Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalendarium muzyki rozrywkowej: Słynne strzyżenie króla rock'n'rolla Elvisa Presleya (WIDEO)

Dariusz Szreter
Dokładnie 53 lata temu Elvis Presley poddał się "najsłynniejszemu strzyżeniu od czasów, gdy Dalila ogoliła Samsona" i przywdział mundur US Army. Jaki to miało wpływ na jego dalszą karierę oraz dlaczego później żaden z rockowych idoli nie poszedł w jego ślady

Tę scenę pokazały wszystkie telewizyjne serwisy, jak Stany długie i szerokie. Szczelnie owinięty białą chustą, Król Rock'n'Rolla, Elvis Presley, z dość niewyraźną miną zasiadł na fotelu fryzjerskim, a do tej pory anonimowy, teraz już przedstawiony milionom fanów z imienia i nazwiska wojskowy golibroda James Peterson, za pomocą maszynki sprawił, że słynne na całym świecie baczki i fryzura w "kaczy kuper" Króla przeszły do historii.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Strzyżenie kosztowało 65 centów, opłacić je musiał sam rekrut z siedmiodolarowej zaliczki, jaką właśnie dostał na poczet miesięcznego żołdu wynoszącego wówczas 78 dolarów. Niezbyt zawrotna suma, jak na człowieka, którego dochody w poprzednim roku szacowano na milion dolarów.

Rekrut US 53310761

Dzień wcześniej, 24 marca 1958 r., Elvis, teraz określany jako rekrut US 53310761, przekroczył mury jednostki w Fort Chaffee, w stanie Arkansas, by odbyć dwuletnią służbę wojskową. Chłopak, który przez trzy ostatnie lata był dla konserwatywnych Amerykanów symbolem wszystkiego co złe, grzeszne i występne, zawiesił karierę w imię obowiązku wobec ojczyzny. Mało tego, nie próbował wymigać się działalnością estradową w ramach tzw. Special Services, gdzie trafiała większość powołanych do wojska celebrytów, ale wstąpił do regularnej jednostki pancernej, wraz z którą, po przeszkoleniu w Fort Hood w Teksasie, w październiku 1958 został przerzucony do bazy we Friedbergu w Niemczech Zachodnich.

Jeszcze w Teksasie Elvisowi pozwolono nocować w prywatnej kwaterze poza koszarami, co zresztą nie było jakąś wyjątkową praktyką w amerykańskiej armii. Natychmiast sprowadził swoich bliskich. Po skończonym treningu wojskowym rekrut US 53310761 udawał się do wynajętego domu, by zjeść ugotowany przez matkę obiad i oddawać się rozrywkom w towarzystwie najbliższych kumpli, którym też zafundował przeprowadzkę. Ta sielanka skończyła się wraz z ciężką chorobą i rychłą śmiercią matki. Gladys Love Presley zmarła w wieku zaledwie 46 lat. Dla Elvisa był to cios, po którym, jak twierdzą niektórzy biografowie, nie otrząsnął się do końca życia. Jego przywiązanie do matki było niezwykle silne, w pewnym sensie może nawet patologiczne. Podobno przez pierwsze tygodnie służby, kiedy jeszcze był odizolowany od rodziny, dzwonił do niej kiedy tylko mógł, a ich rozmowy najczęściej kończyły się płaczem po obu stronach linii. Elvis miał wtedy 23 lata.
W pewnym sensie cała kariera Presleya zrodziła się z tego synowskiego uczucia - kiedy w sierpniu 1953 roku wstąpił do studia nagraniowego Sun Records w Memphis, by zarejestrować na własny koszt (całe 4 dolary) dwie piosenki w prezencie urodzinowym dla Gladys. Właściciel studia, Sam Philips, wyczuł potencjał początkującego śpiewaka i dalej poszło już jak w bajce: od pucybuta do milionera. Jakkolwiek niektórzy biografowie twierdzą, że nie było tu żadnego przypadku. Elvis mógł nagrać taniej singla w pobliskim sklepie płytowym, ale specjalnie wybrał cieszące się renomą Sun Records, licząc, że zostanie odkryty.

Również w Europie Elvisowi towarzyszył ojciec i paczka przyjaciół z Memphis. Mimo oznak szczególnego traktowania, żołnierze, z którymi służył, podkreślali, że był skromny i koleżeński, a przełożeni doceniali jego zaangażowanie i pracowitość. Szybko dosłużył się stopnia kaprala, a następnie sierżanta. W Niemczech poznał też 14-letnią wówczas Priscillę Beaulieu, która po kilku latach miała zostać panią Presley i urodzić mu jedyne dziecko, córkę Lisę Marie. W armii zawarł też inną ważną znajomość, która - w przeciwieństwie do małżeństwa - przetrwała do grobowej deski. Tam właśnie zaczął się jego romans z amfetaminą.

Z munduru wskoczył w smoking

Motywy, które skłoniły "Colonela" Toma Parkera, wszechwładnego menedżera Elvisa, by dopuścić do odbycia służby wojskowej przez jego podopiecznego, są nie do końca jasne. A przynajmniej nie były zrozumiałe w tamtym czasie. Interpretowano to jako zawodowe samobójstwo. "Nim zdążą mu odrosnąć włosy, fani o nim zapomną" - prorokowali dziennikarze. I musieli to potem odszczekać.
Parker myślał długofalowo.

Rock'n'roll był jedną z licznych, szybko zmieniających się mód i nic nie wskazywało na to, żeby miał przetrwać dłużej niż dwa-trzy sezony. W koszarach, z dala od zgiełku show-biznesu, Elvis mógł przeczekać schyłek szaleństwa na punkcie stylu, z którym był utożsamiany i powrócić już z nowym repertuarem, w nowym wcieleniu. Dodatkowo wzorowa służba wojskowa miała sprawić, by konserwatywna część społeczeństwa (czyli większość dorosłych Amerykanów), która odsądzała go od czci i wiary, doceniła jego przemianę i zaakceptowała nowe, ugrzecznione wcielenie gwiazdora.
Tak też się stało. 8 maja 1960 roku, po raz pierwszy od przejścia do rezerwy, Elvis wystąpił w telewizji. Był gościem programu Franka Sinatry. Ubrany w nienagannie skrojony smoking odśpiewał sentymentalne "Fame and Forune", a potem dynamiczny "Stuck On You", gdzie pozwolił sobie na kilka śmielszych, choć w żadnym razie niemogących uchodzić za obsceniczne ruchów. Tak jakby chciał powiedzieć: teraz mogę śpiewać wszystko i w każdym gatunku będę najlepszy. Jednak najbardziej symboliczną wymowę miał jego duet z gospodarzem, w czasie którego Elvis zaśpiewał fragmenty wielkiego przeboju Sinatry "Witchcraft", a "Niebieskooki" odpowiedział jego hitem, "Love Me Tender". Było to jak przekazanie pałeczki czy też swoiste namaszczenie następcy przez starszego gwiazdora. A przy okazji, za odśpiewanie niespełna trzech piosenek, Presley zainkasował gigantyczną jak na owe czasy sumę 125 tys. dolarów.

Takiego Elvisa mogli zaakceptować nie tylko dotychczasowi fani, ale także ich rodzice. Ci ostatni może nawet bardziej. To do nich adresowane były kolejne przeboje Króla: sentymentalne "Are You Lonsome Tonight" i "It's Now or Never", będące w istocie anglojęzyczną wersją włoskiego "O sole mio".

Płonące karty powołania

Parker nie przewidział tylko jednego: że odtrącony przez Amerykanów rock'n'roll przyjmie się i rozwinie po drugiej stronie Atlantyku, by za kilka lat powrócić, już nie jako przelotna moda, ale potężny ruch kontrkulturowy, który na zawsze odmieni społeczne oblicze Zachodu.
Rockowa rebelia, którą roznieciły zespoły tzw. British Invasion, to nie były już tylko "niegrzeczne" fryzury i ruchy biodrami. To była niezgoda na dotychczasowy porządek świata i próba wprowadzenia w życie nowych ideałów: pokoju, miłości, braterstwa, wolności. Ceniono przy tym indywidualną ekspresję, wyrażaną także poprzez strój - kolorowy, odlotowy. Na potęgę eksperymentowano z odmiennymi stanami świadomości. Cóż więc mogło być odleglejsze i bardziej nieprzyjazne temu pokoleniu, niż armia z jej hierarchiczną strukturą, wymogiem posłuszeństwa i trzeźwości, uniformizacją, a przede wszystkim celem, do jakiego została powołana - walką i zabijaniem.

Szczególnie, że w 1965 r. USA zaangażowały się w konflikt zbrojny w Indochinach, masowo potępiany przez młodych Amerykanów, zarówno ze względów ideologicznych, jak i ze strachu przed wysłaniem na front.
Kiedy więc Elvis wylegiwał się na słonecznych Hawajach albo podrywał kolejne aktoreczki partnerujące mu w jego niezliczonych hollywoodzkich produkcjach, tysiące wyznawców nowego rocka paliło swoje karty powołania. Niegdysiejszy Król Rock'n'Rolla abdykował. Nie miał im nic do powiedzenia i chyba w ogóle się nimi nie interesował, tak jak i oni nim. Jego publiczność to byli bogacze wypełniający sale koncertowe Las Vegas.

Swoją drogą ciekawe, czy "Pułkownik" Parker też wysłałby swojego pupila do wojska, gdyby ten był dekadę młodszy i miał w perspektywie wycieczkę do Wietnamu?

Noś długie włosy, tak jak my

Wróćmy jeszcze na moment do opisanej na wstępie sceny u fryzjera. Wtedy trudno było do końca ocenić jej symboliczny wymiar. "Nic nie stracił poza baczkami" - powiedział Frank Sinatra, zapowiadając powrót Elvisa na początku wspomnianego telewizyjnego show. A jednak stracił dużo więcej.

W świecie rocka fryzura miała odegrać jedną z najistotniejszych ról. Uczesanie na Beatlesa z grzywką na bok i włosami zaczesanymi na uszy, długie i rozpuszczone włosy hipisów i metalowców, afro Jimiego Hendriksa i wielu innych czarnych muzyków, głównie z kręgu funk, dready grających reggae wyznawców rasta, punkowe irokezy, tapirowane grzywki i pasemka wykonawców new romantic - to wszystko swoiste kody, znaki tożsamości grupowej. Dać sobie je obciąć, to jak wyzbyć się cząstki własnej duszy. Nie rozumiał tego prosty chłopak z Tulpedo, kiedy 25 marca 1958 roku zasiadał na fotelu Jamesa Petersona. Potem było już za późno. Kiedy na kilka lat przed swoją przedwczesną śmiercią w 1977 r. Elvis zapuścił bujne baki i dłuższą plerezę, wyglądał już tylko jak własna karykatura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki