Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kończy się rok. I pewien rozdział w systemie ochrony zdrowia

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Prof. dr  hab. med. Piotr Czauderna:  Wystarczy porozmawiać z Polakami, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii czy, bardzo bogatej przecież, Norwegii i zapytać  dlaczego jak z ich zdrowiem dzieje się coś poważnego, to szukają pomocy lekarskiej w Polsce.
Prof. dr hab. med. Piotr Czauderna: Wystarczy porozmawiać z Polakami, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii czy, bardzo bogatej przecież, Norwegii i zapytać dlaczego jak z ich zdrowiem dzieje się coś poważnego, to szukają pomocy lekarskiej w Polsce. Karolina Misztal
- Jeżeli chcemy mieć opiekę zdrowotną w pełni na poziomie zachodnioeuropejskim, to i jej bieżące finansowanie musi być zbliżone co najmniej do poziomu średniej dla UE. Oznacza to, że musimy skądś tak duże pieniądze wziąć. Nie ulega wątpliwości, że nie da się ich wygospodarować w ramach obecnego systemu - twierdzi prof. dr hab. med. Piotr Czauderna, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży GUMed, przewodniczący Rady Ochrony Zdrowia Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

Najwięcej krytycznych uwag i negatywnych opinii zbiera polski system ochrony zdrowia….
Zdaję sobie sprawę, że ogół pacjentów jest nadal niezadowolonych z polskiego systemu ochrony zdrowia, ale myślę, że po części jest to nasza narodowa cecha - my z niczego nie jesteśmy zadowoleni. Zdaję sobie sprawę, że to, co teraz mówię, nie jest zbyt popularne, ale ten obraz naszej ochrony zdrowia trzeba trochę zobiektywizować. Otóż w stosunku do pieniędzy, które my na ten system wydajemy to jest on naprawdę dobry. Rozumiem, że jest on poniżej oczekiwań, i oczywiście jestem w stanie się zgodzić, że dostępność pewnych usług jest niewystarczająca, np. że czas oczekiwania na SOR-ach jest często bardzo długi. Nie można jednak rozpatrywać tego co mamy w Polsce w oderwaniu od tego, co jest na świecie.

W innych krajach, szczególnie zachodnioeuropejskich opieka medyczna jest chyba na wyższym poziomie?
To często pozory. Wystarczy porozmawiać z Polakami, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii czy, bardzo bogatej przecież, Norwegii i zapytać dlaczego jak z ich zdrowiem dzieje się coś poważnego, to szukają pomocy lekarskiej w Polsce. Ja takich przypadków znam mnóstwo i wielokrotnie tacy pacjenci trafiali bezpośrednio do mnie, ponieważ tamte systemy wcale nie są tak idealne, jak nam się z daleka wydaje. W Niemczech do dziś nie ma e-recepty, do dziś nie ma e-skierowań, a szpitale czy przychodnie porozumiewają się ze sobą za pomocą faksów. Przejście bariery lekarza rodzinnego w brytyjskim czy norweskim systemie ochrony zdrowia bywa bardzo trudne, a na tamtejszych SOR-ach często działanie ogranicza się jedynie do najprostszych czynności, a nie kompletu badań diagnostycznych, choć za cenę długiego oczekiwania, jak to dzieje się to w Polsce. Wskutek tego w wielu przypadkach postawienie właściwego rozpoznania bywa bardzo opóźnione w porównaniu z polskim systemem.

Ale przecież są to kraje o wiele bogatsze niż nasz system…
Nie chcę polemizować z opinią, że na ochronę zdrowia wciąż wydajemy za mało, jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że finansowanie polskiego systemu ochrony zdrowia wzrosło w ostatnich latach o blisko 70 proc. w stosunku do tego, co było wcześniej. Stało się to, między innymi dzięki lepszej ściągalności składek. Dzięki temu byliśmy w stanie znacząco poprawić stopień refundacji innowacyjnych leków, zwłaszcza w onkologii i leczeniu chorób rzadkich. Trzeba sobie zdawać sprawę, jak gigantyczne potrafią być ich koszty - przykładowo koszt terapii genowej czy biologicznej - na poziomie miliona złotych rocznie na pacjenta nikogo już nie dziwi. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że to się w niewystarczającym stopniu przełożyło na dostępność świadczeń, ale znaczna część tych pieniędzy musiała być skonsumowana przez podwyżki płac. Jeżeli byśmy nie zwiększyli płac, mielibyśmy jeszcze mniej medycznego personelu. Dzięki podwyżce wyjazdy, głównie lekarzy i pielęgniarek, za granicę się skończyły, ponieważ różnica w płacach między polskimi lekarzami czy pielęgniarkami a zachodnimi nie jest już taka duża jak kiedyś. Jak się do tego doliczy wyższe koszty życia, konieczność przeniesienia się, to nie bardzo się kalkuluje, mieszkać poza krajem. Mało tego, zawód pielęgniarki zaczął być atrakcyjnym zawodem. Nie zdarzają się już takie sytuacje, że 50 proc. pielęgniarek kończących studia nie podejmuje pracy w zawodzie. Jednak to są wszystko ruchy, które przyniosą efekt dopiero długofalowo. Z kolei uchwalona z inicjatywy Pana Prezydenta ustawa o Funduszu Medycznym pozwoliła na wprowadzenie do polskiego systemu ochrony zdrowia ogromnego strumienia środków inwestycyjnych (np. blisko 2,5 mld zł na inwestycje pediatryczne i ponad 4 mld zł na inwestycje onkologiczne), znacząco przewyższającego dotychczasowe wydatki na ten cel z funduszy unijnych.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

Mimo to dostać się do specjalisty bardzo trudno.
Ponieważ podobnie do całej zachodniej Europy, a właściwie całej Unii Europejskiej, borykamy się ze znaczącymi niedoborami w zakresie liczby pracowników ochrony zdrowia, lekarzy i pielęgniarek w pierwszym rzędzie. Za granicą jest wiele oddziałów, np. intensywnej terapii, które są zamknięte dlatego, że nie mają obsady. W Polsce ten problem też się zaczyna pojawiać. Stąd decyzja o zwiększeniu liczby miejsc na uczelniach medycznych i uruchomieniu studiów lekarskich na innych uczelniach.

To dość kontrowersyjny temat…
Zgadzam się, że nie wszystkie uczelnie powinny prowadzić tego rodzaju studia i pewnie niektóre z tych decyzji należałoby jeszcze zweryfikować. Ale zwracam uwagę, że nie wszystko było w gestii Ministerstwa Zdrowia. Wiele decyzji podejmowało Ministerstwo Edukacji i Nauki, ponieważ w gestii MZ są tylko uniwersytety medyczne, wydziały lekarskie na innych uniwersytetach są w gestii MEiN. Podsumowując musimy sobie zdawać sprawę, że jeżeli chcemy mieć opiekę zdrowotną na poziomie zachodnioeuropejskim, co kosztuje naprawdę duże pieniądze, to te pieniądze skądś muszą się wziąć. Nie da się wygospodarować takich pieniędzy w ramach obecnego systemu.

Pacjenci mieliby dopłacać?
Nie uważam, żeby współpłacenie było dobrym rozwiązaniem, mimo iż taki mechanizm w wielu krajach Europy funkcjonuje, na przykład we Francji , gdzie są dopłaty do recept czy nawet do hospitalizacji. Uważam, że polskie społeczeństwo nie jest jeszcze ciągle na tym poziomie bogactwa, żeby można było myśleć o współpłaceniu. Ale jeżeli popatrzymy na kraje takie jak Czechy czy Słowacja, a więc kraje porównywalne z Polską, to w tych krajach składka zdrowotna jest zdecydowanie wyższa, bo na poziomie 13 – 15 proc. Mało tego, nie zdarza się tam tak jak w Polsce, by tylko jedna osoba płaciła składkę, a z ubezpieczenia zdrowotnego korzystała cała rodzina. Trzeba też mieć świadomość, że ruch, który został wprowadzony przez PiS, czyli dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne dla różnych rodzajów zatrudnienia, co uderzyło w przedsiębiorców i wiele innych osób, m.in. w przedstawicieli, tzw. wolnych zawodów miało jeden cel - zwiększyć wpływy do systemu. Bo po prostu inaczej się nie da. Jeżeli nie zwiększymy wpływów do systemu, nie będziemy w stanie finansować nowoczesnych terapii. Przed tym dylematem stają wszystkie kraje rozwinięte. Po prostu koszty nowoczesnych terapii, w tym zwłaszcza ceny innowacyjnych leków dyktowane przez ich producentów, zaczynają przekraczać możliwości wszystkich systemów ochrony zdrowia na świecie.

Pocieszające jest to, że według najnowszych danych GUS mamy w Polsce aktualnie 158, 9 tys. lekarzy. W tej grupie zawodów medycznych zarejestrowano też największy bo 2,1 proc. wzrost.
To dowód, że podjęte przez poprzednią ekipę decyzje dają efekty. Trzeba bowiem sobie zdawać sprawę, że kryzys, którego doświadczamy dziś, jest skutkiem decyzji, które były podjęte nie 2 - 3 lata czy 5 lat temu, a 20 lat temu, kiedy zdecydowano, żeby dramatycznie ograniczyć przyjęcia na studia medyczne. Mówiło się wtedy, że mamy za dużo lekarzy. Skutków tej fatalnej pomyłki doświadczamy dziś.

Prywatna służba zdrowia wtedy praktycznie nie istniała. Dziś pracuje w niej spora grupa lekarzy specjalistów.
Ta ograniczona dostępność do specjalistów w publicznym systemie ochrony zdrowia nie wynika tylko z tego, że brakuje środków na finansowanie świadczeń ponadlimitowych, ale także z tego, że nie ma lekarzy specjalistów, którzy chcą przyjmować dodatkowych pacjentów, i nie ma ich skąd wziąć. Poza tym nadal zarobki w medycynie prywatnej są wyższe niż w medycynie publicznej, mimo że te ostatnie istotnie wzrosły. W niektórych specjalnościach jest po prostu korzystniej pracować wyłącznie prywatnie niż pracować w sektorze publicznym. Przecież w ostatnim czasie NFZ rezygnował z limitowania wielu świadczeń, a mimo to ich dostępność niekoniecznie się poprawiła.

Nie ulega wątpliwości, że dzięki e-receptom i e-skierowaniom, itd., pacjentom łatwiej się zarejestrować się do lekarza czy zapisać na szczepienie, np. przeciw COVID -19. Coraz większa jest jednak grupa ludzi starszych, którzy nie potrafią obsługiwać komputera ani korzystać z tego rodzaju narzędzi…
Paradoksalnie dzięki pandemii polska ochrona zdrowia poczyniła ogromne postępy w cyfryzacji. To wielka zasługa Ministerstwa Cyfryzacji oraz Ministerstwa Zdrowia, a tym samego ministra Janusza Cieszyńskiego. Co prawda oskarżano go potem o wiele rzeczy, ale czy się go lubi, czy nie lubi, trzeba uczciwie powiedzieć że to on przełamał barierę niemożności w cyfryzacji polskiej ochrony zdrowia, i to mimo oporu środowiska lekarskiego, które przekonywało, że to się nie uda, że to jest niemożliwe, że starzy lekarze zupełnie sobie z tym nie poradzą. Ma Pani rację, z pewnością istnieje pewna grupa pacjentów, która jest wykluczona cyfrowo i tą grupą ludzi powinna się zająć podstawowa opieka zdrowotna. To lekarz rodzinny powinien być dla tego rodzaju pacjentów przewodnikiem i ułatwić mu poruszanie się po systemie. Trzeba również zerwać z przekonaniem, bo ono nie funkcjonuje nigdzie na świecie (poza prywatnymi ubezpieczeniami), że z każdym problemem trzeba iść do specjalisty, a lekarz podstawowej opieki zdrowotnej jest od wydawania skierowań.

Wielu pacjentów wciąż uważa, że lekarz rodzinny leczy głównie przeziębienia.
To bardzo krzywdząca opinia. Lekarze rodzinni są dziś doskonale wyszkoleni. Mało tego. To jest ścieżka zawodowa, która zaczęła być atrakcyjna, bo tam się dobrze zarabia, nie ma się dyżurów, pracuje się lżej. Naprawdę pracuje się lżej niż w szpitalach, zwłaszcza w oddziałach zabiegowych, szczególnie dużych szpitali uniwersyteckich czy wielospecjalistycznych III poziomu..

Jednocześnie z drugiej strony lekarze podstawowej opieki zdrowotnej to bardzo skonsolidowane środowisko, które często broni się przed nakładaniem nowych obowiązków. Poza tym u nas jest tak, że gdy ktoś się raz dostanie do specjalisty, to trzyma się go rękoma i nogami. Sprzyjają też temu odmienności finansowania POZ (kapitacja) i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (tzw. „fee for service”). Jeżeli nie doprowadzimy do tego, że pacjenci będą wracać do podstawowej opieki zdrowotnej po konsultacjach specjalistycznych, to nigdy nie rozwiążemy problemu kolejek. Nie mamy tylu specjalistów i tylu wolnych terminów, żeby wszyscy chodzili tylko do nich.

- Co więc trzeba zrobić by te kolejki skrócić?
- Pacjenci powinni wracać do podstawowej opieki zdrowotnej i jeżeli nic z ich zdrowiem złego się nie dzieje, pozostawać pod opieką lekarza rodzinnego. Jest wiele schorzeń, takich jak na przykład niedoczynność tarczycy czy proste nadciśnienie samoistne, które mogą być przez lata leczone w POZ. I tylko jak się pojawia jakiś problem, to ci pacjenci powinni być kierowani na konsultację do endokrynologa, kardiologa czy hipertensjologa. Warto przypomnieć, że endokrynologia jest jedną z najbardziej oblężonych polskich specjalności, gdzie są najdłuższe czas oczekiwania. Takich przykładów mógłbym podać mnóstwo. Potrzebne są wytyczne, jak powinno wyglądać leczenie takiego pacjenta. Wydaje się, że aktualny konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej prof. Agnieszka Mastalerz-Migas doskonale to rozumie i też uważa, że zmiany w podstawowej opiece zdrowotnej powinny iść w tym kierunku. W niektórych krajach europejskich poradnie specjalistyczne istnieją tylko przy szpitalach i służą wyłącznie najbardziej skomplikowanym przypadkom.

Prof. dr  hab. med. Piotr Czauderna:  Wystarczy porozmawiać z Polakami, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii czy, bardzo bogatej przecież, Norwegii i
Prof. dr hab. med. Piotr Czauderna: Wystarczy porozmawiać z Polakami, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii czy, bardzo bogatej przecież, Norwegii i zapytać dlaczego jak z ich zdrowiem dzieje się coś poważnego, to szukają pomocy lekarskiej w Polsce. Karolina Misztal

Kadencja prezydenta Andrzeja Dudy kończy się za półtora roku. Czy Rada będzie istnieć nadal?
To jest pytanie do Pana Prezydenta, a nie do mnie. Powiem tylko tak: niestety ochrona zdrowia, która powinna być wyłączona z bieżących sporów politycznych, oczywiście wyłączona nie jest, podobnie zresztą jak polityka zagraniczna czy polityka obronna Ochrona zdrowia to dziedzina, w której ramy jakiejkolwiek reformy systemu przekraczają jedną kadencję. Tak, oczywiście, możemy się różnić co do szczegółów, jednak co do pewnych ogólnych kierunków zmian powinniśmy być zgodni. Oczywiście mamy nadal zbyt niskie finansowanie ochrony zdrowia, ale sam wzrost finansowania niczego nie zmieni, bo istotne jest też to, jak wydajemy te pieniądze, co chcemy dofinansować, jakie części systemu ochrony zdrowia. A jeszcze bardziej istotne jest to, w jakim kierunku chcemy nasz system prowadzić. Nadal mamy nadal za dużo łóżek „ostrych”, krótkoterminowych, a za mało łóżek długoterminowych. Mamy ciągle zbyt wiele szpitali, głównie powiatowych. Były już marszałek Senatu, prof. Grodzki powiedział to kiedyś bardzo wprost. Ciekaw jestem, czy obecny rząd wróci do tego i zdecyduje się, żeby jednak przyjrzeć się szpitalom powiatowym. Nie chodzi jednak o to, by zamykać szpitale, tylko by zmieniać w nich profil łóżek, podobnie jak zrobiono to w Chojnicach i Człuchowie. Te zmiany zawsze są kwestionowane przez polityków lokalnych, ale trzeba podejść do tego racjonalnie. Tylko że zawsze są jakieś wybory, a powszechnie wiadomo, że szpitale powiatowe mają ogromny lobbing wśród posłów. Za chwilę będziemy mieli wybory samorządowe, więc jakoś powątpiewam, czy uda się cokolwiek z tym zrobić. Choć realistycznie patrząc, wypracowanie nowej koncepcji szpitali powiatowych jest bardzo potrzebne, zwłaszcza pod kątem ich relacji z POZ i AOS. Zmieniły się czasy i to czego dziś najbardziej w polskim systemie ochrony zdrowia brakuje elementarnej koordynacji, tak na poziomie ścieżek pacjentów, jak i zarządzania systemem. Dziś w tzw. terenie potrzebny jeden szpital, ale za to dobrze wyposażony i z pełną kadrą i do którego można dojechać samochodem. Trzeba zreformować SOR-y i doprowadzić do tego, żeby czasy oczekiwania się tam skróciły. Przypominam, że nocna i świąteczna opieka lekarska była początkowo umiejscowiona na poziomie POZ i moim zdaniem to tam powinna być zorganizowana. Niewątpliwie ogromnym wyzwaniem jest kontynuacja reformy opieki psychiatrycznej, szczególnie w zakresie psychiatrii dzieci i młodzieży. W czasie ostatnich dwóch kadencji parlamentarnych, po raz pierwszy po 1989 r., podjęto wysiłek reformy i naprawy dotychczas niezaniedbanej i zepchniętej na margines opieki psychiatrycznej. Pierwsze efekty są już widoczne, poprawiła się dostępność i jakość opieki, zwłaszcza w ramach Centrów Zdrowia Psychicznego dla dorosłych. Zbudowane zostały solidne fundamenty nowoczesnego modelu. Potrzeba jeszcze jednak 2-3 lat na dokończenie tych działań, w tym na przyjęcie odpowiednich regulacji i przełamanie barier międzyresortowych, tak żeby zmiana była odczuwalna na co dzień przez mieszkańców naszego kraju. Wracając do ośrodka prezydenckiego muszę przyznać, że żaden prezydent przed Andrzejem Dudą nie wykazywał takiej aktywności w zakresie ochrony zdrowia. Żaden, żaden nie przygotował i nie wprowadził pod obrady Sejmu tylu ustaw, co obecny prezydent (wystarczy tylko przypomnieć Narodową Strategię Onkologiczną, Fundusz Medyczny czy Centra 75plus).

Czy mimo zmiany ekipy rządzącej Szpital Dziecięcy w obrębie Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku powstanie?
Musi powstać, bo Pomorze potrzebuje go od dawna. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Aktualnie jesteśmy na etapie przetargu na wyburzenia budynków, które muszą zniknąć, żeby stworzyć przestrzeń dla jego powstania. No i na etapie przetargu na projekt budowlany. Jednym słowem budowa szpitala ma szansę się zacząć albo pod koniec roku 2024, albo w roku kolejnym. I choć inwestycja ma być sfinansowana z Funduszu Medycznego, to nie będzie to przecież szpital dla PiS-u czy dla prof. Czauderny, lecz dla dzieci z naszego województwa i całej północnej Polski. Przypomnę, że poprzednie inwestycje w UCK były kontynuowane niezależnie od tego, kto rządził krajem. Projektowanie i budowę Centrum Medycyny Inwazyjnej rozpoczęto za PiS-u, a zakończono za PO, zaś z Centrum Medycyny Nieinwazyjnej było odwrotnie.

Zobacz też na dziennikbaltycki.pl - KLIKNIJ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki