Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalendarium muzyki rozrywkowej: 16 lat temu otwarto Rock and Roll Hall of Fame

Marcin Mindykowski
Szesnaście lat temu w Cleveland otwarto Rock and Roll Hall of Fame. O historii rockowego muzeum pisze Marcin Mindykowski

Rock and Roll Hall of Fame - czyli Hala Sławy Rock and Rolla - to najlepszy do-wód na to, że każda, nawet z początku najbardziej rewolucyjna i awangardowa forma kultury prędzej czy później stanie się klasyką. I, jak to klasyka, będzie potrzebować kustosza pamięci.

Pomysł na to, aby powołać placówkę, która dokumentowałaby rozwój światowego rock'n'rolla i honorowała osoby najbardziej dla niego zasłużone, pojawił się wiosną 1983 roku. To wtedy powstała - początkowo tylko na papierze - tworzona przez grupę zapaleńców fundacja Rock and Roll Hall of Fame. Jako siedzibę przy-szłej instytucji rozważano Memphis, Detroit (matecznik słynnej wytwórni Motown), Cincinnati, Nowy Jork i Cleveland. Szybko okazało się jednak, że najsilniejsze lobby ma to ostatnie, położone w stanie Ohio, miasto.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Tamtejsza społeczność lokalna, pod wodzą burmistrza, zorganizowała kampanię, która rozmachem dorównywała dzisiejszym staraniom miast o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury czy gospodarza największych rozgrywek sportowych. Cleveland miało jednak w ręku mocne argumenty - to w tym mieście odbył się pierwszy rock'n'rollowy koncert i to z niego, statystycznie, wywodzi się najwięcej muzyków rockowych. Twarzą swojej kampanii społecznicy z Cleveland uczynili Alana Freeda - tamtejszego DJ-a, który jako pierwszy użył na antenie radiowej terminu "rock'n'roll". W ciągu miesiąca pod petycją o budowę muzeum podpisało się 600 tysięcy mieszkańców miasta. W obliczu tak zorganizowanego, solidarnego działania lokalne władze obiecały, że dofinansują ewentualną inwestycję niebagatelną kwotą 65 milionów dolarów. Nic dziwnego, że kiedy przyszło do podjęcia decyzji, komitet fundacyjny nie miał wątpliwości - muzeum rock'n'rolla stanie właśnie w Cleveland.
Z dzisiejszej perspektywy widać, że gra była warta świeczki - obecnie Rock and Roll of Hame jest jedną z największych atrakcji turystycznych USA. Co roku ściąga do miasta tysiące turystów i generuje miliony dolarów zysków.

Pięć godzin zwiedzania

Siedmiopiętrowy szklany budynek w kształcie piramidy zlokalizowano tuż nad jeziorem Erie. Uroczyste otwarcie odbyło się 2 września 1995 roku. Symboliczną wstęgę przecinali Yoko Ono i Little Richard, a w koncercie ot-warcia wystąpili m.in. Bob Dylan, Chuck Berry, James Brown, Aretha Franklin, Jerry Lee Lewis, Johnny Cash, Lou Reed, Iggy Pop, Bruce Springsteen i Eric Burdon.
Pierwsze pięć pięter do dziś zajmuje stała, ciągle powiększająca się wystawa zbiorów muzeum, dokumentująca dzieje rocka. Wśród eksponatów znajdują się oryginalne instrumenty legendarnych muzyków, plakaty, teksty piosenek, listy, kultowe kostiumy (np. mundurki Beatlesów z okładki albumu "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band"). Ale oprócz pełnych muzycznych artefaktów gablot nie brakuje też multimediów - muzyki i filmów. To wszystko sprawia, że aby chociaż pobieżnie obejrzeć wszystkie przygotowane przez kustoszy atrakcje, trzeba spędzić w muzeum przynajmniej pięć godzin.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Muzeum przez pryzmat historii rocka opowiada też młodym Amerykanom o zmianach społecznych, politycznych i kulturowych ostatniego półwiecza. Pokazuje rewolucje, jakie zaszły w języku i modzie, które w rocku skupiają się przecież jak w soczewce.

Prawie jak doktorat

Najbardziej medialną stroną działalności placówki jest jednak wprowadzanie raz do roku, w marcu, nowych członków do rock'n'rolllowej galerii chwały. Pierwsze sławy muzeum wybrało, będąc jeszcze instytucją "papierową", w 1986 roku. Byli to m.in. James Brown, Little Richard, Elvis Presley, Fats Domino, Ray Charles, Chuck Berry i Jerry Lee Lewis. Od tej pory co roku dołącza do nich ok. pięciu-siedmiu muzyków, zespołów lub osób. Rockowy panteon podzielony jest bowiem na cztery kategorie: Wykonawcy, Pionierzy, Muzycy studyjni i Inne osoby (dziennikarze muzyczni, producenci, autorzy piosenek itp.). Warunkiem nominacji do najważniejszej, pierwszej kategorii jest okres 25 lat, jaki mu-si minąć od debiutu danego artysty, a także jego znaczący wpływ na rozwój rock'n'rolla. Listę nominowanych sporządza fundacja Rock and Roll Hall of Fame, a potem rozsyła ją do 500 rockowych ekspertów. Ci z nominowanych, którzy zdobędą najwyższą liczbę głosów - i ponad 50 procent pozytywnych wskazań - są wprowadzani w progi Hall of Fame.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Odbywa się to na uroczystej gali w Nowym Jorku, co przez lata było dla Cleveland solą w oku. Miasto w końcu dopięło swego - od 2009 roku, co trzy lata ceremonia będzie odbywać się u nich.
Uroczystość przebiega według stałego rytuału. Każda z nowych sław jest wprowadzana do Hall of Fame przez innego artystę - najczęściej dobrego scenicznego przyjaciela lub jej muzycznego spadkobiercy. Po laudacji prezentowany jest materiał dokumentalny o uhonorowanym wykonawcy, który wychodzi na scenę, żeby odebrać symboliczną statuetkę. Na koniec wykonuje swoje dwa najbardziej znane utwory.

Okazuje się, że czasami pewni siebie na scenie rockmani, w anturażu eleganckiej gali, z wymiętymi kartkami z tekstem laudacji w rękach, tracą naturalną swadę. Inni - wręcz przeciwnie: dywersyjnym zachowaniem pokazują, że nawet jeśli mają komuś składać honor, to rock'n'rollowo. - To prawie jak doktorat - mówił perkusista Queen Roger Taylor, odbierając honory. - I znaczy dla nas więcej niż wszystkie nagrody Gram- my, których nigdy nie dostaliśmy!

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Nie brakuje też momentów wzruszających. Tak było, kiedy w 1994 roku Johna Lennona do Hall of Fame wprowadzał jego kolega z The Beatles Paul McCartney, zwracając się do nieżyjącego kolegi w formie listu, w którym przywoływał najlepsze wspomnienia ich przyjaźni. Tak było też rok wcześniej, kiedy łamiącym się głosem gitarzysta Eric Clapton mówił: "Do tej pory nie wierzyłem w instytucje i uważałem, że rock'n'roll nie musi być szanowany. Dzisiejszego wieczoru zmieniłem zdanie, bo uświadomiłem sobie, jak wiele cudów się tu zdarzyło". Clapton okazał się zresztą rekordzistą - został wprowadzony do galerii sław aż trzy razy (solo i z Cream i Yardbirds).

Kiedy zaś w 2006 roku James Hetfield z Metalliki wygłaszał laudację na cześć Black Sabbath, opowiedział przejmującą historię nastoletniego chłopca, któremu muzyka tej grupy całkiem zmieniła życie. Swoją historię.

Nasz cykl: Kalendarium muzyki rozrywkowej

Wzruszenie ściska też za gardło, kiedy w imieniu zmarłych muzyków pojawiają się ich najbliżsi krewni. Owację na stojąco odebrała Jer Bulsara - mama Freddiego Mercury'ego, wokalisty Queen. Z kolei w imieniu Johna Bonhama (perkusisty Led Zeppelin) nagrodę odebrał jego syn, a w imieniu Bona Scotta (wokalisty AC/DC) - jego bratankowie.

Mocz w winie

Rock and Roll Hall of Fame ma jednak też swoich krytyków. Z instytucją rockowego panteonu długo nie mogli przeprosić się muzycy z Black Sabbath, którzy przyjęli zaproszenie dopiero... za ósmym razem. W historii najbardziej zapisali się jednak punkowi rebelianci z Sex Pistols, którzy, będąc wskazani do Hall of Fame w 2006 roku, wystosowali do fundacji list: "Cała ta galeria sław to szczyny. To wasze muzeum... Mocz w winie. Nie przyjdziemy. Nie jesteśmy waszymi małpami". Hall of Fame zarzuca się też kierowanie się walorami komercyjnymi, a nie realnymi zasługami, ignorowanie niektórych gatunków, a także fakt, że w fundacji zasiadają nie muzycy, a samozwańczy pasjonaci, którzy forsują swoje gusta. Komisja ignoruje też gło- sy fanów, którzy często przysyłają petycje z tysiącami podpisów z prośbą o wprowadzenie do panteonu ich ulubionych artystów.
Mimo wszystko pomysł musi być dobry, skoro pozazdrościła go Ameryce Wielka Brytania, tworząc w 2004 roku swój odpowiednik - UK Music Hall of Fame.

Także w Polsce mamy kontynuatorów tej tradycji. Wojciech Korzeniewski, prezes Fundacji Sopockie Korzenie, od dawna zabiega w Sopocie o utworzenie nowoczesnego Muzeum Polskiego Rocka. I nawet jeśli Trójmiasto nie zyskałoby na tym jak Cleveland, na pewno warto brać tu przykład z Amerykanów, którzy nie od dziś są mistrzami w pielęgnowaniu swoich historii. My też możemy przecież poprzez muzykę rockową opowiedzieć, kim jesteśmy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki