Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Longin Pastusiak o kobietach Białego Domu: Michelle Obama smakowała jak czekolada

Ryszarda Wojciechowska
Longin Pastusiak
Longin Pastusiak Fot. G. Mehring/archiwum DB
6 listopada wybory w Stanach. Zarówno Michelle Obama, jak i Ann Romney wspierają swoich mężów. Co je łączy, a co dzieli? O Pierwszych Damach Ameryki z prof. Longinem Pastusiakiem, amerykanistą i autorem książki "Panie Białego Domu", rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Michelle Obama czy Ann Romney? Która Amerykanom podoba się bardziej?

Na to pytanie najlepiej odpowiedzieliby sami Amerykanie. Jednego jestem pewien, Michelle Obama jest osobą niezwykle popularną. Przez ostatnie cztery lata jej popularność w sondażach była znacznie wyższa, niż poparcie dla jej męża.

Z czego to wynika?

To zasługa jej sposobu bycia. Ale nie tylko. Michelle Obama jest osobą bardzo dobrze wykształconą. Absolwentką dwóch znakomitych, żeby nie powiedzieć najlepszych, uczelni amerykańskich: Princeton i Harvardu. Przed prezydenturą męża była znakomitą prawniczką.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Podobno na tym polu odnosiła większe sukcesy, niż jej mąż, również prawnik.

A czy pani wie, jak się oboje poznali? Otóż w 1989 roku Barack Obama jako student Harvardu dostał się na praktykę do kancelarii prawniczej w Chicago. Właściciel tej kancelarii polecił Michelle, która już tam pracowała, zaopiekować się studentem. Michelle od razu wpadła Barackowi w oko. Ale sama nie była na początku najszczęśliwsza z tego powodu. Nawet przedstawiała go swoim koleżankom, żeby odwrócić od siebie jego uwagę. Barack Obama wykazał się jednak wytrwałością. Pewnego dnia wybrali do się kina. Po wyjściu z filmu usiedli na krawężniku. On zaczął opowiadać o sobie, swoich planach na przyszłość. A w pewnym momencie spytał: - Czy mogę cię pocałować? Później w swoim pamiętniku o tym pocałunku napisał: smakowała jak czekolada.

Ładnie.

Zaręczyli się w 1991 roku i to Michelle nalegała na ślub. On jej tłumaczył, że nie warto się spieszyć. Że małżeństwo to sprawa przestarzała. Aż pewnego wieczoru zaprosił ją na kolację i przy deserze kelner na tacy przyniósł jej małe pudełeczko z zaręczynowym pierścionkiem. Michelle potem napisała w swoich wspomnieniach: I w ten sposób zamknął mi buzię, żebym już nie mogła nalegać na nasz ślub.

Ann Romney też opowiadała w kampanii prezydenckiej o romantycznych spotkaniach. Ale to głównie żona i matka, specjalistka w pieczeniu ciasteczek, jak piszą złośliwi.

Taka wzorowa kura domowa, ale w pozytywnym znaczeniu. Pięcioro dzieci trzeba wychować. Pieczenie ciasteczek to też nie zawsze łatwa sprawa. Poza tym to bardzo elegancka kobieta.

Przy takim majątku męża nietrudno o elegancję, można by złośliwie powiedzieć.

Mitt Romney to rzeczywiście człowiek bardzo majętny. Jego majątek wycenia się na 250 mln dolarów. Jest jednak pewien kontrast między paniami Michelle i Ann. Żona Mitta Romneya, co media jej już nieraz wytykały, zakładała bardzo drogie ubrania. Jej podkoszulek za tysiąc dolarów też był szeroko dyskutowany.
A na ostatniej debacie, poświęconej polityce zagranicznej, pojawiła się w sukience wartej kilka tysięcy dolarów. Podczas gdy sukienka pani Obamy miała kosztować 400 dolarów, jak ocenili znawcy.

Żona jako sposób na ocieplenie wizerunku polityka jest chyba nowym pomysłem marketingowym?

Żona jest na pewno atutem prezydenta. I zawsze była. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że w historii Stanów Zjednoczonych tylko dwóch kawalerów wygrało prezydenckie wybory. Przy czym jeden z nich - Grover Cleveland, szybko się po zaprzysiężeniu ożenił z młodszą o 27 lat panną. A drugi - James Buchanan -pozostał całe życie kawalerem. Tylko dlatego że przeżył tragedię, tracąc ukochaną.

Historia pewnie jak na filmu?

Można tak powiedzieć. Zanim został prezydentem, pracował jako prawnik. I miał piękną narzeczoną w Pensylwanii, o której względy zabiegali też inni mężczyźni. Kiedy on jeździł do swoich klientów, ci zazdrośnicy wmawiali jej, że pewnie jeździ do innych kobiet. Pewnego razu ona wybrała się z przyjaciółmi do Filadelfii. Mieli pójść do opery. Jednak w pewnym momencie zawróciła, mówiąc, że się źle czuje. Że chce wrócić do hotelu. Wróciła i tam popełniła samobójstwo. A prezydent Buchanan w swoich pamiętnikach napisał, że tak przeżył jej śmierć, że do końca życia nie był w stanie pokochać już innej kobiety. Chociaż podczas prezydentury panie z córkami na wydaniu odwiedzały go często. Licząc na to, że w którejś z nich się zakocha. Ale bezskutecznie.

Rozwodnik ma jakieś szanse w Ameryce na zwycięstwo?

Małe. Jeszcze żaden z rozwodników, którzy ubiegali się o fotel prezydenta w USA, nie wygrał. Amerykanie uważają, że prezydent powinien mieć pełną rodzinę - żonę, dzieci. Wtedy, ich zdaniem, jest bardziej stabilny, zaopiekowany. Dobrze, jeśli jeszcze ma psa.
Albo kota, bo zwierzątka też odgrywają swoją rolę w kampaniach wyborczych. Żartobliwie się mówi, że pozycja żony prezydenta to najwyższe chociaż niewybieralne i niepłatne stanowisko nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie. Panie Białego Domu nie otrzymują żadnego wynagrodzenia za swoją pracę, chociaż pracują bardzo intensywnie.

My je widzimy głównie u boku swoich mężów.

Ale niektóre z nich, jak Rosalynn Carter czy Betty Ford, były bardzo zaangażowane w swoje programy społeczne. Naprawdę bardzo mocno działały. No i popierały propozycję stałej pensji dla prezydenckich małżonek. Ale Kongres na to nie przystał. Pamiętajmy, że żona prezydenta jest najbliżej jego ucha. Ma więc wpływ na pewne decyzje. Wspomniana Rosalynn Carter jako jedyna w historii prezydencka małżonka miała oficjalne lunche ze swoim mężem prezydentem. Termin tych spotkań był stały - raz w tygodniu, w środę, w samo południe, spotykali się i omawiali sprawy społeczne, którymi ona się zajmowała.

Ale chyba żadna z pań Białego Domu popularnością nie przebiła Jacqueline Kennedy?

Wszystkie przed nią Pierwsze Damy były widziane, ale nie- słyszane. Poza Eleonorą Roosevelt - żoną prezydenta Franklina Delano Roosevelta, którego prezydentura przypadła na lata wielkiego kryzysu i II wojny światowej. Ta Pierwsza Dama odwiedzała zakłady pracy, więzienia, a w czasie wojny bazy amerykańskie. Jest nawet anegdota z nią związana. Pewnego dnia prezydent naciska guzik w Gabinecie Owalnym, wzywa sekretarza i pyta: - Gdzie jest moja żona? W więzieniu, panie prezydencie - słyszy. W więzieniu, ale za co? Okazało się, że była tam z wizytą. Z kolei pewien dowódca bazy amerykańskiej na Pacyfiku podczas wojny zakazał swoim żołnierzom kąpania się pod prysznicem nago, ponieważ w każdej chwili mogła się tam zjawić wizytująca żołnierzy pani prezydentowa. A zaskakiwać wizytami bardzo lubiła. Miała też stałe konferencje prasowe i pisywała regularnie artykuły, które ukazywały się w wielu pismach.

A Jackie Kennedy w jaki sposób była słyszana?

Wprowadziła własne pole działania. To był nowy trend, nowy kierunek dla prezydentowych Ona propagowała kulturę amerykańską w kraju i za granicą. Odnowiła Biały Dom. Kolejne Pierwsze Damy też coś chciały robić. Pani Claudia Johnson zwana Lady Bird, upiększała Amerykę.

W jakim sensie?

Sadziła drzewa, krzaki i kwiaty, gdzie się dało. Betty Ford, która była alkoholiczką, publicznie walczyła z tą chorobą. Założyła nawet w Kalifornii słynną klinikę, w której leczy się uzależnionych, nie tylko od alkoholu. Barbara Bush - żona George'a Busha seniora - walczyła z dysleksją, ponieważ wśród jej dzieci byli dyslektycy. Hillary Clinton - prawniczka z wykształcenia - zajmowała się niesieniem pomocy prawnej dzieciom. Żona George'a Busha juniora jako bibliotekarka propagowała czytelnictwo w Stanach. A Michelle Obama wybrała sobie dwa pola działania. Pierwsze to walka z otyłością, ponieważ połowa Amerykanów cierpi na otyłość, wprowadzając program "Ruszajmy się". Jako propagatorka zdrowej żywności założyła pierwszy w historii Białego Domu ogródek warzywny. A jej drugie pole działania to opieka nad rodzinami żołnierzy amerykańskich, stacjonujących poza granicami USA. Pamiętajmy, że Amerykanie mają aż 830 baz na świecie.

Kiedy Pierwsze Damy dostały wsparcie w postaci personelu?

Pierwszą żoną prezydenta z własną sekretarką była Edith Roosevelt, żona Teodora Roosevelta. Od roku 1901 roku możemy więc mówić o personelu pań Białego Domu. Dzisiaj żona prezydenta urzęduje we wschodnim skrzydle budynku. Tymczasem prezydent urzęduje w zachodnim. Tam też znajduje się Gabinet Owalny. Ale kiedy Hillary Clinton została Pierwszą Damą, postanowiła przenieść swoje biuro do zachodniego skrzydła.

Blisko męża?

Ale i tak, jak wiemy, nie upilnowała go przed Monicą Lewinsky.

Zobacz inne wywiady Ryszardy Wojciechowskiej, publicystki Dziennika Bałtyckiego.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki