MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koncert Il Divo w Ergo Arenie. Hity opakowane w smoking [RECENZJA, ZDJĘCIA]

Tomasz Rozwadowski
Karolina Misztal/ Dziennik Bałtycki
Wspólny koncert Il Divo i Katherine Jenkins w hali Ergo Arena rozpoczął się w miniony piątek od przeboju "My Heart Will Go On" z filmu "Titanic". W każdym chyba filmie o katastrofie na morzu jest taka scena, gdy ktoś otwiera drzwi kabiny i z wnętrza wylewa się potężna fala porywająca po drodze wszystkich i wszystko.

W tym przypadku była to obezwładniająca fala słodkich dźwięków, w których przez blisko dwie godziny - z półgodzinną przerwą - pławili się wszyscy zebrani w hali położonej na granicy Gdańska i Sopotu. Podczas powodzi, co zupełnie zrozumiałe, ludzie nie myślą rozumem, raczej kierują się sercem. Z serca więc płynęły okrzyki zachwytu, serca sterowały oklaskami i owacjami. Przy tuzinkowej, za to granej z dużym rozmachem, operującej potężnym brzmieniem i rozbuchanymi emocjami, muzyce.

Il Divo to międzynarodowy kwartet wokalny. Carlos Marin, baryton z Hiszpanii oraz trzech tenorów - Amerykanin David Miller, Niemiec Urs Toni Buehler i Francuz Sebastien Izambard - już od kilkunastu lat robią furorę na światowych listach przebojów i w salach koncertowych, muzyką całkowicie popową w treści, powierzchownie ucharakteryzowaną na coś więcej niż pop. To "coś więcej" w ich przypadku to muzyka klasyczna, a zwłaszcza ta w wydaniu operowym. Patent, który zresztą w Trójmieście zaowocował prawie pełną halą, czyli wielotysięczną publicznością, polega na wybieraniu wielkich, najlepiej miłosnych i sentymentalnych przebojów, doskonale już znanych, i ubieranie ich w quasi-operową szatę. Jest więc tak, że słuchamy sprawdzonych (czytaj "skutecznych") hitów i jeszcze jako bonus dostajemy uszlachetnienie przebojowej materii. Czujemy się prawie jak w operze, bez chodzenia do opery. Sprytne, bezpieczne, dochodowe.

Kwartetowi śpiewaków o wiele bliżej do boysbandów niż opery. Oczywiście Il Divo powstało na fali sukcesów Trzech Tenorów, czyli wielkich gwiazdorów scen operowych, Włocha Luciano Pavarottiego i dwóch Hiszpanów - Placido Domingo i Jose Carrerasa, którzy w latach 90. postanowili zdyskontować swoją sławę na popowym podwórku i osiągnęli sukces, o jakim chyba nawet nie śnili. Il Divo to sympatyczni chłopcy, bez istotnych osiągnięć operowych, niedroga imitacja, za to o niebo lepiej wyglądająca od trzech podtatusiałych mistrzów. I to ich jedyna przewaga.

Trójmiejski koncert byłby trudny do zniesienia, gdyby nie dołączenie do pakietu Katherine Jenkins. Walijska wokalistka ma w sobie więcej temperamentu i talentu niż jej czterech kolegów razem wziętych. Jej popisowy, pełen wokalnych ornamentów, mezzosopran o wiele lepiej się czuje w dramatycznym, miłosnym repertuarze niż przeciętne głosy Il Divo.

Poza tym, zanim pojawiły się diwy muzyki pop, takie jak Celine Dion czy Toni Braxton, były wielkie diwy opery, na czele z legendarną Marią Callas. Jenkins zgrabnie łączy te dwie tradycje, a kilka piosenek zaśpiewała na estradzie Ergo Areny po prostu znakomicie.

Po sukcesie piątkowego koncertu można się spodziewać kolejnych. Nie należy tylko liczyć na najazd fanów tego typu produkcji na prawdziwe teatry operowe, czy na sklepowe półki z klasycznymi nagraniami oper. To dwa osobne światy, tylko z pozoru sobie bliskie. Jak galerie sztuki i galerie handlowe.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki