Konflikt w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy, popularnie zwanym Szpitalem Zakaźnym, trwa od ponad roku, kiedy to stanowisko głównego dyrektora objęła Danuta Jędrzak-Kułaga.
Z powodu biurokratycznych zarządzeń, które - zdaniem lekarzy - utrudniają im diagnozowanie i leczenie chorych, doszło nawet do tego, że szef Kliniki Chorób Zakaźnych, która od lat tam funkcjonuje, wystąpił z dramatycznym apelem do rektora Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego [klinika należy do uczelni - red.], by ją stamtąd przeniósł.
Działacze organizacji związkowych reprezentujących wszystkich pracowników proszą o zachowanie anonimowości, gdyż - jak twierdzą - boją się szykan ze strony dyrekcji. Zgodnie mówią jednak - na każdym kroku dyrekcja zarzuca nam, że jesteśmy mało kreatywni, zacofani, odnosi się do nas z pogardą, nie szanuje nas ani naszej pracy.
Czytaj też: Gdańsk: Mobbing w szpitalu na Zaspie?
- Zmusza się nas do wypisywania wniosków na leki, które powinny być stale dostępne na oddziale, ogranicza badania diagnostyczne, wolno nam leczyć pacjentów tylko na choroby ujęte w kontrakcie z NFZ - tłumaczy jeden z lekarzy. - Jak przy okazji wykryjemy u nich jeszcze inną chorobę, nie wolno nam jej leczyć, mamy wypisać pacjenta, niech dalej leczy się w innym szpitalu, który ma na nią kontrakt. Na dodatek szpital redukuje biały personel, rozbudowując administrację.
Pracownicy szpitala obawiają się też o swoje miejsca pracy i wynagrodzenia, nie do końca rozumieją też, na czym to przekształcenie ma polegać, bo na co dzień nikt z nimi nie rozmawia.
Zdaniem dyrekcji, wszystkie te zarzuty są wyssane z palca, bo w szpitalu rosną wydatki na badania i leki, a wprowadzane zmiany mają jedynie charakter "uzdrawiający", bowiem - jak twierdzi dyrekcja - w funkcjonowaniu szpitala było wiele patologii.
Zarząd Zakaźnego tłumaczy również, że tylko dalsze oszczędności i przekształcenie w spółkę może uchronić szpital przed inwazją wierzycieli, z których najwięksi mogą z dnia na dzień sparaliżować jego pracę. - Dzięki zmianom organizacyjnym, które udało się nam do tej pory wprowadzić, zaczęliśmy się wreszcie bilansować, bieżąca działalność szpitala nie przynosi już strat - tłumaczy jego dyrektor Danuta Jędrzak-Kułaga.
Kulą u nogi placówki jest jednak stare zadłużenie, którego comiesięczna obsługa kosztuje aż 800 tys. zł. Sytuacja stała się naprawdę groźna, gdy Zakaźny przekroczył tzw. wskaźnik wielkości zadłużenia w stosunku do kontraktu.
Czytaj również: Sztum: Kierownik laboratorium skarży dyrektora o mobbing
Ustawa o działalności leczniczej obliguje samorząd do pokrycia ujemnego wyniku finansowego szpitala za tzw. rok obrotowy. Jeśli tego nie zrobi, musi szpital przekształcić w spółkę lub go zlikwidować. W przypadku Szpitala Zakaźnego zdecydowano się na pierwsze rozwiązanie.
- Z 10 mln zł, które samorząd musi z nas "zdjąć", 7,5 mln powinien odzyskać z budżetu państwa - wyjaśnia Wiktor Hajdenrajch, zastępca dyrektora Szpitala Zakaźnego ds. finansowych. - Placówce - już w formie spółki - zostanie do spłaty ok. 27 mln zł, a ponieważ przygotowała dobry biznes- plan, operacja na pewno się powiedzie.
Ostateczną decyzje o zamianie Zakaźnego w spółkę podejmie Sejmik pomorski na swojej ostatniej, letniej sesji, 30 lipca.
Przeczytaj rozmowę z Hanną Zych-Cichoń, wicemarszałkiem Pomorza, na temat sytuacji Szpitala Zakaźnego
Z Hanną Zych-Cisoń, wicemarszałkiem Pomorza, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Lekarze ze Szpitala Zakaźnego skarżą się, że jego dyrekcja tak oszczędza na badaniach i lekach, że pozostaje im leczyć chorych jedynie święconą wodą?
Nie dotarła do mnie ta skarga od lekarzy, spotkałam się ostatnio z pracownikami - lekarzami i pielęgniarkami, którzy niepokoili się i postulowali określenie granic tego typu oszczędności. W pełni się z tym zgadzam. Z drugiej strony szpital, który ma duży dług i nie ma pieniędzy na leki czy badania diagnostyczne też jest niebezpieczny dla chorego.
Spółka ma go uzdrowić?
Tak, ma go uzdrowić.
Rozumiem sens przekształcenia w spółkę szpitala dziecięcego na gdańskich Polankach, który się bilansuje i nie ma długów. Zakaźny ma masę długów. Samorząd chce czy musi zrobić z niego spółkę?
Nie musi, ale chce. Wierzymy, że ten szpital w formie spółki da sobie radę. W ciągu ostatniego roku zarząd szpitala wprowadził wiele zmian, które nie zawsze muszą podobać się pracownikom. Ważne, by były przez nich akceptowane.
Wygląda na to, że pracownicy nie akceptują formy, w jakiej te zmiany są wprowadzane. Wręcz skarżą się na mobbing ze strony dyrekcji...
Zarówno marszałek Struk, jak i ja poruszaliśmy ten temat w rozmowie z panią dyrektor. Zdajemy sobie sprawę, że kryzysowa sytuacja w tym szpitalu budzi nerwowe emocje zarówno jednej, jak i drugiej strony. Nierobienie nic grozi jednak wybuchem bomby atomowej". Jak eksploduje - Zakaźny trzeba będzie zlikwidować.
A czy można zlikwidować jedyny na Pomorzu szpital zakaźny?
Trudno sobie to wyobrazić, ale realia są takie, że inny szpital zaraz przejmie tę działalność, choćby GUMed, który prowadzi Klinikę Chorób Zakaźnych. Wątpię, by likwidacja Szpitala Zakaźnego byłaby dobra dla pacjentów. Pracują tam doświadczeni lekarze, chcemy ten szpital uratować.
Jakim cudem zadłużony szpital przy tak niskich kontraktach ma się nagle zbilansować i jeszcze spłacać ponad 20-mln zadłużenie? Ale to właśnie ten szpital, jako jedyny na Pomorzu, mógł sobie wpisać do biznesplanu stabilne finansowanie z NFZ, bo nikt mu nie sprzątnie sprzed nosa kontraktu, tak jak było to np. w przypadku kardiologii. Dla prywatnego szpitala to też nie jest łakomy kąsek.
Kto następny w kolejce do przekształcenia?
Szpital Miejski w Gdyni, ale on jest w znacznie lepszej sytuacji finansowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?