Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalendarium muzyki rozrywkowej. Ray Davis: Nie śpiewam dla Coca-Coli

Dariusz Szreter
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Helmfrid-sofa4_Touched.JPG&filetimestamp=20091220023048
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Helmfrid-sofa4_Touched.JPG&filetimestamp=20091220023048
41 lat temu, 3 czerwca 1970 r., Ray Davis, lider zespołu The Kinks, przerwał tournée po USA i przeleciał pięć i pół tysiąca kilometrów z Nowego Jorku do Londynu tylko po to, żeby w Morgan Studios zmienić jedno słowo w nagranej dwa tygodnie wcześniej piosence "Lola". Dlaczego - wyjaśnia Dariusz Szreter

Bez zmiany tekstu "Lola" nie miała szans na prezentację w BBC, co z kolei mogło wpłynąć na wyniki sprzedaży singla. Tymczasem zespół łaknął przeboju jak kania dżdżu. Od czasu "Waterloo Sunset", z maja 1967 r. (okrzykniętego przez uchodzącego za wyrocznię amerykańskiego krytyka Roberta Christagau "najpiękniejszą piosenką w języku angielskim") dziennikarze miażdżyli ich kolejne kawałki, zarzucając Davisowi brak świeżości i powielanie pomysłów.

Jemu, Rayowi Davisowi, który w pojedynkę przez połowę dekady lat 60. skutecznie rywalizował z tandemami Lennon/McCartney i Jagger/Richards o miano największego brytyjskiego twórcy przebojów.

Począwszy od "You Really Got Me", z sierpnia 1964 r., kawałka opartego na ostrym gitarowym riffie, uznawanego za prekursorski wobec hard rocka i heavy metalu, kolejne 13 singli z jego kompozycjami uplasowało się w pierwszej 20. angielskiej listy przebojów, z czego trzy na jej szczycie.

Po drugiej stronie Atlantyku The Kinks radzili sobie wprawdzie nieco gorzej, ale było to spowodowane brakiem możliwości koncertowania w USA. To pokłosie incydentu podczas koncertu w Cardiff, kiedy wściekły Dave Davis (młodszy brat Raya) zwymyślał perkusistę i zaczął kopać jego instrumenty. Zasiadający za bębnami Mike Avory, niewiele myśląc, chwycił stojak od talerza i wyrżnął napastnika na odlew w głowę. Zalany krwią gitarzysta padł na estradę bez ruchu. Avory, myśląc, że zabił kolegę - dał nogę. Nieprzytomnego Davisa odwieziono do szpitala, ale na szczęście skończyło się na założeniu 16 szwów. Policji, która zainteresowała się incydentem, muzycy wytłumaczyli potem, że okładanie się instrumentami to zaplanowany element ich scenicznego show. Scotland Yard bywa łatwowierny, ale Amerykanie nie dali się na to nabrać. Tamtejszy związek zawodowy muzyków w 1965 r. nałożył na zespół czteroletni zakaz występów w tym kraju. Niewiele to chłopców nauczyło. Sceniczne bójki miały im się jeszcze nieraz zdarzać, szczególnie między braćmi. Noel i Liam Gallagher z Oasis nie byli tu prekursorami. W końcu nazwa The Kinks od słowa "kinky" - prowokacyjny, perwersyjny, zdegenerowany - zobowiązuje.

Nikt nie jest doskonały

Perwersyjny - to słowo dobrze pasuje do tematu wspomnianej na wstępie piosenki "Lola". Opowiada ona bowiem o transwestycie. Historia jest zresztą wzięta z życia. Podczas jednej z szalonych londyńskich nocy menedżer zespołu Robert Wace nie odstępował na parkiecie pewnej atrakcyjnej czarnoskórej dziewczyny. Dopiero kiedy muzycy żegnali się o świcie, zostawiając parę samą sobie, spostrzegli odrastający zarost na twarzy obiektu adoracji swojego menago. On tego nie widział, był zbyt pijany.

Podobną przygodę przeżył bohater piosenki "Lola", odwiedzający jeden z tych podejrzanych klubów w Soho, gdzie "serwują szampana smakującego jak Coca-Cola". Wpadł tam w oko jednej z bywalczyń, o dźwięcznym imieniu Lola, która w tańcu ściskała go tak mocno, że omal nie złamała mu karku. On się tymczasem zastanawiał, jak to jest, że Lola "chodzi jak baba, ale głos ma jak chłop". Wyrywa się, chce uciekać, ale serce nie sługa i w końcu uczucie bierze górę nad drugorzędnymi przeszkodami. Niektórzy mężczyźni tak już mają, że byle co ich nie zraża. Przypomnijcie sobie ostatnią scenę "Pół żartem, pół serio". Tę na motorówce. I zamykającą film kwestię: "Nobody's perfect".

Pod to wszystko Ray Davis podłożył efektowną, jak dzisiaj powiedzielibyśmy, power-popową melodię, opartą na riffie C-D-E. W Anglii piosenka doszła do drugiego miejsca, w USA - do dziewiątego, i była ostatnim wielkim przebojem The Kinks, choć zespół nagrywał jeszcze przez ćwierć wieku, zanim oficjalnie się rozwiązał w 1996 r.

Pora na wyjaśnienie zagadki. Jakie słowo musiał zmienić w tekście Ray Davis? Nie, nie miało ono nic wspólnego z seksem. Chodziło o Coca-Colę. BBC uznała, że wymienienie tej nazwy narusza przepisy o zakazie product placement w audycjach tej stacji. Davis zamienił ją wiec na "cherry colę", która w tamtym czasie nie była jeszcze nazwą własną napoju.
Piosenkarz w autosalonie

Czy rzeczywiście BBC miała powód, by kruszyć kopie? Jeśli się dobrze zastanowić, w wielu tekstach pojawiają się odniesienia do znanych produktów. Według historyków muzyki rozrywkowej, pierwsza marka towarowa została umieszczona w piosence z górą sto lat temu. W 1908 r. niejaki Jack Norworth popełnił utwór (muzykę skomponował Albert Von Tilzer) pt. "Take Me Out to the Ball Game", popularny do dziś wśród kibiców bejsbola. W refrenie pojawia się tam zachęta, by przed udaniem się na stadion zakupić Cracker Jacka, popularną przekąskę złożoną z oblanej karmelem kukurydzy i orzechów.

Potem poszło już z górki. Wodewil, jazz, blues, rock'n'roll - każdy z tych gatunków zawiera piosenki, które można potraktować jak listy zakupów dla słuchaczy. Przeważnie wymieniano marki samochodów. Trębacz Dizzy Gillespie skomponował "Swing Low, Sweet Cadillac", Serge Gainsbourg sławi uroki forda mustanga, w "Maybelline" Chucka Berry'ego dochodzi do wyścigu między cadillakiem a fordem, a Janis Joplin prosi Pana Boga, by jej kupił mercedesa benza. Bluesmani koncentrowali się raczej na trunkach, ze szczególnym uwzględnieniem Jacka Danielsa (np. "Jack Daniels Kind of Day" Johnny'ego Wintera). Pojawiają się też towary bardziej luksusowe. W piosence "Diamonds Are A Girl's Best Friend" z filmu "Mężczyźni wolą blondynki" wylicza się nazwy ekskluzywnych sieci jubilerskich, m.in. Tiffany's i Cartier. W piosence "Killer Queen" Freddie Mercury wspomina jednego z największych na świecie producentów szampana - Moet & Chandon.

Dla kogo ta nuta?

Można przypuszczać, że większość tych towarów wymieniona została dla nadania opowieści większego realizmu i autorzy, pomijając kwestię tantiem, nie otrzymali żadnych profitów z tej racji. Sytuacja znacząco się jednak zmieniła w czasach ekspansji wideoklipów. Krótki film, w połączeniu z melodią i chwytliwym tekstem, to już przekaz reklamowy pełną gębą. Kiedy więc MTV zaczęła nadawać klip z piosenką "My Adidas", pochodzącą z multiplatynowego albumu "Raising Hell" zespołu Run DMC, przedsiębiorcy nie mogli pozostać obojętni.

W połowie lat 80. wielkie korporacje przypuściły więc szturm na rynek muzyki rozrywkowej, m.in. sponsorując trasy koncertowe największych gwiazd. W rezultacie ich znaki firmowe stały się wszechobecne na wielkich imprezach rockowych i popowych. Zaprotestował przeciw temu wieczny buntownik, Neil Young, nagrywając w 1988 roku piosenkę "This Note's Fore You", zaczynająca się od słów: "Nie śpiewam dla Pepsi/ Nie śpiewam dla Coca-Coli/ Nie śpiewam dla nikogo/ Myślicie, że to żart/ Ta nuta jest dla was". Na towarzyszącym jej teledysku zostali sparodiowani i ośmieszeni ówcześni podopieczni Pepsi i Coca-Coli: Michael Jackson i Whitney Huston. W ostatnim ujęciu Young pociąga łyk z puszki opatrzonej logo z nutą i napisem "przez nikogo nie sponsorowane".

Podaj Courvoisiera

Young należy do garstki ideowców. To jednak gatunek wymierający. Analitycy rynku muzycznego twierdzą, że wobec kryzysu, jaki od ponad dekady przechodzi branża w związku z darmowym dostępem do muzyki w sieci, twórcy są skazani na szukanie zysku właśnie poprzez coraz silniejsze powiązanie ze sponsorami. W USA działają już zresztą specjalne agencje w rodzaju Lyrics Marketing czy Kluger Agency, mające ułatwić wzajemne kontakty między autorami i wykonawcami a światem reklamy. Porównują one profil odbiorców muzyki danego artysty z docelowym profilem nabywców jakiegoś towaru czy usługi, po czym kojarzą obie strony.
Przykładem takiej kooperacji jest wylansowany w 2003 roku, na zamówienie producenta koniaków, przebój Busty Rhymesa "Pass the Courvoisier". Zwiększył on sprzedaż tego trunku w USA tak znacząco, że firma podpisała kolejny kontrakt z wykonawcą.

Adam Kluger, szef Kluger Agency, przewiduje, że już niebawem może dojść do sytuacji, w której wytwórnie płytowe nie będą musiały w ogóle inwestować w nowe nagrania - wszystkie koszty wezmą na siebie reklamodawcy. Kto wie, może to także szansa dla wiecznie narzekających polskich artystów? Szczególnie że po okresie zepchnięcia na godziny nocne ich piosenkom niedawno, na mocy ustawy, zagwarantowano radiowy prime time.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki