Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryzyk fizyk, czyli performerzy w Sopocie. Rozmowa z Artim Grabowskim

Gabriela Pewińska
Z Artim Grabowskim, performerem, kuratorem V Dwubiegunowych Międzynarodowych Spotkań Performerów RYZYK FIZYK w Sopocie rozmawia Gabriela Pewińska.

Performerzy to grupa zawodowa artystów o najwyższym poziomie ryzyka. To Pana słowa.

Performerzy z założenia uprawiają sztukę ryzykowną. Przede wszystkim to praca na żywej tkance, na żywym organizmie, na człowieku i jego emocjach. Bezpośrednia konfrontacja twarzą w twarz z widzem. Oczywiście teatr oferuje podobną sytuację, ale w teatrze, nawet tym poszukującym, istnieje ta czwarta niewidoczna ściana, bufor bezpieczeństwa, magiczna granica między sceną a publicznością, którą rzadko się przekracza. W performance już tej bariery nie ma. To sytuacja impulsywna, spontaniczna i przede wszystkim nieprzewidywalna. Do końca nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy, na ile artysta rozpędzi się ze swoją wizją czy manifestem. Często performance nie ma swojego scenariusza czy prób, rodzi się w głowie, dopasowuje do otoczenia i kontekstu - to fascynujące, ale naturalnie ryzykowne.

Przykład, gdzie granica w performensie została przekroczona?

Marina Abramović w swoim programie „Rhythm 0” z 1974 roku przez kilka godzin poddawała swoje ciało wszelakim ingerencjom publiczności. Widz mógł używać przedmiotów zgromadzonych na stole w dwóch grupach - tych „do sprawiania przyjemności” lub „do zadawania bólu”. Wstępna nieśmiałość bardzo szybko zamieniła się w torturowanie. Jeden z widzów włożył nawet kulę do broni, którą następnie przyłożył do skroni artystki… Nigdy nie wiemy jaka publiczność przyjdzie, z jaką energią, z jakimi emocjami. Jak zareaguje na prowokacje, tym bardziej kiedy damy jej całkowicie wolną rękę i udostępnimy ryzykowne narzędzia do interakcji.

Ryzyko podejmuje także widz.

Jeden z krytyków powiedział kiedyś o performerach: „Chodzi taki z pistoletem i nawet nie wie, czy jest nabity”. Performer nie ma scenariusza, ma koncepcję, wizję, która w trakcie działania może wymknąć się spod kontroli. Przykładem balansowania na krawędzi „uda się lub nie” jest Tomasz Szrama. Wie, że podejmuje to ekscytujące ryzyko, że jego plan może nie wypalić. W Sopocie będzie realizował koncepcję, której nigdy wcześniej nie przetrenował, to pełna imporwizacja bez technicznych czy logistycznych prób. Performerzy dopuszczają możliwość błędu, weryfikacji koncepcji w trakcie, reakcji „automatycznej”. Mają świadomość, że rezultatem może być lawina błędu w sztuce, negliż ułomności „nie wyszło” - co samo w sobie jest ciekawym tematem. To kolejne, po bezpośredniej konfrontacji z rzeczywistością, ryzyko w sztuce performance. I mamy jeszcze ryzyko stereotypowe, to, kiedy artyści wystawiając swoją kondycję psychofizyczną na doznania ekstremalne, ryzykują zdrowiem czy nawet życiem.

Marcelli Roca poddaje swoje ciało eksperymentom technologicznym. Brzmi groźnie.

Marcelli podobnie jak Stelarc interesuje się nowymi technologiami, biorobotyką, obaj współpracują z różnymi Instytutami naukowymi. Naukowcy korzystają z ich abstrakcyjnych wizji - oni sami z możliwości tego typu instytucji. Stelarc „wyhodował” sobie ostatnio ucho na przedramieniu. Chce zamienić swoje ciało w pełni fukcjonalny telefon komórkowy, wykorzystując zminiaturyzowaną technologię i jej możliwości. Kiedy już tego dokona wraz z naukowcami będzie korzystał z narzędzia podczas występów performance, ale również podczas naukowych konferencji. W innym performance ciało Stelarca podłączone było do różnego rodzaju sensorów oraz specjalnego oprogramowania „zawieszonego” w Internecie. Widz mając dostęp do tego programu, mógł wysyłać impulsy elektryczne do stymulatorów, które po prostu rażą artystę prądem. Podczas spektaklu performerem „sterują” widzowie zza komputera, a on wije się w konwulsjach na scenie!

Widzowie nie szczędzą bólu?!

Dosłownie jest przez nich torturowany! Narzędziem wywołującym cierpienie jest komputer, sieć, z której na co dzień korzystamy przecież w bezpiecznym azylu domowych pieleszy. W dobie hejtu, kontekst szalenie aktualny. Ale i duże ryzyko, które podejmuje twórca. Inscenizując taką sytuację, zapraszając widownię do współuczestniczenia w spektaklu musi mieć świadomość, że zostanie zdominowany przez sterowaną przez człowieka maszynę.

Na jakie ryzyko będzie narażona publiczność w Sopocie?

Że zobaczy coś, co jej się nie spodoba? (śmiech) Że poczuje się zawiedziona poziomem artystycznym? Chcemy zaserwować ryzyko o bardzo zróżnicowanej amplitudzie. Będziemy gościć dwójkę performerów, którzy wystawią publiczność na „wytrwanie w czasie”. Ich działania, to swrgo rodzaju żywe instalacje czy estetyczne obrazy, które trwać mogą nawet do dwóch godzin. Zawieszone w czasie przedstawienie z minimalną dozą akcyjności, które będzie wymagało od widza, by wytrzymał w skupieniu. Wykorzystał czas na inne doznanie, wyciszył się, wyłączył z rzeczywistości, nie reagował na dzwoniący w kieszeni telefon…

To chyba gorsze niż konwulsje Stelarca.

Dla niektórych na pewno. W tym roku postanowiliśmy też, oddać na godzinę scenę publiczności. W ciągu tego czasu każdy będzie mógł zaprezentować swój manifest, akcję. Być może będzie to godzina konsternacji, w której będziemy wszyscy czekać w napięciu aż coś się wydarzy… Ta energia wyczekiwania też może być ciekawa, chociaż już wiem, że kilku artystów zapowiedziało skorzystanie z tej „happy hour”. Podczas tegorocznych spotkań chcemy przedstawić różne formy ryzyka, takie które bierze na siebie sam artysta, ale również publiczność, kurator czy galeria. Ale, zastrzegam, że nie będziemy epatować radykalnymi formami, nikt nie wyjdzie z galerii z obciętą ręką, żaden artysta nie popełni samobójstwa, galeria nie zostanie spalona. Żadnych tego typu wrażeń nie będzie, nic z tego.

Żyjemy w czasach, gdy każde wyjście z domu to ryzyko. Nieoczekiwanie i my możemy stać się głównym uczestnikiem niebezpiecznego „performensu”. Ktoś spyta więc, po co kreować takie sytuacje?

Te artystyczne kreacje to najczęściej manifestacja ideologiczna, zwrócenie uwagi na problem, walka artysty ze światem, systemem, niezgoda na dewastację świata. Performance często był spontaniczną reakcją - krzykiem na to, co niesie życie. Zwłaszcza teraz, gdy rzeczywistość coraz bardziej się gotuje, wrze, gdy coraz trudniej ją opanować. Przykładem choćby zamach na rosyjskiego ambasadora w galerii w Turcji. Życie przerosło performance.

Program wydarzeń w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie:

13.01.2017

18.00 Yann Marussich
20.00 Gramoli Arai
21.00 New Noveta

14.01.2017

16.00 Marcelli Antunez Roca
17.00 Przyjdź i zrób swój performens
18.00 Olof Olsson
20.00 Tomasz Szrama

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki