Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Jakub Malukow-Danecki, „Duma miasta”

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Jakub Malukow-Danecki, autor m.in. „Dumy miasta” opublikowanej nakładem wydawnictwa Obserwator w roku 2000
Jakub Malukow-Danecki, autor m.in. „Dumy miasta” opublikowanej nakładem wydawnictwa Obserwator w roku 2000 fot. archiwum polskapress
Gdyby żył, miałby dziś 66 lat. Jakub Malukow-Danecki - poeta, prozaik, autor satyrycznych „Kubartów”… Pisał głównie wiersze. Prozę rzadziej, ale jak już coś popełnił, to nie można było obok tego przejść obojętnie. Jedną z takich perełek był właśnie jego debiutancki tomik prozy „Duma miasta”.

Kiedy dwadzieścia z górą lat temu Jakub Malukow-Danecki podzielił się ze mną swoim prozatorskim debiutem, byłem mile zaskoczony. Dotąd znałem go jako autora kilku tomów pogodnej poezji, za którą nie przepadam. A tomik nowel „Duma miasta” to było rzeczywiście coś, co przykuło wówczas moją uwagę.

I to nie dlatego, że Kuba był moim przyjacielem, wspaniałym człowiekiem, któremu nie wypadało robić przykrości, kwitując owoc ciężkiej pracy zdawkowym: „no fajne”. Nie dlatego również, że miałem wobec niego pewne zobowiązania, bo bez jego entuzjazmu i wsparcia - również finansowego - nasze koronne, emigracyjne dzieło, jakim był kwartalnik społeczno-literacki „B1”, prawdopodobnie nigdy by nie zaistniało.

Na „Dumę miasta” zwróciłem uwagę właśnie ze względu na walory literackie, jakie ten tomik posiadał.

Muszę przyznać, że po książki prozatorskie poetów, nawet tych wybitnych, z reguły sięgam z pewną obawą. Proza i poezja to gatunki literackie wymagające innego rodzaju talentu i innej wrażliwości. Rzadko się zdarza, aby poeta potrafił gładko wypowiadać się w prozie i vice versa. Często powieści lub opowiadania pisane przez poetów irytują brakiem dyscypliny, śladową i nieskoordynowaną akcją, są raczej rozpisanymi jednym ciągiem poematami niż klasyczną fabułą z jej logiką i pełnokrwistymi bohaterami.

Jakubowi przejście od jednej formy do drugiej nie sprawiło jednak żadnych trudności. Jego proza jest klarowna, czysta, wciągająca. Autor posługuje się krótkimi zdaniami, doskonale potrafi operować dialogiem. Jest to ten typ prozy, który sto lat temu wprowadzili pisarze amerykańscy z Ernestem Hemingwayem na czele, i który przy różnych modyfikacjach i unowocześnieniach trwa do dziś, stanowiąc zasadniczy trzon kanonu literackiego.

Najcieplej odebrałem opowiadanie „Sphex”. Ta króciutka historyjka przelotnego romansu aktorki z podrzędnego teatru w zapyziałym mieście z przygodnym widzem kiepskiego spektaklu, na który przyszło zaledwie parę osób, znakomicie oddaje atmosferę prowincji z jej nudą, kompleksami i fobiami. Sceny „łóżkowe” w sypialni i łazience aktorki ocierają się o horror, równocześnie jej „rywalizacja” z porcelanową lalką o względy przyprowadzonego do mieszkania mężczyzny trąci groteską. I wydaje mi się, że Danecki w grotesce gustował szczególnie.

Niczym innym jak groteską jest przecież tytułowa nowela „Duma miasta”. Już pierwsze jej zdanie: „Pan Gołąbek, koneser malinowego wina, był artystą i antysemitą”, wprowadza czytelnika w nastrój satyryczny. O panu Gołąbku dowiadujemy się, że w młodości zawiązał grupę poetycką „W malinach”, że śpiewał w chórze kościelnym i fabrycznym, napisał libretto do kantaty „Szlakiem maliniarzy”, oraz spłodził i wychował syna Tomaszka, też pisarza, który pisał i tył, pożerając wszystko, co przyrządzała mu żona - Sława, z zawodu wychowawczyni dzieci w żłobku.

Opowiadania „Argon” i „Puszka” budzą pewne wątpliwości. Autor chciał w nich ukazać los emigrantów z Europy Wschodniej (i nie tylko) w wielkich metropoliach Zachodu. Poznajemy tu ludzi zagubionych i rozczarowanych, którzy zamiast spodziewanego eldorado odnajdują w nowej ojczyźnie tylko alkohol, przemoc i płatny, zwulgaryzowany seks. Historie opowiadane przez Daneckiego wciągają czytelnika wartką fabułą, ma się jednak wrażenie, że autor gubi się w nadmiarze wątków. Chyba też problemy, o jakie potykają się jego bohaterowie, zostały potraktowane zbyt jednostronnie, bo po lekturze pozostaje pewien niedosyt.

Być może ten niedostatek poczułem z powodów czysto subiektywnych. Może był on wynikiem mojej, trochę innej, bardziej prozaicznej percepcji emigracji. A może nawet zazdrości - w końcu i Kuba, i ja określani byliśmy mianem pisarzy emigracyjnych. Chociaż on był bardziej poetą. Ja „reporterem-beletrystą”. On patrzył na świat z dystansem. Ja widziałem wszędzie psychiczne męki, tęsknoty i upokorzenia. U mnie literacką rzeczywistością rządzi „darwinowska logika przetrwania”, jak to określił któryś z krytyków literackich. W opowieściach Jakuba jest oczywiście trauma, wieczna bezdomność i poczucie klęski, jest rozdarcie, i wspomniany już alkohol. Ale jest także poezja, ta lekkość, do której tworzenia trzeba urodzić się poetą, nie prozaikiem czy dziennikarzem.

I Jakub to wszystko miał - i talent, i doskonały słuch. I one właśnie pozwalały mu łączyć piekło Marka Hłaski z satyrą Sławomira Mrożka… Dlatego proza Daneckiego wcale nie ustępuje jego poezji.

Czytając „Dumę miasta” teraz, zastanawiałem się, czy dwie dekady temu nie byłem świadkiem narodzin interesującego prozaika. A może nawet literackiej gwiazdy. Niestety, jak to często bywa, życie napisało najbardziej banalną i zarazem najokrutniejszą nowelę… Ciężko schorowany Kuba wydał wprawdzie u „Prószyńskiego” jeszcze jeden tom opowiadań - „Ciuciubabkę”, ale na firmament literacki nie udało mu się wspiąć. Zmarł nagle w roku 2019, w swoim rodzinnym Poznaniu.

Dziennik Bałtycki TV

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki