Thomas von Heesen, trener biało-zielonych, miał o czym myśleć przed meczem z Zagłębiem. Drużyna miała za sobą ciężki mecz z Legią Warszawa i musiał dobrać zawodników, którzy wytrzymają fizycznie kolejny trudny pojedynek. Niespodziewanie ponownie w pierwszym składzie pojawił się Milos Krasić, który przyjechał do Gdańska ze sporymi zaległościami. Tym razem jednak nie jako napastnik, ale skrzydłowy.
- Czuję się dobrze. Nie miałem problemów, żeby wytrzymać to spotkanie po meczu z Legią. Długo jednak nie grałem, więc to normalne, że bolą mnie mięśnie - mówił po meczu Krasić.
Pierwsza połowa niedzielnego spotkania z Zagłębiem przypominała ostatnie mecze biało-zielonych. Znowu niby poprawnie wyglądało to w środku pola, gdańszczanie dłużej utrzymywali się przy piłce, atakowali i szukali okazji do strzelenia gola. A bramkę zdobyli goście. Krzysztof Janus ruszył dynamicznie na bramkę, minął z łatwością Gersona i dograł piłkę w pole karne, gdzie celnym strzałem do siatki popisał się Michal Papadopulos. To był jedyny celny strzał gości w pierwszej połowie.
Lechia znowu raziła niedokładnością i chaosem, a jak już dochodziła do szans bramkowych, to nieskutecznością. Swoją okazję miał Milos Krasić, a strzału z dystansu próbował Bruno Nazario. Tuż przed przerwą Brazylijczyk jednak powinien strzelić wyrównującego gola. Dostał znakomite podanie od Grzegorza Wojtkowiaka, ale z kilku metrów strzelił prosto w ręce Konrada Forenca. W meczu Pucharu Polski w Warszawie Nazario też koncertowo marnował swoje okazje, więc cierpliwość von Heesena się skończyła i za Brazylijczyka od początku drugiej połowy na boisku pojawił się Michał Mak.
Cierpliwość kibiców, wystawiona na wielką próbę, też sięgnęła granic, bo schodzących do szatni piłkarzy Lechii żegnały potężne gwizdy.
Biało-zieloni w poprzednich spotkaniach nie byli w stanie odwrócić losów spotkania. Tym razem było inaczej i to było chyba najlepsze 45 minut Lechii w tym sezonie. Wreszcie drużyna pokazała grę szybką, dynamiczną, a przede wszystkim skuteczną.
- W pierwszej połowie graliśmy zbyt wąsko. Trener nakazał rozciągnąć grę i bardziej wykorzystać skrzydła. Tak zrobiliśmy i w drugiej połowie lepiej to wyglądało - zdradził Mak.
Lechia potrzebowała zaledwie kilku minut, żeby doprowadzić do wyrównania. Jakub Wawrzyniak zablokował Janusa i dzięki temu piłka trafiła do Krasicia, a ten idealnie dograł piłkę w pole karne, gdzie wbiegający Grzegorz Kuświk wpakował piłkę do siatki. Wielka radość napastnika biało-zielonych, który doczekał się swojego pierwszego gola w biało-zielonych barwach.
Lechia poszła za ciosem i nadal atakowała drużynę Zagłębia, która z minuty na minutę opadała z sił. Już po chwili doszło do ostrego zderzenia w polu karnym Macieja Dąbrowskiego z Grzegorzem Wojtkowiakiem. Obrońca biało-zielonych stracił przytomność na kilkadziesiąt sekund, a potem został odwieziony do szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Sędzia bez wahania podyktował rzut karny, który pewnym strzałem na bramkę zamienił Kuświk. Oby te gole były przełamaniem dla tego napastnika.
- To był perfekcyjnie wykonany rzut karny, 15 centymetrów od poprzeczki - ocenił von Heesen.
Biało-zieloni mieli kolejne szanse, ale Krasiciowi zabrakło szybkości, żeby golem zakończyć kontrę, a Daniel Łukasik z dystansu huknął w poprzeczkę. Jednak kibice doczekali się trzeciego gola. Dośrodkował Makuszewski, a z woleja tak strzelał Mario Maloca, że piłka trafiła do Michała Maka, który ustalił wynik i strzelił gola w drugim meczu z rzędu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?