Nie, nie z powodu konieczności poddawania się tym sprawdzianom. Jest mi ich żal, kiedy patrzę na polskie podręczniki akademickie z tego przedmiotu. W porównaniu z najlepszymi książkami, z jakich mogą korzystać na całym świecie osoby znające język angielski, student skazany na obcowanie wyłącznie z rodzimymi podręcznikami jest w marnej sytuacji. Różnic jest wiele i wcale nie dotyczą one głównie poziomu merytorycznego. Pod tym względem poprawa jest duża. Chociaż mam wrażenie, że swoboda i łatwość wydawania książek (co jest bardzo pozytywne!) sprawiają, że obok podręczników niezłych mamy sporo słabych, a zdarzają się nawet fatalne. Autorami wielu z nich są czasem długoletni nauczyciele, jednak bez dorobku naukowego i bez znajomości tego, co dzieje się na świecie w zakresie dydaktyki uczelnianej.
Pomijając jednak kwestie merytoryczne, pozostałe różnice są ogromne. Przede wszystkim polskie podręczniki są potwornie nudne. Pisane hermetycznym (naukowym lub pseudonaukowym) językiem są bardzo ciężkostrawne dla młodych ludzi. Są napuszone i ma się wrażenie, że autor za wszelką cenę chce, by czytelnicy uważali go za Boga Ojca. Zero luzu, dowcipu, anegdoty. Mam przed sobą nowe wydanie "Economics" Gregory Mankiwa z Uniwersytetu Harwarda i Marka Taylora z Uniwersytetu Warwick. Dwa bardzo znane w świecie ośrodki. Poważne. Ale w książce są m.in. rysunkowe dowcipy, wśród nich takie, które komentują, ale i nieco kpią z różnych wyjaśnianych w książce teorii. Dystans do siebie i do przedmiotu nie są dla autorów przeszkodą w przedstawieniu świetnego wykładu skomplikowanych kwestii.
No, a szata graficzna? Pod tym względem przepaść. Anglojęzyczne podręczniki są drukowane na pięknym papierze, pełne kolorowych wykresów, zdjęć. W główny tekst wcinane są tzw. ramki, zawierające wyjaśnienia, przedruki z gazet, przykłady "z życia". Pozornie nie powinno mieć to znaczenia - chodzi wszak o zawartą wiedzę. Ale u nas nikt nie zwraca uwagi, że młode pokolenia są pokoleniami obrazków i kolorów. Sam przekaz słowny trafia w próżnię. To dlatego dziś każdy dobry podręcznik ekonomii o ambicjach ponadlokalnych jest obudowany całą masą produktów wspomagających, dostępnych w sieci. Są to slajdy, filmy, quizy, zadania, testy itp. Wiele rzeczy się rusza, dźwięczy, przyciąga barwami. Wszystko to opracowane przez fachowców nie tylko od ekonomii, ale i od metodyki.
Dlaczego nie ma tego u nas. Żeby było jasne - jestem jedną z osób częściowo odpowiedzialnych za taki stan. W końcu uczę ekonomii już od 40 lat. Dlaczego nie napisałem takiej książki? Być może nie potrafię, ale nie próbowałem. Nie próbowałem zaś dlatego, że nie miałem na to czasu. Jestem typowym polskim profesorem ekonomistą: przeciążonym dydaktyką, biurokracją związaną z pełnionymi funkcjami, innymi obowiązkami wynikającymi z pracy na uczelni. A napisanie podręcznika nie jest u nas powodem do chwały ani ważnym elementem przy ocenie efektów akademickiej pracy. A przy tym jest to praca bardzo ciężka i wymagająca współpracy z wieloma ludźmi. Trzeba na to czasu i pieniędzy. No i klimatu. Polskie wydawnictwa podręcznikowe są pod presją kserografii. Studenci nie kupują książek, wolą powielać potrzebne im fragmenty. Jedno z wydawnictw prowadziło nawet akcję pod hasłem: podręcznik tańszy niż ksero. I pewnie tak było, ale książka była na gazetowym papierze, z paskudnym drukiem, z czarno-białymi wykresami. Nie zachęcała do wzięcia do ręki.
Nie chcę przesadzać, ale może warto byłoby wydać z państwowej kiesy trochę pieniędzy na wyprodukowanie (a nie tylko na napisanie) dobrych, ładnie napisanych, pięknie wydanych, poprawnych metodycznie podręczników wraz z całym ich internetowo-informatycznym oprzyrządowaniem. Myślę, że może poziom wiedzy gospodarczej rodaków znacznie by się podniósł. Ale, czy komuś byłoby to na rękę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?