Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Misiek: Spalę swoje gdańskie prace, jeśli Gdańsk mi za taki performance zapłaci ROZMOWA

rozm. Jarosław Zalesiński
W pracowni Jana Miśka brakuje gazu i kuchni,  jest zagrzybiona
W pracowni Jana Miśka brakuje gazu i kuchni, jest zagrzybiona G.Mehring/archiwum DB
Z Janem Miśkiem, znanym gdańskim artystą, rozmawia Jarosław Zalesiński.

Pozbywa się Pan swojej pracowni w Gdańsku?

Nie jestem w stanie jej utrzymać, więc takie mam plany. Mam tylko problem z pracami większego formatu, które bez sensu stworzyłem w przeszłości.

Dlaczego bez sensu?

One dotyczyły tematycznie Gdańska. To nie są prace komercyjne, więc tylko zawalają mi pracownię.

Pokazywał mi Pan rachunki za czynsz. Jednak jakąś obniżkę udało się Panu od miasta uzyskać.

Tak, ale to obniżka wynikająca z odpowiednich przeliczników, na przykład za zagrzybienie, za brak gazu, brak kuchni i tak dalej. Tylko z tego tytułu.

W 2011 roku miasto zreformowało czynsze. Od tego czasu miał Pan płacić ponad 1000 złotych.

Bez mediów. To stawka zabójcza. Płaciłem przez dwa miesiące, potem udało mi się wywalczyć obniżkę.

Z powodu grzyba, braku gazu i kuchni. Da się tam pracować? Ma Pan przynajmniej okna?

Mam, ale tylko dzięki pomocy przyjaciół. Tej pomocy zawdzięczam też posadzkę i ocieplenie w jednym z głównych pomieszczeń. Wcześniej rzeczywiście nie dało się tam funkcjonować. Kiedy po tym, jak przydzielono mi pracownię, przychodzili do mnie koledzy w odwiedziny, wszyscy stawali wokół kozy i grzali się, nie zdejmując czapek.

Tego, co włożył Pan w remont, nie mógł Pan odzyskać od miasta?

W umowie o przyznaniu pracowni, którą spisuje się z miastem, jest punkt mówiący, że wszystkie remonty przeprowadzane są na własny koszt. Nie może to być odliczone z czynszu, co moim zdaniem, jest rozwiązaniem zbrodniczym.

W dodatku gdyby podwyższył Pan sobie standard, straciłby Pan ulgi.

Dokładnie.

Ale i tak ma Pan płacić 1000 złotych.

Dzięki pomocy prawników, którzy potrafią odczytywać uchwały Rady Miasta, udawało mi się uzyskać te odpisy, ale po jakimś czasie przychodziło z miasta pismo, które przywraca wyższą stawkę. Nie wiem, jak będzie tym razem, czy miasto zechce się przychylić do mojej kolejnej prośby.

Na czym więc polega życzliwość Gdańska dla sztuki i artystów?

Nie mam pojęcia. Dzisiaj wyrzucam sobie, że popełniłem życiowy błąd, wdając się w tworzenie dzieł, związanych z Gdańskiem. Wydawało mi się to naturalne, w końcu mieszkam tu już 40 lat.

Ale miłość okazała się cokolwiek nieodwzajemniona.

Nie robiłem tego po to, by czyjąś miłość pozyskać. W sztuce szukam dotknięcia rzeczywistości, miejsca, w którym żyję. Na tej zasadzie pojawił się u mnie Gdańsk.

Mamy wolny rynek. Artyści, tak jak wszyscy, powinni sobie na nim radzić.

Prowadzę farmę kurczaków i kotów, czyli mówiąc serio, maluję rzeczy na sprzedaż. Tylko chyba nie na tym polega sens pracy twórczej.

Nie chce Pan przecież być utrzymywany przez władze Gdańska?

A broń Boże. Ale wydawało mi się, że może mógłbym liczyć na jakieś wsparcie w niekomercyjnej twórczości związanej z tym miejscem.

W środowisku plotkuje się, że gotów jest Pan spalić swoje gdańskie prace.

Nie przepadam za performance'em, ale proszę bardzo, gotów jestem zrobić taki performance. Może mi miasto za taki happening zapłaci?

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki