Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Bez tytułu” Ingmara Villqista w sopockim Teatrze BOTO, czyli słowa i między słowami [RECENZJA]

Gabriela Pewińska
Jest w słowach wypowiadanych przez dwójkę aktorów rozpacz i czułość. Jest lament i tkliwość. Jest przepaść
Jest w słowach wypowiadanych przez dwójkę aktorów rozpacz i czułość. Jest lament i tkliwość. Jest przepaść Jurek Bartkowski/SOPOGRAFIA
Po premierze „Bez tytułu” Ingmara Villqista na scenie Teatru BOTO. Spektakl w reżyserii Adama Nalepy to wiara w wyobraźnię widza.

Nieduża czarna scena. Jaskrawa kanapa pośrodku. Na niej dwoje aktorów. Opowiedzą nam tę smutną historię mając do dyspozycji jedynie słowo, subtelny gest i milczenie. Taki teatr dziś to oddech.

Nie ma efekciarstwa, ozdobników, błyskotek, fleszy, rekwizytów, mikrofonów, telebimów. Jest rozmowa.

Z marzenia

„Bez tytułu” Ingmara Villqista to jedna z z sześciu jednoaktówek składających się na słynny cykl „Beztlenowce” tego posługującego się pseudonimem wziętego dramaturga.

Adam Nalepa zdecydował się przypomnieć tę sztukę za namową młodego aktora Teatru Muzycznego Mateusza Deskiewicza. Marzył o roli Jerga. Z marzenia powstał wyjątkowy spektakl.

Rzadko zdarza się we współczesnym teatrze, by reżyser interpretując tekst niejako zrobił przysługę autorowi. Nalepa odrzuca wszelkie zawarte w bogatych didaskaliach uwagi, sugestie, szczęśliwie rezygnuje z podpowiedzi typu: „na pustych półkach leżą w różnych miejscach dwie, trzy książki, rozdarta okładka, duża otwarta paczka chusteczek higienicznych, wieczko metalowego pudełka” albo: „głowa złożona na oparciu tapczanu, lewa ręka wzdłuż ciała, prawa ręka na stojącym na szafce małym zegarku”, usuwa postać Starszego Mężczyzny. Koncentruje się na linii matka - syn. Buduje prostotę kontaktu. Komponuje delikatną relację emocji. Tu nastrój tworzy słowo. I cisza. Równie jak płynący ze sceny tekst, poruszające jest to, co rozgrywa się między słowami. W wyobraźni widza.

Oto Jerg. Wiele lat temu opuścił rodzinne miasteczko, „gdzie mieszkają dobrzy ludzie, jest tak ładnie: plaża, molo, promenada, dokąd tylu ludzi przyjeżdża w lecie”. Cóż z tego, chłopak dusi się w małomiasteczkowej atmosferze, chce żyć po swojemu, pragnie uwolnić tajemnice. Marzy o wolności. Choć ta przyniesie mu śmiertelną samotność.

Do rodziców dzwoni, gdy jest już bardzo chory. Spotkanie z matką to bolesna konfrontacja. Powrót po latach i pożegnanie.

Gdy fraza krwawi

Jest w słowach wypowiadanych przez dwójkę aktorów rozpacz i czułość. Jest lament i tkliwość. Jest przepaść. Strach, który stopniowo osiada w tym wyimaginowanym pokoju z czerwoną kanapą, jak kurz. Z emocji aż zatyka. Każde wypowiadane słowo zdaje się bohaterom tej historii sprawiać ból. Każda fraza krwawi. Trudno nie tylko mówić, trudno oddychać.

Reżyser nie szarżuje. Nie narzuca. Nie wydziwia. Kiedy grająca Matkę Monika Chomicka kieruje wzrok na widownię, w jej oczach jest wszystko.

Wzrusza bezbronność wciśniętego w róg kanapy Jerga. W młodym mężczyźnie granym przez Mateusza Deskiewicza z minuty na minutę rodzi się bezbronne, przerażone dziecko. Z minuty na minutę przybywa zmarszczek na twarzy Matki. To teatr, w którym widać to, co niewidzialne. Oszczędność środków, prostota interpretacji zmienia realizm w wiersz.

Spektakl „Bez tytułu” w reżyserii Adama Nalepy to mały wielki teatr emocji. W świecie teatralnego wrzasku, braku scenicznej kultury, lekceważenia autora, znęcania się nad tekstem i ledwo słyszalnego ze sceny słowa, na scenie sopockiego Teatru BOTO oglądamy spektakl, który powstał z szacunku dla wyobraźni widza. Z szacunku dla aktora. Z wiary w moc wypowiadanego na scenie słowa. Z przekonania, że mimo wszystko, wciąż gra ono w teatrze główną rolę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki