Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia zespołu "Czerwone Gitary" opowiedziana przez Jerzego Kosselę

Dariusz Szreter
Jerzy Kossela, 50-lecie zespołu "Czerwone Gitary"
Jerzy Kossela, 50-lecie zespołu "Czerwone Gitary" Fot. Karolina Misztal / Polska Press
Jerzy Kossela o początkach zespołu "Czerwone Gitary" opowiadał "Dziennikowi Bałtyckiemu" dwa lata temu. Przypominamy ten tekst. Artysta zmarł w sobotę, 7 stycznia 2017 roku. Ostatni koncert zagrał pod koniec listopada w gdańskiej Filharmonii Bałtyckiej.

Wszystkie oficjalne biografie zespołu Czerwone Gitary wskazują bardzo precyzyjnie datę powstania grupy. Było to 3 stycznia 1965 w kawiarni Cristal w Gdańsku-Wrzeszczu.

- To prawda i nie nieprawda zarazem - mówił Jerzy Kossela, gitarzysta, kompozytor, założyciel i pierwszy lider Czerwonych Gitar. - Równie dobrze można by przyjąć, że było to pół roku wcześniej, 15 lipca 1964, w Gdyni.

By wyjaśnić to zagadkowe stwierdzenie musimy się cofnąć w czasie jeszcze trochę, do jesieni 1963 roku. O miano zespołu bigbitowego numer jeden w Polsce rywalizowali wtedy Czerwono-Czarni z Niebiesko-Czarnymi. Ci ostatni kierowani przez „ojca chrzestnego polskiego rocka”, Franciszka Walickiego, zostali zaproszeni na prestiżowe koncerty do paryskiej Olympii.

„Redaktor”, jak mawiano o Walickim z racji jego pracy w „Głosie Wybrzeża”, postanowił na tę okazję wzmocnić skład swoich podopiecznych kilkoma rutyniarzami. Przyjęci: saksofonista Włodzimierz Wander, perkusista Andrzej Nebeski, gitarzysta Janusz Popławski z miejsca nadali nowy ton grupie. Wywołało to niezadowolenie części dotychczasowych muzyków. W efekcie z N-C rozstali się: basista Henryk Zomerski, pianista Daniel Danielowski oraz perkusista Jerzy Kowalski, a niedługo później, wokaliści Marek Szczepkowski i Benek Dormowski. Trójmiejski impresario, Mirosław Sikorski namówił ich by kontynuowali wspólną karierę muzyczną. Nowy zespół przyjął nazwę Pięciolinie.

Muzyczny poligon

Renegatom po cichu kibicował szeregowy Jerzy Kossela, wówczas także członek Niebiesko-Czarnych, ale czasowo zasilający - nie z własnej woli - orkiestrę wojskową jednostki LWP w Świeciu. W zamyśle Kosseli Pięciolinie miały być swoistym poligonem, z którego wyłoni się najlepszy skład i repertuar dla zupełnie nowego zespołu. Faktycznie w kolejnych miesiącach w Pięcioliniach doszło do kilku przetasowań personalnych. Pojawił się m.in. uczeń liceum muzycznego Jerzy Skrzypczyk oraz kolejny uciekinier z Niebiesko-Czarnych, Krzysztof Klenczon. Wtedy to właśnie, przebywający na przepustce Kossela zwołał zebranie, na którym on, Dornowski, Zomerski i Klenczon powołali do istnienia nowy zespół, określany jako grupa X.

- Zespół powstał w sposób jak najbardziej formalny - przekonywał Jerzy Kossela. - Miał swój statut przewidujący m. in. iż każdy z członków zobowiązuje się przeznaczyć 10 proc. swojego wynagrodzenia brutto na konto zespołu. O tym jak miały być wydawane te pieniądze, decydować mieli wszyscy członkowie, na zebraniu ogólnym.

Jak zapewniał Kossela zespół odbywał też tajne próby, o których nie wiedzieli pozostali członkowie Pięciolinii.
W październiku 1964 Kossela wyszedł z wojska. Nie wrócił już jednak do Niebiesko-Czarnych, ale zasilił Pięciolinie.

- Początkowo planowaliśmy, że grupa X ujawni się dopiero we wrześniu 1965, ale nierozważane działania naszego menedżera, spowodowały, że trzeba było szybciej rozwiązać Pięciolinie. Ostatni koncert pod tą nazwą zagraliśmy w sylwestra 1964/65 w hali stoczni gdańskiej, po czym wraz z Dornowskim, Zomerskim i Klenczonem odeszliśmy z zespołu.

Wyciąganie uczniów ze szkół

3 stycznia podczas pamiętnego spotkania w Cristalu oprócz wspomnianej czwórki byli jeszcze perkusista Jerzy Skrzypczyk i Seweryn Krajewski, który jednak nie podpisał statutu i tym samym nie został, póki co, pełnoprawnym członkiem grupy, dla której przyjęto nazwę Czerwone Gitary. Zaproponował ją... Franciszek Walicki, także obecny, na życzenie Krzysztofa Klenczona. „Redaktor” miał być kierownikiem programowo-artystycznym zespołu, jednak szybko stracił zainteresowanie nowymi podopiecznymi. On sam w swoich wspomnieniach pisze, że to dlatego, iż grupa była za bardzo popowa, a jego interesował rock.
Inaczej zapamiętał to Jerzy Kossela.

- Podczas naszego drugiego w ogóle koncertu pod szyldem Czerwone Gitary, w zimowym Non Stopie, w przerwie Franek wziął mnie do sąsiedniej sali i powiedział: Z tego zespołu nic nie będzie. Zostaw ich i wracaj do Niebiesko-Czarnych.

Zdaniem Kosseli Walicki na potencjale Czerwonych Gitar poznał się poniewczasie. Wtedy uznał ich za zagrożenie dla Niebiesko-Czarnych i to on - w dużej mierze - stał za kampanią oskarżającą zespół o demoralizowanie młodych i wyciąganie uczniów ze szkół. Chodziło o Skrzypczyka i występującego z zespołem okazjonalnie Krajewskiego, którzy nie mieli jeszcze matury.

Sprawa odbiła się zresztą rykoszetem. Jeden z nadgorliwych (a może złośliwych dziennikarzy), wśród owych deprawatorów związanych z zespołem, wymienił niejakiego Jacka Grania. Był to pseudonim jakim Franciszek Walicki podpisywał teksty piosenek, które tworzył m.in. dla Czerwonych Gitar.

- Walicki biegał wtedy za każdym z nas z osobna, żebyśmy mu podpisali pismo stwierdzające, że nigdy nie miał nic wspólnego z naszym zespołem. Podpisaliśmy, a on dał za wygraną. Szczególnie, że po przeglądzie Gitariada, który odbył się w grudniu 1965 r. jego przyjaciel, najważniejszy wówczas dziennikarski autorytet muzyczny, Roman Waschko napisał, że Czerwone Gitary to bezapelacyjnie najlepszy zespół w Polsce.

Dzieci majora Baumana

Proszony o krótkie wyjaśnienie fenomenu tak błyskawicznego sukcesu zespołu, Kossela odpowiadał w sposób zaskakujący.

- Lektura.

I precyzował: - W czasie służby wojskowej, oprócz tego, ze grałem w orkiestrze, byłem też bibliotekarzem i miałem praktycznie nieograniczony dostęp do tamtejszego księgozbioru. I wtedy trafiłem m.in. na książkę Zygmunta Baumana pt. „Kariera”. Opisywał on w niej mechanizmy rządzące robieniem kariery na Zachodzie. Oczywiście musiało to być podane w przewrotny sposób, że u nas, w krajach demokracji ludowej, nie liczy się egoistyczny sukces jednostki, ale awans społeczny całych grup. Tym niemniej wszelkie niezbędne informacje dotyczące metod budowania kariery były tam wyłożone. Czytałem też prof. Tadeusza Kotarbińskiego, jego prace z dziedziny prakseologii czyli teorii praktycznego działania i teleologii czyli teorii działania celowego. Ponadto studiowałem „Psychologię muzyki” i „Psychologię zapamiętywania”. Wiedziałem co działa na ludzi, co zwraca ich uwagę i co zapamiętują. Już wcześniej, pracując z Walickim w Niebiesko-Czarnych nauczyłem się, że nie wystarczy tylko grać, ale trzeba orientować się jak działa cały ten mechanizm, otoczenie instytucjonalne. Nie wystarczy być tylko muzykiem, trzeba wiedzieć o wszystkim po trochu. Całą tę wiedzę wykorzystałem w nowym zespole.

I kto by pomyślał, że za sukcesem Czerwonych Gitar stoi Zygmunt Bauman, światowej sławy socjolog i filozof, którego narodowcy chcą wsadzać do więzienia za to, że blisko 70 lat temu był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Podejrzliwi pewnie już wiedzą, że nieprzypadkowo te gitary były czerwone.

Post scriptum

Jerzy Kossela, autor i współautor takich przebojów jak „Bo ty się boisz myszy”, „Historia jednej znajomości” czy „Matura” odszedł z Czerwonych Gitar w marcu 1967 roku, po konflikcie z Krzysztofem Klenczonem. Potem jeszcze dwukrotnie dołączał do grupy: w latach 1991-93 oraz w 1999. Ostatni koncert z Czerwonymi Gitarami zagrał 21 listopada 2016, w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Zmarł 7 stycznia 2017 roku.

Autor rozmawiał z Jerzym Kosselą dwa lata temu. Materiał ukazał się w urodzinowym dodatku do "Dziennika Bałtyckiego" 19 maja 2015

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia zespołu "Czerwone Gitary" opowiedziana przez Jerzego Kosselę - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki