Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto nie z nami - ten wróg, czyli kontrowersje wokół Henryki Krzywonos

Barbara Szczepuła
Henryka Krzywonos-Strycharska wspólnie z ludźmi dobrego serca od kilku lat rozdaje tornistry dla najbardziej potrzebujących uczniów z Pomorza
Henryka Krzywonos-Strycharska wspólnie z ludźmi dobrego serca od kilku lat rozdaje tornistry dla najbardziej potrzebujących uczniów z Pomorza Przemek Świderski
Przez lata wychowywałam dzieci i nikt się mnie nie czepiał. Dopiero teraz, gdy odezwałam się w Sejmie, zaatakowano mnie bez pardonu - mówi posłanka Henryka Krzywonos-Strycharska.

Chodzi, proszę pani, o to samo, o co walczyliśmy w Sierpniu. O wolność. O demokrację. O godność. O to, żeby nikomu do głowy nie przyszło wprowadzenie cenzury, żeby nikogo nie wyrzucano z pracy za poglądy, żeby o czwartej rano nie wyważano drzwi! Ludzie czekają na obiecane 500 złotych, a o wolności nie myślą, bo teraz ją mają. To jest tak jak z powietrzem. Nie doceniamy go, póki swobodnie oddychamy, ale gdy zaczynamy się dusić… A właśnie Trybunał Konstytucyjny jest gwarantem, że wolność nie będzie ograniczana - mówi mi posłanka Henryka Krzywonos-Strycharska. - W Sejmie nie wytrzymałam nerwowo, musiałam powiedzieć, co myślę, bo dla mnie demokracja i wolność to podstawa. O to walczyliśmy w Sierpniu’80. Gdy słucham Kornela Morawieckiego, krew mnie zalewa: czy myśmy nie powariowali? Czy wolność nie jest ważna? Prawo nie jest ważne? Ktoś powie - przesada, ale ja jestem przekonana, że na wolność trzeba chuchać i dmuchać.

Henryka Krzywonos-Strycharska wystąpiła w Sejmie w obronie Trybunału Konstytucyjnego z konstytucją w ręku i ze łzami w oczach. W emocjonalnym przemówieniu, patrząc na siedzącego w pierwszym rzędzie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mówiła właśnie o zagrożeniach dla demokracji. Chodziło o sposób wyboru sędziów trybunału, o to, że posłowie nie mogli się niczego dowiedzieć o kandydatach zgłoszonych w ostatniej chwili przez to ugrupowanie. I o to, że posłem sprawozdawcą uchwały Sejmu, która wbrew ustawie zmieniała właśnie sposób wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, był poseł PiS Stanisław Piotrowicz, prokurator ze stanu wojennego, dopiero co wybrany na przewodniczącego sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.

- Nie chciałam w tym momencie zabierać głosu, ale musiałam. Byłam wstrząśnięta. To lekceważenie opozycji, te szyderstwa, śmiechy… Jestem po raz pierwszy w Sejmie i naprawdę byłam zgorszona tym, co robi PiS. Widziałam tę ich nienawiść do inaczej myślących - ciągnie posłanka Krzywonos-Strycharska.

Podeszła do prezesa Jarosława Kaczyńskiego i zapytała: - Czy panu nie wstyd? Odpowiedział coś, ale nie zrozumiała, wychwyciła słowo „robotnicy”. Nie słyszała dobrze, bo rozmowę zagłuszał poseł Andrzej Jaworski, który blokował jej dostęp do prezesa.

***

Henrykę Krzywonos-Strycharską zaatakowały natychmiast prawicowe media i politycy PiS. Andrzej Jaworski opowiadał, że w Sierpniu’80 zatrzymała tramwaj dopiero wtedy, gdy wyłączono prąd, więc nie miała wyjścia, ha, ha, ha. Wersję tę podtrzymuje, niestety, Andrzej Gwiazda. W jednej z gazet twierdził ostatnio, że Krzywonos nie ma prawa wypowiadać się w imieniu Solidarności. „Niektórzy (?!) świadkowie tamtych wydarzeń mówią nawet o tym, że była »łamistrajkiem« i że to ludzie zmusili ją, by zatrzymała tramwaj. Miała to zrobić niejako ze strachu przed nimi”.

Taka rozmowa toczy się już od lat wśród ludzi Solidarności, budząc wstyd i zażenowanie. Przypomnijmy fakty.

Tramwajarka Henryka Krzywonos rano wyjeżdża piętnastką z zajezdni. Koło Opery Bałtyckiej wyskakuje, przekłada zwrotnicę i krzyczy: - Tramwaj dalej nie jedzie! Stocznia stoi, to i tramwaje nie będą jeździć! Pasażerowie zaczynają klaskać, a ona czuje, jak rosną jej skrzydła. Jest bliska płaczu. Podjeżdża jakiś autobus i zabiera ją do bazy. Tam poruszenie, już ogłoszono strajk okupacyjny, trzeba wspomóc stocznię. Motornicza Krzywonos zostaje wybrana delegatem.

Gdy dociera do stoczni, oczom nie wierzy: strajk właśnie się kończy, stoczniowcy zaczynają wychodzić. Szlag ją trafił - jaki ja opierdol od kolegów dostanę! - denerwuje się.

- Dostaliście swoje 1500 i idziecie do domu!? - krzyczy. - Opamiętajcie się, zgniotą nas jak pluskwy!

Ten okrzyk przechodzi do historii. Cytują go zagraniczni dziennikarze.

- Rzeczywiście, Henia reagowała bardzo emocjonalnie, ale wtedy było to potrzebne - ocenia dziś Bogdan Borusewicz, organizator stoczniowego strajku w 1980 roku.

Anna Machcewicz w książce „Bunt” przytacza donos TW Grzegorza, który notuje: „Na stoczni przebywał przedstawiciel WPK (wysoki otyły osobnik). Po dopuszczeniu do mikrofonu oświadczył, że pracownicy WPK w dalszym ciągu strajkują, podjęli strajk jako akcję solidarnościową ze stoczniowcami i zaapelował, aby pracownicy nie przerywali strajku”. Tym osobnikiem była zapewne Henryka Krzywonos, a konfident słyszał niski, donośny głos - precyzuje Anna Machcewicz.

- Henia miałaby być łamistrajkiem? - oburza się Jerzy Borowczak, jeden z trzech stoczniowców, którzy zaczęli strajk. - Gdyby była łamistrajkiem, natychmiast zgłosiłby się do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego ktoś z Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji i zażądał jej usunięcia z MKZ. Takie sytuacje się zdarzały. Ludzie reagowali bez zwłoki. Pamiętam, że jedna kobieta wskazała faceta, który kręcił się po sali BHP, i krzyknęła: - On mnie wyrzucił z pracy! Wyleciał poza bramę, nim zdążył się zorientować, o co chodzi. A co dopiero gdyby rozpoznano łamistrajka? Henia cały czas była z nami w stoczni, co nie dla wszystkich było łatwe, bo nie można było przecież wtedy przewidzieć, jak to się skończy. Nie wszyscy byli odważni. Przypomnę jeszcze, że Henryka Krzywonos jest sygnatariuszką Porozumień Sierpniowych. Czy wypada, by koledzy teraz ją obrzucali błotem tylko dlatego, że ma dziś inne poglądy? Najbardziej dziwi mnie, że negatywne sądy wygłasza tak łatwo Joanna Gwiazda, która na strajku w stoczni była tylko przez kilka pierwszych dni. Trzy albo cztery. A teraz wali innych po łbie! Trudno, trzeba zacisnąć zęby i robić swoje, nie przejmując się opiniami dawnych kolegów.

Ile to na mnie pomyj wylano? - kontynuuje poseł Borowczak. - Mówią, że nie byłem działaczem WZZ, tylko „przydupasem” Wałęsy albo Borusewicza. Annę Walentynowicz, tę miłą panią Anię, u której w domu pod obrazem Świętej Rodziny debatowaliśmy o naprawie Polski, spotkałem po latach na konferencji w Katowicach. Nazywała mnie „Kameleonem” i powiedziała wtedy publicznie: - Borowczak? On się dopiero po Sierpniu’80 zatrudnił w stoczni. To Piotr Maliszewski zrobił strajk! Podszedłem do niej wtedy i zapytałem: - Pani Aniu, kurde, czemu pani to mówi? Przecież pani nie było wtedy w stoczni. Nie wiedziała pani nawet, że strajk się zaczyna, bo oprócz Borusewicza i nas trzech nikt nie wiedział. Spuściła głowę. Chciała wypromować nowych bohaterów. Zaś inni opowiadali o mnie, że mieszkania stoczniowe kombinowałem, że żonę upchnąłem w radzie nadzorczej jakiejś spółki… Same kłamstwa, ale jak się przed nimi bronić? Mówi się o nas „bohaterowie Solidarności”, a nie ma pani pojęcia, jak niekiedy jest ciężko. Teraz jest czas promowania innych bohaterów, przede wszystkim Kaczyńskich. Lech Kaczyński, owszem, był związany z WZZ, robił nam szkolenia z prawa pracy i chwała mu za to, ale na strajk do stoczni wpadł może raz czy dwa, na chwilę. Jarosława w ogóle tu nie było - kończy Borowczak, a ja przypominam sobie książkę Michała Krzymowskiego „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”. Autor pisze, że Jarosław Kaczyński przejeżdżał wtedy przez Gdańsk w drodze na urlop do Cetniewa czy Władysławowa. Nie wysiadł z pociągu i nie poszedł do stoczni. Nie zatrzymał się także, wracając do Warszawy.

***

Henryka Krzywonos-Strycharska w stanie wojennym drukowała ulotki w swoim mieszkaniu, miała zakaz opuszczania Gdańska, była bez pracy. W ciąży została pobita przez „nieznanych sprawców”. Poroniła. Nie mogła potem mieć własnych dzieci. Wraz z mężem Krzysztofem Strycharskim zdecydowali się na adopcję. Choć nie było lekko, wychowali dwanaścioro dzieci.

- Wiem dobrze, co znaczy każde 500 złotych w rodzinie - mówi, nawiązując do kampanijnej obietnicy prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło. - To buty, kurtki, rajstopy, czapki, opłacenie fryzjera, kupno leków i tak dalej. Człowiek boryka się z finansowymi kłopotami i każde 500 złotych jest ważne. Ale powiem pani, że najważniejsza jest miłość. Jak się dzieci kocha, to zawsze da się radę. Przez lata wychowywałam dzieci, więc nikt się mnie nie czepiał. Dopiero teraz, gdy odezwałam się w Sejmie, zaatakowali mnie Gwiazdowie i inni. Chociaż nie, złości i pomówień doświadczyłam już wcześniej. Na obchodach 30-lecia Solidarności w Gdyni. Pamięta pani?

***

O byłej motorniczej rzeczywiście zrobiło się wtedy głośno. Wyszła niezaproszona na scenę po przemówieniach premiera Tuska i byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Premiera Tuska zebrani wygwizdali, ex-premiera Kaczyńskiego przyjęli owacyjnie. Jarosław Kaczyński (który - jak zaznaczył, przemawiał w imieniu zmarłego brata) podkreślał zasługi Lecha Kaczyńskiego dla Solidarności. Umniejszał rolę innych doradców i wykrzywiał ich intencje; chodziło o Tadeusza Mazowieckiego i nieżyjącego już wówczas Bronisława Geremka, którzy w sierpniu w stoczni byli najważniejszymi doradcami.

„Mieli oni plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się być pozorem” - twierdził.

- Niektóre fragmenty wystąpienia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego podczas zjazdu „S” były niegodziwe i nikczemne - ocenił potem w wywiadzie radiowym Mazowiecki.

Natomiast Henryka Krzywonos-Strycharska zareagowała natychmiast.

- Słucham tak pana prezesa i powiem szczerze: krew mnie jaśnista zalewa. Bo przecież obraża pan nas wszystkich. Panie prezesie, bardzo pana proszę, niech pan nie buntuje ludzi przeciwko sobie. Nie wiem, co się panu stało. Ja panu bardzo współczuję, ale proszę też współczuć innym i dać ludziom żyć. Mnie to obraża, że pan niszczy godność Lecha. Mnie to osobiście obraża - mówiła, choć przewodniczący Solidarności Śniadek próbował jej przerwać.

Wtedy właśnie pojawiły się niewybredne wypowiedzi o motorniczej Krzywonos, kwestionujące jej zasługi. Kto nie z nami - ten wróg.

***

- To jest zapiekła niechęć, z którą chyba już nic się nie da zrobić. Chęć pisania historii od nowa - dodaje Jerzy Borowczak. - Gdy czytam teraz artykuły o strajku sierpniowym, to nie zawsze mam wrażenie, że opisują to, co przeżyłem i widziałem. Mity są potrzebne, lubimy myśleć, że obrona Częstochowy wyglądała tak, jak opisał ją Sienkiewicz, choć wiemy, że Szwedzi wcale Jasnej Góry nie atakowali. Bohaterowie Solidarności, jak wszyscy ludzie, mieli swoje wady, śmiesznostki, ambicje, ale w odpowiednim momencie zareagowali, jak trzeba, i obalili komunizm, choć pewnie sami się tego nie spodziewali. I to się liczy. Żyjemy od 26 lat w wolnym kraju. A to, że Anna Walentynowicz nazywała Wałęsę „Bolkiem”, a na Borowczaka mówiła „Kameleon”, że Andrzej Gwiazda nazwał Henrykę Krzywonos „łamistrajkiem”, dla historii Polski nie ma żadnego znaczenia. Choć dla nas osobiście nie jest miłe - podsumowuje poseł Borowczak.

***

- Pyta pani, czy mam nadzieję, że to wszystko może jeszcze się dobrze skończyć? - zastanawia się Henryka Krzywonos-Strycharska. - Nadzieja umiera ostatnia. Może prezydent i premier zaczną się zastanawiać nad tym, co się dzieje, i zauważą, że cała odpowiedzialność spada na nich, zaś Jarosław Kaczyński siedzi w poselskiej ławie i dyryguje nimi, ale jako szeregowy poseł za nic nie odpowiada. Ludzie już zaczynają rozumieć, co się dzieje. Podchodzą do mnie na ulicy i mówią: - Głosowałem na PiS, ale teraz żałuję. Przepraszam.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki