tak jechaliśmy dalej - tłumaczy.

Zanim wyjechali, Mariusz chciał upewnić się u lekarza sportowego, że Julka może jechać w taką podróż.
- Wyśmiał mnie - mówi Mariusz. - Nie miał przeciwskazań do tego, żeby dziecko mogło wziąć udział w pielgrzymce rowerowej. Wielu osobom wydaje się, że jazda na rowerze jest bardzo męcząca. Jeżeli potrafi się obsługiwać przerzutki, a rowerek Julki jest w nie zaopatrzony, jazda nie sprawia problemów. To jak ze skrzynią biegów w samochodzie, z "czwórki" nie odjedziesz z postoju. Średnio jeździliśmy 25-30 km dziennie. Tempo naszej jazdy było dopasowane pod Julkę. Chociaż muszę przyznać, że niekiedy potrafi przygrzać tak, że mogła by równać się z peletonem - dodaje.

Zobacz zdjęcia z wyprawy Janka Faściszewskiego

Z Gdyni Mariusz z Julką skierowali się na Krosno k. Ornety.
- Poznaliśmy tam kustosza, kapelana motocyklistów, ks. Andrzeja Krużyckiego - opowiada Mariusz. - Zaprosił nas do pięknego sanktuarium Maryjnego, kościoła Nawiedzenia NMP. Wyglądem przypomina Świętą Lipkę, niesamowite, że mogliśmy spędzić tam noc.
Następnie koła wiodły ich przez Reszel i Gierłoż. Dojechali do Mamerek, gdzie na przestrzeni dwóch kilometrów dwa razy pękła Mariuszowi opona. - To jak piątek trzynastego - żartuje Mariusz. - Przez całą trasę złapaliśmy łącznie pięć gum. Jak tylko się dało, to je łataliśmy, ale byliśmy też przygotowani na wymianę opon.

Pielgrzymi najczęściej nocowali pod namiotami, ale byli też częstymi gośćmi zajazdów i gospodarstw. Zazwyczaj nocowali za darmo.
- Gdy dojechaliśmy do Węgorzewa, zatrzymaliśmy się na kempingu ZHP. Pracownik pola namiotowego skasował nas za nocleg. Jeszcze tego samego wieczoru przyszedł do nas komendant, zwrócił pieniądze, a my zostaliśmy gośćmi honorowymi. W różnych miejscowościach ludzie wciąż zapraszali nas do siebie. To wspaniałe, że jesteśmy gotowi sobie pomagać - mówi Mariusz.

W miejscowości Stańczyki stanęli rowerami w miejscu, gdzie schodzą się trzy linie graniczne. Stamtąd, mijając litewskie miasta i wsie, dojechali do Wilna. Wprost na Ostrą Bramę.
- Tam zdarzył się istny cud - mówi Mariusz. - Była naprawdę kiepska pogoda, my wjechaliśmy tam popołudniem. Pokłoniliśmy się Matce Bożej, a chwilę później zagaił nas obcy facet. "Potrzebujecie noclegu, wiem o tym" od razu powiedział i kazał nam za sobą jechać. Zawiózł nas do sióstr zakonnych, w miejsce , gdzie siostra Faustyna namalowała swój obraz. Spędziliśmy tam trzy dni.
30 lipca wyjechali z Wilna. Pojechali na Trakai, a tamtejszy zamek opłynęli łódką dookoła. Później pokierowali się na pas graniczny w okolicach jeziora Balandis. Mówią, że tam był ich najbardziej oryginalny nocleg. Strażnicy graniczni pozwolili im nawet rozpalić ognisko.

W Nadbiebrzańskim Parku Krajobrazowym podróżnicy nabrali nowego tempa. - 30 komarów na godzinę - żartuje Mariusz. - Tak silnie nas zaatakowały. To prawdziwa tundra. Poznaliśmy tam pustelnika - Króla Puszczy. Wiele lat temu zaszył się w lesie i już go nie opuszcza.
Przez Skierniewice i Sulejowski Park Krajobrazowy dotarli do Częstochowy. Tam od razu na Jasną Górę.

- Spojrzałem na licznik, który był wyzerowany w Gdyni - mówi Mariusz. - Wskazał 1560 km. Na Jasnej Górze miałem poczucie, że wyprawa trwała zaledwie tydzień. Bywały momenty, gdy nie wiedzieliśmy, jaki jest dzień tygodnia. Jedynym kalendarzem była książeczka wycieczek kolarskich, gdzie zapisywaliśmy kolejne postoje. Nie byliśmy zmęczeni, czuliśmy tylko wyciszenie i radość. Tego szukaliśmy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki